Alan Wake: Remastered – recenzja (XSX). Wydanie II, poprawione

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
SWITCH

Przedzierał się przez mroczny, pełen strachów i cieni las. Padało. Jego kurtka była przemoczona do suchej nitki, a on sam zziębnięty, ale nie miał zamiaru zwolnić. W głowie Alana zarysował się wyraźny plan i postanowił, że nie pozwoli, by ktokolwiek lub cokolwiek mogło mu przeszkodzić. To on jest panem tej historii. On dyktuje warunki. Było jednak coś jeszcze.

Alan Wake nie miał łatwego startu. Wydany w maju 2010 roku musiał konkurować w innym dużym tytułem innego studia (Red Dead Redemption) i niestety batalię tę początkowo przegrywał z kretesem. Jednak im dłużej gra przebywała na rynku, tym więcej osób sięgało po thriller od studia Remedy. Z czasem Alan Wake osiągnął status pozycji kultowej i do dziś wielu graczy wspomina go nad wyraz ciepło. Nie dziwota więc, że 11 lat później zdecydowano się dać grze drugą szansę i odrestaurować tytuł tak, by mógł trafić do jeszcze większej grupy odbiorców.

Książka fabułą stoi

Bright Falls to małe, amerykańskie miasteczko otoczone majestatycznymi górami, rzekami i lasami. To idealne miejsce dla tych, którzy szukają ucieczki od zgiełku wielkiego miasta. Odpoczynek na łonie natury, to coś, czemu daje się przekonać także Alan Wake – popularny pisarz kryminałów. Każda jego książka staje się bestsellerem, a postać zatwardziałego detektywa Alexa Casey’ego jest na ustach wszystkich fanów. Jednak po napisaniu ostatniej, szóstej części, Alan od dłuższego czasu cierpi na chroniczny brak weny. Niemoc twórcza wypełnia go frustracją. A to w połączeniu z medialną presja, stanowi wybuchową mieszankę przez które cierpi także jego życie prywatne.

Alan_Wake_Pograne_1
W Alan Wake przyjdzie zwiedzać nam skąpane w ciemnościach lasy i kopalnie

Pragnąc pomóc Alanowi, jego żona, Alice, zabiera go do wspomnianej na początku miejscowości. Jednak nie tylko fani są zainteresowani spotkaniem ze znaną osobistością. Przybycie pisarza budzi bowiem uśpione zło, które po raz pierwszy od wielu lat wyczuło szansę, by ponownie wydostać się na świat. Mamiąc i manipulując, mroczna istota doprowadza do wypadku, w wyniku którego żona Alana znika, a on sam budzi się tydzień później nie pamiętając zupełnie nic z ostatnich siedmiu dni. Co więcej, do rąk pisarza trafiają strony maszynopisu jego najnowszej książki. Powieści, której on sam jest bohaterem. Nie to jest jednak najdziwniejsze: kartki wydają się przepowiadać nadchodzące wydarzenia z przerażającą wręcz precyzją.

Inspiracje

Alan wiedział, że historia którą napisał była szeregiem przemieszanych ze sobą, zasłyszanych wcześniej opowieści. Splotem fabuł z innych powieści, filmów czy seriali, poznawanych przez całe jego życie. Teraz stanowiły amunicję w wojnie przeciwko ciemności. Modlił się, by nie skończyły mu się pociski.

Grając w Alana Wake’a nie sposób nie zauważyć licznych inspiracji dziełami literatury i popkultury. Osadzenie historii w mały, górskim miasteczku z miejsca przywodzi na myśl serial „Twin Peaks” Davida Lyncha. Widać to chociażby w postaciach i lokacjach, takich jak początkowa restauracja. Obsadzenie w roli głównego bohatera popularnego pisarza również nie jest przypadkiem. To ukłon w stronę Stephena Kinga i jego książek, w których także poruszał podobne wątki. Jak zawsze, w grach Remedy nie mogło też zabraknąć krótkich, kilkuminutowych odcinków serialu ze świata przedstawionego. Tym razem mamy do czynienia z serią Night Springs, parodią popularnego w USA serialu o zjawiskach nadprzyrodzonych: „The Twilight Zone”.

Alan_Wake_Pograne_2
Inspiracje są widoczne gołym okiem

Struktura opowieści również inspirowana była konwencją serialu. Gra została podzielona na sześć odcinków, z których każdy trwa od 2 do 3 trzech godzin. Choć nie każdemu pocięcie historii na etapy przypadnie do gustu, to jednak moim zdaniem takie podejście sprawdza się doskonale. W ten sposób twórcy pomijają nudne fragmenty fabuły, chociażby takie, w których musieliby wytłumaczyć jak bohater dostał się z punktu A do B. Zamiast tego niemal natychmiast umieszczają gracza w centrum wydarzeń. Znacznie lepiej jest też przerwać rozgrywkę w momencie, kiedy kończymy kolejny odcinek i wrócić do niej później.

Pisarz kontra mrok

Pisarz nie należał do osób głęboko uduchowionych, co to, to nie. Ale mógłby przysiąc, że… chyba miał własnego anioła stróża. Nieustannie czuł czyjąś obecność. Zupełnie jakby ktoś cały czas wyglądał mu przez ramię, podpowiadał i ostrzegał przed czyhającym w ciemnościach niebezpieczeństwem. Z czasem nauczył się ufać temu uczuciu i dla uproszczenia nazwał je intuicją.

W Alan Wake kamera umieszczona jest w perspektywie trzeciej osoby, a gracz nieustannie wygląda zza ramienia bohatera. Sterowanie pisarzem jest intuicyjne i bardzo responsywne, choć trzeba przyznać, że początkowo należy się do niego przyzwyczaić. Jeśli opanujemy już poruszanie się bohaterem, to im dalej w las, tym lepiej zaczniemy kontrolować sytuację, eliminować przeciwników lub unikać ich ataków. Walka z opanowanymi przez mroczną istotę nieszczęśnikami wygląda następująco: najpierw musimy latarką odrzeć wroga z otaczającej go ciemności i dopiero wtedy możemy zneutralizować go przy użyciu broni palnej. Wcześniej oponent będzie niepodatny na żaden atak.

Nie jest to problem przy jednym przeciwniku, ale zagrożenie rośnie wprost proporcjonalnie do ilości wrogów na ekranie. Wtedy należy odpowiednio przekalkulować sobie czas potrzebny na rozbicie obrony opętanej osoby, ponieważ podczas używania latarki otwieramy się na ataki przeciwników. W potyczkach można wykorzystać kilka broni palnych (rewolwer, strzelba, karabin), natomiast w sytuacjach krytycznych z pomocą przyjdą flary i granaty błyskowe. Te pierwsze służą do odrzucania napierających na nas przeciwników, natomiast granaty natychmiast likwidują znajdujących się w pobliżu opętanych. Podobnie funkcjonuje rakietnica, bo wystrzelona z niej flara rozstawia wrogów po kątach.

Alan_Wake_Pograne_3
Flary pozwalają na chwilę wytchnienia podczas walki

Jak wspominałem wcześniej, gra podzielona jest na sześć odcinków plus dwa rozdziały specjalne. Każdy z nich trwa od 2 do 3 godzin zależnie od tego ile czasu poświęcimy na eksplorację poszczególnych lokacji. Osoby lubiące lizać ściany będą ucieszone na wieść, że w grze ukryto sporo znajdziek w postaci stron maszynopisu i termosów z kawą. Odnalezienie kartek pozwala na zapoznanie się z dalszą fabułą gry, aczkolwiek termosy stanowią jedynie puste przedmioty potrzebne tylko do odblokowania osiągnięcia.

Narracyjna growieść z dreszczykiem

Strach dotrzymywał mu kroku, podążał za nim i nie odstępował go, gdziekolwiek by się udał. Umykał jedynie w chwilach, gdy promienie słońca przeganiały go wraz z mrokiem próbującym zawładnąć Bright Falls. Alan sprawdził baterie w latarce i z niepokojem spojrzał na zegarek. Nieubłagalnie odliczający czas do kolejnej wędrówki w mrok. Następnej walki o życie Alice.

Historia w Alan Wake prowadzona jest nie tylko w postaci przerywników filmowych i dialogów prowadzonych przez postaci. Podobnie jak w innych produkcjach Remedy opowieść poznajemy również przez strony maszynopisu czy porozrzucane notatki. Często jesteśmy też świadkami nocnych rozmów w radiu, czy scenek pojawiających się w odbiornikach TV, gdzie grają prawdziwi aktorzy. Wszystko to buduje nam spójny obraz świata przedstawionego, który choć bywa momentami przerysowany i absurdalny (jak serial Night Springs) to dokłada do niego cenną cegiełkę. Dużo tu też monologów głównego bohatera. Pisarz lubi wracać do wydarzeń z przeszłości, dzięki czemu nadaje kontekstu aktualnym i późniejszym wydarzeniom. To wszystko działa. Widać, jak na dłoni, że scenarzyści Remedy mieli dokładny plan tego, co chcą przekazać odbiorcy i skrupulatnie wprowadzili to w życie.

Alan_Wake_Pograne_4
Najpierw latarka, potem broń palna.

Alan Wake to nie tylko angażująca gracza opowieść, ale też barwna plejada ciekawych postaci. Wiele z nich to typowe archetypy, jednak sposób, w jaki zostały napisane sprawia, że żadna z tych postaci nie pozostaje odbiorcy obojętna. W owym uczuciu utwierdzają nie tylko zgrabnie napisane dialogi, ale i znajdowane przez głównego bohatera manuskrypty. Te często dotyczą właśnie postaci pobocznych. Opisują ich przemyślenia oraz to, co robią, gdy ich ścieżki nie przecinają się z losami Alana. No i umówmy się: bracia Anderson są po prostu świetni.

Co do samej opowieści nie nazwałbym jej horrorem. Dużo tu walki o przetrwanie, jednak samego straszenia jest tu właściwie jak na lekarstwo. Gra bardziej przypomina thriller z elementami nadprzyrodzonymi, dobitnie podkręcany ponurą atmosferą koszmaru. Skłamałbym jednak, gdybym nie powiedział, że wędrówka przez las nocą nie potrafiła mnie przyprawić o szybsze bicie serca. Gracz wielokrotnie czuje się osamotniony i nigdy nie wie, skąd nadejdzie kolejne zagrożenie. Jeśli jednak ktoś sięga po Alana Wake’a z myślą, że dostarczy mu wrażeń na równi z Silent Hill lub Resident Evil, może się mocno rozczarować. To zupełnie inny rodzaj trzymania gracza w napięciu.

Alan_Wake_Pograne_6
Samochodem też sobie pojeździmy.

Wydanie II, Poprawione

Alan nie mógł odeprzeć od siebie ponurego uczucia déjà vu. Wydawało mu się, że był już wcześniej w Bright Falls. Że znał zakończenie tej historii. Potrafił nawet przewidywać skąd nadejdzie kolejne zagrożenie. Mimo podobieństw wszystko wyglądało trochę inaczej… wyraźniej? Zupełnie jak gdyby ktoś odpędził senną mgłę i wreszcie pozwolił miastu odetchnąć. Z niepokojem spoglądał jednak w lustra czy sklepowe witryny. W ich odbiciach dostrzegał samego siebie, owszem, ale mógłby przysiąc, że jego twarz… zmieniła się. Stała się bardziej dojrzała, starsza. Obca.

W kwestii odświeżonej oprawy audiowizualnej, Alan Wake prezentuje się bardzo przyzwoicie. To wciąż ta sama gra, którą pokochali fani, jednak z wieloma graficznymi usprawnieniami. Gra działa teraz w 60 FPS-ach i obsługuje tekstury 4K. Wszystko jest teraz dużo wyraźniejsze i mniej rozmazane. Postacie otrzymały bardziej szczegółowe modele, w szczególności widać to po Alanie – jego twarz wzorowana jest teraz na aktorze Ilkka Villim, który wcielił się w pisarza. Na nowo wyrenderowano też przerywniki filmowe na silniku gry. Podczas rozgrywki natrafimy na nowość: poukrywane kody QR. Te po przeskanowaniu telefonem przeniosą nas na platformę Youtube, gdzie posłuchamy sobie monologów Alana piszącego na maszynie.

Co ciekawe, w zremasterowanej wersji gry twórcy zrezygnowali z lokowania produktów. Wygasłe licencje sprawiły, że nie znajdziemy już baterii Energizer czy billboardów z reklamami sieci Verizon. Szczerze mówiąc, taki zabieg zaliczam na plus, ponieważ w moim przypadku wybijało mnie to z immersji. Pragnę też uspokoić fanów ścieżki dźwiękowej – wszystkie licencjonowane utwory nadal są na swoim miejscu i wciąż można ich słuchać w radio.

Alan_Wake_Pograne_8
No… poprawili.

Czy jest zatem coś, co w remasterze nie działa tak jak powinno? Cóż, w samej grze próżno jest szukać dodatkowych efektów w postaci Ray Tracingu czy wsparcia dla HDR. Z niezrozumiałego też dla mnie powodu nowe cutscenki odtwarzają się tylko w 30 klatkach na sekundę i jest to zauważalne, bo rozgrywka działa już dwa razy płynniej. Przerywnikom nie pomaga też to, że momentami lubią się „przycinać”, co strasznie kłuje w oczy. Szczególnie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że to remaster kilkunastoletniego tytułu. Ostatnia rzecz do jakiej mógłbym się przyczepić to animacje bohaterów. Nie są złe, ale część z nich (w szczególności tych dotyczących postaci pobocznych) aż prosi się o mały update. Niestety, nie zdecydowano się też na zwiększenie różnorodności przeciwników, przez co nadal większość czasu walczymy głównie z panami we flanelowych koszulach i słuchawkach na głowie.

Udany powrót

To był już koniec. Ostatnia kartka maszynopisu. Nie będzie kolejnych. Pisarz nerwowo ściskał latarkę, próbując znaleźć w sobie resztkę odwagi, by przeczytać zakończenie opowiedzianej przez niego historii. Wszystko co napisał do tej pory spełniło się. Jak będzie teraz? Czy jest w stanie zmienić bieg wydarzeń, jeśli te nie przypadną mu do gustu? Wątpił. Nadszedł jednak czas rozliczeń. Zaczął więc czytać.

Alan Wake Remastered to nadal tytuł, w który naprawdę warto zagrać. Jak każda gra Remedy Entertainment broni się nie tylko dobrą i intrygującą fabułą, ale też niebanalnym pomysłem i bogactwem świata przedstawionego. Odświeżona wersja historii o pisarzu bestsellerów może nie jest idealna, ale na pewno stanowi najbardziej przystępną opcję dla osób, które z grą nie miały jeszcze styczności. A i starzy fani znajdą w niej coś dla siebie. Jeśli więc niestraszne wam wędrówki nocą po lesie, powinniście dać Alanowi szansę. Powiedzcie tak całkiem szczerze: nie ciekawi was co zapisano na kolejnej, znalezionej kartce maszynopisu?


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Wielbiciel szeroko pojętej popkultury, szczególnie zakochany w fantastyce i horrorze. Od wielu lat ogromny fan uniwersum Aliena, podręczników RPG i ich komputerowych adaptacji. Zimy spędza w Kaer Morhen, a latem debatuje ze sztuczną inteligencją nad sensem życia.
Scroll to top