Muzyczny majstersztyk
Przy mojej niedawnej recenzji Fallout 4 wspomniałem, że jedynym elementem, który nigdy nie zawodzi i zawsze stoi na najwyższym poziomie w grach tego studia, jest ścieżka dźwiękowa. Starfield nie jest wyjątkiem. Usłyszycie tutaj styl znany z poprzednich gier Bethesdy, przypominających Wam o danej odsłonie Elder Scroll czy jednej z Krypt, ale nie brakuje tutaj świeżych kawałków. Takich pełnych tajemnic, enigmatycznych, kojarzących się z eksploracjami, kosmosem, przygodami, chwilami radości, ale też smutku. Muzyka buduje napięcie, wpływa na nasze zmysły, informuje o zagrożeniu, chwilach spokoju, ale też buduje scenę. Czuję w tym wszystkim momenty z Mass Effecta, Destiny, No Man’s Sky i wielu innych produkcji z motywem kosmosu.
Będąc w mieście Neon, ścieżka nakieruje Was na cyberpunk, na “dziwnych” statkach poczujecie się niczym w Dead Space, a na planetach, tam bywa różnie, ale równie ciekawie. Nawet gdybym chciał, nie znalazłbym wad związanych z oprawą audio. Już teraz wracam do tych utworów i wiem, że będę to robił przez lata. Czasami ten jeden element wystarczy, aby zatracić się w danej produkcji i nie zdziwię się, jak niektórzy będą po latach wspominać Starfielda właśnie dzięki muzyce, jaką w nim usłyszeli. Trochę inaczej wypadają już same efekty specjalne, dźwięki broni, wybuchów, czy odgłosy dziwnych galaktycznych zwierzaków. Tutaj bywa dobrze, ale czasami nienaturalnie. Opadu szczęki nie było. Za to voice-acting zachwyca, ale nic dziwnego, jak przy projekcie wzięło udział sporo utalentowanych osób. Mi i tak najbardziej przypadł do gustu robot, który przecież powinien mieć w sobie najmniej emocji. Musicie ich posłuchać sami, warto, a samą ścieżkę, to już bez żadnej dyskusji, nawet jak nie planujecie sprawdzić omawianej gry.
Strzelamy, budujemy, hackujemy
Aktywności w tej grze jest cała mała. Cieszę się, że poprawiono model strzelania względem ostatniego Fallouta. Bronie zarówno przed jak i po modyfikacjach potrafią znacząco się od siebie różnić. Mamy też dużo craftowania, zbierania, sprzedawania, kupowania i biegania. Zabrakło pojazdów, czy innych środków transportu, przez co czasami eksploracja bywa uciążliwa. Najbardziej wtedy, kiedy zwiedzamy kilka planet pod rząd. Do tego wszędzie te loadingi, silnik Creation Engine 2 ma swoje wady i byłem wyrozumiały, ale po ponad 100 godzinach, nawet ja mam dość. Walki w kosmosie nie są jakoś bardzo rozbudowane, ale spełniają swoje zadanie. Bywają ekscytujące i efekciarskie, ale też czasami wymagają podejścia na cicho, więc nie są na jedno kopyto, co uważam za plus. Jednak wojaży z Elite Dangerous tutaj nie uświadczycie.
Starfield oferuje wiele, co może również przytłaczać, bo czasami nie wiadomo, za co się zabrać. Ta otwartość i swoboda w takich momentach nie działa na jego korzyść. Warto wtedy skupić się trochę na wątku głównym, ale nieco odpocząć i mieć określony plan działania. Warto wspomnieć, że nawet największe “starcia” nie muszą doprowadzić do walki. Ja na przykład ostatni pojedynek rozwiązałem słownie. Liczyłem na ciężką walkę z dwoma ponadprzeciętnymi istotami, a skończyło się na tym, że przekonałem ich do zupełnie innego spojrzenia. Nadal jestem w szoku, ale cieszę się, że twórcy dali taką możliwość. Sami więc widzicie, ile mniejszych i większych rzeczy znajdziecie w tej grze. Niestety, wszystko jednak wymaga czasu, bo to jedna z tych pozycji typu Goliat. Trzydzieści godzin to zaledwie rozbiegówka, gdzie nie zobaczymy wielu ciekawych rzeczy.
Hypetrain i Starfield
Wiele osób wykreowało w swojej głowie obraz gry, której nie otrzymali. Dział PR mocno promował ten tytuł, a z pokazanych materiałów gracze wyciągali różne wnioski, które wpłynęły na ich oczekiwania. Kiedyś sam się na to łapałem i mocno żałowałem. Potem wracałem, czasami po latach, do danej produkcji ze świeżym spojrzeniem i spokojną głową. Wtedy okazywało się, że tytuł może mi się podobać. Dorzućmy do tego setki, jak nie tysiące opinii z sieci, które wielokrotnie nie mają żadnej wartości. Po przejściu gry sprawdziłem osiągnięcia i żadne z nich nie dobiło do 10%. To pokazuje, jak mało osób miało czas i możliwość, aby naprawdę nacieszyć się Starfieldem, który przecież mocno zyskuje z czasem. Rozumiem, jak ktoś po godzinie czy dwóch nie czuł chemii, ale trochę mało, aby powiedzieć coś więcej niż “to nie dla mnie”. W sieci były natomiast elaboraty i analizy, jakby ludzie mieli na liczniku po tysiąc godzin, co rzecz jasna mija się z prawdą.
Bardzo możliwe, że lepszym pomysłem będzie dać szansę omawianej grze za jakiś czas. W momencie, gdy internet ochłonie, wielkie premiery przeminą, a i Wy złapiecie oddech. Łatwo chłonąć negatywne emocje i nie być tego świadomym, a potem z negatywnym nastawieniem odpalić tytuł. Wtedy, choćby był “ideałem” nic by mu nie pomogło. Starfield nie ma najlepszego UI, animacje postaci trzymają się czasów Skyrima, w jednym momencie wygląda przepięknie, innym razem przeciętnie. Oparto go na silniku z masą loadingów, a pewne elementy, mimo że poprawne, wypadają gorzej niż u konkurencji. Jednak sam jestem dowodem, iż w tej grze jest mnóstwo dobrej zawartości. Czasami podanej na tacy, a czasami mocno ukrytej. Nie wszystko wygląda tak, jak gawiedź pokazuje, a teraz też “negatywne opinie” są w cenie, dla algorytmów rzecz jasna.
Czy warto?
Fani studia mogą sięgać po Starfielda bez zastanowienia, wydaje mi się, że będziecie zadowoleni. Posiadacze aktywnego abonamentu Game Pass nic nie tracą, jeżeli zdecydują się sprawdzić ten tytuł. Kto wie, może “kliknie” i zostaniecie w nim dłużej? Wszyscy inni muszą się dobrze zastanowić. Gra wymaga czasu, cierpliwości i tej chęci przygody, której nie pokonają nudne planety, śmieszni NPC czy “kilka” ekranów ładowania. To nadal produkcja od Bethesdy ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Wykonana całkiem przyzwoicie, zawierająca często genialne wątki poboczne i zaskakujący z czasem motyw główny. Jeden z tych tytułów, do których będę wracał regularnie i wciąż odkrywał coś nowego. Mnie zadowolił i pochłonął, a jak będzie z Wami? Czas pokaże.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.