Caravan SandWitch – recenzja (PS5). Przytulny indyk na kilka wieczorów

Caravan SandWitch — ekran startowy.

Nie licząc okazjonalnych odwiedzin kilku gier usług, od kilku miesięcy skupiam się na ogrywaniu indyków. Uważam, że to one są przyszłością branży gier wideo. Oczywiście w segmencie AAA również zdarzają się perełki, co doskonale udowadnia Astro Bot, ale jest ich coraz mniej. Niestety ostatnio naszła mnie ochota na zanurzenie się w jakiś tytuł z otwartym światem. Szkoda tylko, że większość z nich to ogromne molochy, na które zwyczajnie nie mam czasu. Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy w moje ręce wpadł debiutancki projekt niewielkiego studia Plane Toast. W związku z tym, że już od dawna śledziłem jego losy, szybko złapałem za pada, usiadłem przed telewizorem i odpaliłem Caravan SandWitch.

Na ratunek

W produkcji francuskiego dewelopera wcielamy się w dziewczynę o imieniu Sauge. Po otrzymaniu niepokojącej wiadomości od swojej zaginionej siostry powraca na planetę Cigalo do rodzinnego miasteczka. Po sześcioletniej nieobecności wiele się jednak pozmieniało. Bohaterka pozna losy nie tylko swojej rodziny, ale także zaprzyjaźnionych mieszkańców. Pomoże im w rozwiązaniu problemów, które są kluczowe do dalszego prosperowania osiedla. Spotka też podróżujących po pustyni Nomadów, z którymi zasiądzie przy ognisku i posłucha ciekawych historii. Wszytko to, po to, by uzbierać odpowiednią liczbę części potrzebnych do ulepszenia żółtego vana, który służy jej jako zaufany środek transportu. Tylko dzięki nowym gadżetom pozna losy rodzeństwa oraz odkryje tajemnicę katastrofy, która wydarzyła się 40 lat temu.

Zrzut ekranu z gry Caravan SandWitch. Tajemnicza postać obserwuje z ukrycia grupkę ludzi zebranych na placu poniżej.
Trochę nudno na tym dachu. A może by tak dołączyć do imprezy?

Przynieś, podaj, pozamiataj

Fabuła Caravan SandWitch może i do najbłyskotliwszych nie należy, ale stanowi doskonałe tło do zwiedzania powierzchni Cigalo. Ważny jednak dla mnie jest fakt, że dzięki wykonywaniu zadań pobocznych poznałem mieszkańców tego niesamowitego miejsca. Nieważne, że większość z nich to typowe fetch questy, jeżeli pomogły mi zaznajomić się z ich osobowościami i poczytać o ich rozterkach. Samo to było dla mnie nagrodą. Dodatkowa zachęta w postaci wspomnianych wcześniej komponentów do pojazdu to tylko wisienka na torcie. Poza tym żadna z tych misji nie trwa za długo, więc robiłem je z przyjemnością, szczególnie że często kierowały mnie we wcześniej niezbadane tereny.

Jedyne co mnie lekko rozczarowało to brak konsekwencji po wyborach dialogowych. Nie ważne, na co się zdecydowałem, efekt był zawsze taki sam. Bardzo przypadły mi do gustu natomiast wycieczki, na które zabierałem pasażerów. Nie dość, że podczas przejażdżki mogłem poznać ich bliżej, to jeszcze widać ich było na siedzeniu obok kierowcy. Niby mała rzecz, ale zdecydowanie buduje uczucie immersji. Ukończenie zarówno głównej linii fabularnej, jak i wszystkich misji pobocznych zajęło mi około dziesięciu godzin. Biorąc pod uwagę, że czas ten podzielony jest na obcowanie z postaciami, zwiedzanie ruin oraz odkrywanie nowych terenów mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że ani trochę się nie nudziłem.

Główna bohaterka śpi na łóżku. Obok stoi szafka z lampką i kilkoma gadżetami.
Po tym całym wspinaniu i bieganiu dobrze się chwilkę zdrzemnąć.

Skondensowany świat Caravan SandWitch

Caravan SandWitch to open world z krwi i kości, tylko w zdecydowanie mniejszym wydaniu. Formuła odkrywania wież znana choćby z serii Far Cry czy Assassin’s Creed jest tu obecna, ale wprowadzona jest w taki sposób, że ciężko się do niej przyczepić. Każdy taki punkt to przemyślana, dobrze skonstruowana łamigłówka, która nagradza gracza za spostrzegawczość i umiejętność logicznego myślenia. Te miejscówki są pełne zakamarków i pokoi z potrzebnymi zasobami oraz znajdźkami, które jeszcze bardziej wprowadzają w świat stworzony przez studio Plane Toast.

Największą zaletą obszaru oddanego w nasze ręce jest jednak jego niewielki rozmiar. W każde miejsce możemy dojechać dosłownie w kilkanaście sekund. Co więcej, gdy tylko wejdziemy na jakąś wyżynę, od razu nabieramy chęci do odwiedzenia najbliższego budynku. W całym tym systemie jest jakiś taki czar, który ciężko opisać słowami. Każdy wypad w nieznane daje sporo satysfakcji i przebiega w intuicyjny sposób. Ogromnie żałuję, że moja przygoda z tymi opuszczonymi lokacjami już się skończyła.

Widok na jedną z ruin w grze Caravan SandWitch. Na pierwszym planie widać żółtego vana głównej bohaterki.
Bez tego samochodu Sauge umarłaby z pragnienia z dziesięć razy.

Pieszo i za kółkiem

Badanie zrujnowanych konstrukcji odbywa się zazwyczaj na nogach. Sauge może biegać, chodzić i skakać do woli. Nie ma tu żadnego paska staminy, który musi się raz na jakiś czas naładować. Postać porusza się wyjątkowo płynnie, ale niestety zdarzają się sytuacje, w których potrafi utknąć między elementami otoczenia, albo nie złapać się krawędzi. Na szczęście do dyspozycji mamy magiczny guzik pozwalający na szybki powrót do samochodu. Jest to ogromna zaleta nie tylko w przypadku zablokowania. Gdy tylko dotrzemy do celu wycieczki, od powrotu do auta dzieli nas jeden klik. Biorąc pod uwagę, że czasami wspinamy się na naprawdę spore wysokości, powrót na ziemię mógłby być nużący. Nawet jeżeli pchani impulsem pobiegniemy gdzieś w nieznane, w mgnieniu oka znajdziemy się z powrotem za kółkiem.

Podobnie wygląda sprawa z vanem, który służy do jeżdżenia z jednej lokacji do drugiej. Kierowanie pojazdem jest równie przyjemne, ale natknąłem się na kilka zgrzytów. Jak w przypadku pieszych wędrówek udało mi się zablokować pomiędzy skałami, ale gra posiada opcję powrotu do garażu. Dzięki temu szybko byłem w stanie wrócić do miejsca nieszczęśliwego wypadku i tym razem wybrać odpowiednią drogę.

Należałoby w tym miejscu dodać, że Caravan SandWitch to totalnie odstresowujące przeżycie. Nie uświadczymy tu ani obrażeń od spadania, ani w żaden sposób nie jesteśmy w stanie uszkodzić samochodu. W związku z tym, że twórcy stawiają na przytulną przygodę, nie zobaczymy tu także żadnego rodzaju walki. Uważam to za dobrą decyzję, ponieważ według mnie takie rzeczy zupełnie zepsułyby spokojny klimat produkcji.

Przód cięzarówki w której siedzi kierowca i dwójka pasażerów. W tle widać niewielkie wzniesienia oraz ruiny.
Mam nadzieję, że przejażdżka po pustynnym krajobrazie Wam się podoba.

Zbieractwo do kwadratu

Skoro napisałem na temat pojazdu, dodam kilka słów o częściach potrzebnych do jego ulepszenia. W kilku momentach fabuły zmuszeni jesteśmy do pozbierania odpowiedniej liczby komponentów, aby zaprzyjaźniony mechanik mógł dodać nowy gadżet do naszego środka transportu. Z początku wydawało mi się to niepotrzebne, ale szybko zdałem sobie sprawę, że zachęca to do zarówno głębszej eksploracji, jak i do wykonywania zadań pobocznych. Zresztą wymagania są tak niskie, że w zasadzie nigdy nie musiałem poświęcać na to zbyt dużo czasu. Zdaję sobie jednak spawę, że niektórych taka blokada może zirytować. Do gustu przypadły mi natomiast malutkie dodatki, które przyczepione zostały do karoserii po ukończeniu poszczególnych misji. Niby pierdoła, a spowodowała u mnie mocne przywiązanie do tego starego żółtego samochodu.

Uciecha dla zmysłów

Rzeczą, która jako pierwsza przemówiła do mnie, gdy tylko zobaczyłem pierwszy zwiastun tej produkcji, była grafika. Mogę spokojnie stwierdzić, że jest to najmocniejszy fragment całego pakietu. Z jednej strony wydaje się prosta, ale widoki często potrafią zaprzeć dech w piersi. Być może świat nie jest tak szczegółowy, jak w Ghost of Tsushima czy Horizon Forbidden West, ale ma swój własny urok.

Dwie postacie siedzą na sporym wzniesieniu wpatrując się w burzę piaskową w oddali.

Cigalo to planeta, która na skutek strasznego kataklizmu została opuszczona przez kosmiczną korporację o nazwie The Consortium. Opustoszałe ruiny to pozostałości niegdyś tętniących życiem fabryk oraz instalacji zapewniających wodę, pożywienie oraz inne elementy potrzebne do życia. Pustynny krajobraz fantastycznie zgrywa się z opuszczonymi molochami i wywołuje poczucie smutku oraz odosobnienia. Nie raz zagłębiłem się w swoje myśli, przemierzając ten niewielki skrawek świata. Bardzo dobrze dobrana muzyka tylko potęguje cały efekt. Bardzo chciałbym, żeby więcej gier wyglądało właśnie w ten sposób. Nie potrafię pisać wyniosłych metafor ani nie znam żadnych mądrych słów, którymi mógłbym opisać ten cudowny krajobraz oraz doskonale pasujące do niego udźwiękowianie. Jedyne co mogę zrobić to zachęcić do przeżycia tego wszystkiego samemu.

Gorąco polecam Caravan SandWitch

Mimo niewielkich błędów związanych z poruszaniem czas spędzony z tytułem uważam za niezwykle udany. Przemierzanie bezdroży i ruin planety Cigalo sprawiło mi ogromną przyjemność. Każdy element wydaje się dokładnie przemyślany i świetnie do siebie pasuje. Podczas obcowania z pustynnym krajobrazem ani razu nie czułem znużenia. Gdybym tylko miał taką możliwość, skończyłbym grę za pierwszym posiedzeniem. Jeżeli szukacie przygody, która pozwoli Wam się wyciszyć i pobyć z własnymi myślami to koniecznie sprawdźcie Caravan SandWitch. Dawno żadna gra mnie tak nie wciągnęła i mam nadzieję, że na Was zadziała tak samo.

Zwiastun premierowy:

YouTube player


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry dziękujemy wydawcy Dear Villagers oraz agencji Jesús Fabre.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Gram w gry odkąd pamiętam. Jako mały brzdąc właziłem na stołek, żeby pograć na automatach w salonie dziadka. Teraz rozsiadam się wygodnie w zaciszu własnego domu i z padem w rękach oddaję się swojemu ulubionemu hobby. Zawsze chciałem dzielić się swoimi wrażeniami ze wspaniałego świata wirtualnej rozrywki. Pamiętajcie, że czas spędzony na czytaniu nigdy nie jest czasem zmarnowanym.
Scroll to top