Pozwólcie, że zacznę od tego, iż nie grałem w poprzednią odsłonę serii, która za sprawą opisywanego przeze mnie właśnie rebootu wraca na salony. Czy warto pochylić się nad tym tytułem? Kiedy dowiedziałem się, że pojawi się nowa odsłona Alone in the Dark, stwierdziłem, że będzie to świetna okazja do spróbowania zabawy z gatunkiem, jakim jest survival-horror.
Klimat, ciemność i koszmar!
Pierwszą rzeczą i jednocześnie czymś, co mnie na dobre zakorzeniło przy konsoli, to fakt, że twórcy postarali się, by ich świat był mrocznym, niebezpiecznym miejscem, a wszystko to, co nam się wydaje, w pewnej chwili może być czymś innym. Nasi bohaterowie trafiają do tajemniczej posiadłości celem odnalezienia jednego z jej pacjentów. Jednak już od samego początku ich przygody coś jest nie tak, jak być powinno. A im dalej, tym wszystko gęstnieje niczym ponura mgła.
Nigdy nie byłem fanem horrorów w formie gier, ponieważ dla mnie interaktywność zawsze była powodem, przez który od takich tytułach się odbijałem. Jednak tutaj było inaczej i już tłumaczę, o co chodzi. Alone in the Dark to mieszanka intrygującej atmosfery, zagadek i fabuły, która rozwija się wraz z eksploracją. Nie ma tutaj tanich i przewidywalnych chwytów mających przestraszyć gracza. Im dalej, tym bardziej przekonamy się, że straszność tego tytułu leży głównie w klimacie.
Let’s play a game
Spokojnie, po lekturze tych słów nie pojawi się laleczka, co pokaże nam kasetę z zasadami gry. Jednak przyjdzie nam rozwiązać zajmujące zagadki wpisujące się ciekawie w otaczający nas świat. Niektóre z nich będą od nas wymagać rozwiązania matematycznych zadań lub ułożenia obrazów. A to wszystko nie będzie prowadzić nas do prostej odpowiedzi, tylko okruszka, dopiero ten przybliża nas do poznania prawdy.
Osobiście uważam, że właśnie te łamigłówki świetnie wciągają nas w opowieść przedstawioną w Alone in the Dark. Naszym głównym zadaniem jest odnalezienie Jeremy’ego Hartwooda, a zleca nam to jego siostrzenica Emily. W końcu, co może pójść nie tak? Znaleźć jednego człowieka w czymś przypominającym sanatorium. Brzmi jak coś bardzo prostego, a dla prywatnego detektywa może być nawet przyjemnym zadaniem.
Przed początkiem faktycznej przygody, musimy wybrać, czy chcemy grać zaniepokojoną dziewczyną, czy też detektywem, który wybrał się z nią z Nowego Orleanu. Kiedy przybywają na miejsce, okazuje się, że miejsce, w jakim się znaleźli – jest czymś magicznym, a jego mieszkańcy są dość osobliwi. Jednak to nie koniec, ponieważ to wszystko utrzymane jest w klimacie nior niczym w latach dwudziestych, gdzie papierosowy dym to dzisiejszy odpowiednik filtrów na Instagramie. Dodatkowo całość czaruje nas mocniej, ponieważ czasem trafiamy na jazz, a ten świetnie wpisuje się w czasy osadzenia historii.
Dwójka bohaterów, ale jeden koszmar
Miłym zaskoczeniem w tej grze był fakt, że mogliśmy na początku wybrać postać, którą chcemy grać. Niestety, jest to jednak wybór iluzoryczny, ponieważ opowieść nie różni się zbytnio w zależności od tego, czy wybierzemy Emily Hartwood lub Edwarda Carnby’ego. Z jednej strony można napisać, iż dla kogoś, komu ta gra spodobała się za pierwszym razem i chciał doświadczyć historii z innej perspektywy, może być to wadą. Ja natomiast uważam, że gdyby rozbito to na dwie różne historie, wiele elementów składających się na tę grę, mogło się rozjechać i popsuć cały klimat.
Grając w Alone in the Dark jako Emily nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to jest właśnie magia tej gry. Inne postaci równać się ma innemu odbiorowi świata i postaci, jakie nas otaczają. Twórcy postarali się, by opowieść faktycznie wciągała nas małymi detalami, które można znaleźć wszędzie. W tej grze pierwszy raz miałem ochotę lizać ściany i to nie tylko w celu odkrycia tajemnicy tego miejsca, ale i też dlatego, że znajdźki w tej grze są świetnym dodatkiem.
Szukaj, a znajdziesz…
Obok zagadek i celu znalezienia wujka Emily, odkrywamy posiadłość pełną tajemnic, ale i także dziwnych zjawisk, jakie udowadniają, iż nie wszystko jest takie, jak nam się może wydawać i jawa szybko miesza się ze snem. Zwiedzanie lokacji oraz innych wersji świata jest niezwykle wciągające i widać, że lokacje były tak planowane, byśmy nie odczuli tutaj chaosu, a one wpisały się w klimat tej koszmarnej zagadki. Koszmar, w jaki czasem wrzuca nas fabuła, jest tym mrocznym elementem, gdzie mamy okazję wykorzystywać broń ręczną i palną.
Przeciwnicy i bossowie byli dla mnie dziwnym tworem i jednocześnie raczej dodatkiem do rozgrywki, ponieważ wiele strać z nimi, jest właśnie w tym „drugim świecie” i niektóre elementy na naszej ścieżce wręcz sygnalizują, że zaraz czeka nas starcie. Jeśli to miało być sposobem na strasznie graczy, to nie do końca wyszło. Niektóre walki można ominąć przez skradanie się, a jeśli już faktycznie przyjdzie nam bić się z potworem, to mamy do wyboru opcję walki wręcz, a jeśli wolimy trzymać się trochę dalej, to jest strzelba, rewolwer oraz Tommy Gun.
Boss dla picu?
Dochodzę chyba do jednej rzeczy, która faktycznie mnie w tej grze dziwiła i jednocześnie ciekawiła – kto wpadł na pomysł, by boss w tej grze był tam na siłę? Nie zrozummy się tutaj źle, te postaci są ciekawie zrealizowane i dopasowane do świata, ale podczas rozgrywki jedyny sens ich obecności: muszą być. Gdyby ich nie było, to w pewnych momentach gra byłaby ciekawsza i jednocześnie straszniejsza.
To dopracowana gra
Technicznie nie mam tak naprawdę zarzutów, ponieważ ta gra jest dobrze wykonana i jednym mankamentem, jaki faktycznie dla kogoś może być zarzutem to fakt, że czasem kamera była problematyczna, kiedy chcemy podnieść dany przedmiot. Jednak uznaję to za coś w granicy akceptacji, ponieważ wszystko oglądamy zza pleców bohatera. Dodatkowo miałem to szczęście, że nie spotkałem na swojej ścieżce żadnych błędów, które psułyby rozgrywkę (jak puste ściany lub źle zaanimowane postaci). Oczywiście nie starałem się specjalnie zepsuć czegokolwiek, co na dzisiejsze standardy niektórych twórców – jest wręcz cudem.
To nie jest idealny tytuł
Mało jest gier, gdzie nie ma błędów. Alone in the Dark to świetny dowód na to, że twórcy pokazali, że wiedzą, co robili. I jasne, można napisać, że w tej recenzji brakuje nawiązani do opisywanej przeze mnie serii i gram w jej reboot, ale jako ktoś, kto przyszedł bez oczekiwań – dostałem tytuł udowadniający, że w gatunku survival – horror jest czymś dla mnie.
Jeśli zastanawiacie się, czy warto zagrać w Alone in the Dark – napiszę krótko: Tak. Jest klimat, jest strach i zagadki oraz świat pełen tajemnic. Jeśli tego oczekujecie od tego tytułu, to na pewno coś dla siebie znajdziecie.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.