Dead Rising Deluxe Remaster – recenzja (PS5). Po żywych trupach do celu.

Gra dostępna na:
PC
PS5
XSX
Rozmyty zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Główna postać patrzy na monitoring w biurze ochrony centrum handlowego z logiem gry na środku.

Różnego rodzaju media związane z nieumarłymi wciągam jak głupi. Nie ważne czy to film, serial, książka czy gra. Nie ważne czy dotyczy klasyczny powolnych zombiaków Pana Romero, czy tych szybkich, znanych, chociażby z filmu 28 Dni Później, który zresztą gorąco polecam. Pomimo tego seria Capcomu jakoś nigdy nie przykuła mojej uwagi. Nie znaczy to, że nie jestem z nią ani trochę zaznajomiony. Powiem więcej. Pomysł na reportera zamkniętego w centrum handlowym z hordami nieumarłych bardzo mi się podoba. Po prostu nie nadarzyła się okazja, aby w którąkolwiek z jej części zagrać. W związku z tym ucieszyłem się bardzo, kiedy w moje ręce wpadł kod na ponownie odświeżoną wersję pierwszej części pod tytułem Dead Rising Deluxe Remaster.

Kolejna zombie apokalipsa

Każdy koniec świata musi mieć jakiś punkt zero. W tym trzecioosobowym akcyjniaku jest to małe miasteczko Willamette w stanie Colorado. Jako niezrzeszony z żadnym wydawnictwem fotoreporter Frank West udajemy się do tego malowniczego zakątka napędzani chęcią zdobycia przełomowego materiału. Na miejscu okazuje się, że mieścinę opanowały żywe trupy. Po dotarciu do pobliskiego centrum handlowego zaczynamy pogoń z czasem, ponieważ nasz środek transportu ma wrócić za 72 godziny.

Oczywiście to tylko bardzo pobieżny zarys fabuły. Podczas zbierania informacji na temat strasznego wydarzenia natkniemy się na masę postaci, z których nie każda będzie przychylnie nastawiona. Rozwikłamy też zagadkę wybuchu tej niecodziennej epidemii. Przemierzając sklepy, obszerny ogród oraz stoiska z jedzeniem napotkamy ludzi, których możemy zaprowadzić w bezpieczne miejsc. Cały czas musimy także pamiętać, że przybyliśmy tutaj, aby przygotować reportaż życia, więc nie obejdzie się bez robienia zdjęć.

Powiem szczerze, że główny wątek jakoś nie specjalnie przypadł mi do gustu. Jest to kolejna zwykła opowieść o ataku zombi, która według mnie jest przewidywalna do bólu. Zdecydowanie bardziej spodobało mi się obcowanie z ludźmi pochowanymi we wszystkich zakamarkach handlowego kompleksu. Część z nich to biedne duszyczki próbujące przeżyć w tej okropnej sytuacji. Czasem jednak natrafimy na jakiegoś kompletnego psychola, którego trzeba się koniecznie pozbyć, bo inaczej z pewnością ucierpią niewinne osoby. Nie chcę się za bardzo wdawać w szczegóły, ponieważ każde takie spotkanie to naprawdę emocjonujące przeżycie, szczególnie gdy nie mamy przy sobie odpowiedniego ekwipunku.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Główny bohater rozmawia z pilotem na pokładzie helikoptera.
Jeżeli materiał nie chce sam przyjść do fotoreportera, to trzeba wziąć sprawy we własne ręce.

Struktura kampanii w Dead Rising Deluxe Remaster

Jak już wspomniałem na dopięcie historii mamy 3 dni (około sześciu normalnych godzin). Oznacza to, że produkcja ma z góry ustawiony limit czasu. Niektóre zdarzenia występują tylko o określonych porach, więc non-stop musimy pilnować zegarka, aby czegoś nie przegapić. Z początku jest to łatwe, ale im bardziej zagłębiamy się w fabułę, tym więcej rzeczy musimy zrobić. Jeżeli nie zdążymy dojść do wskazanego celu, efekty mogą być katastrofalne. Istnieje nawet szansa, że zwyczajnie nie dowiemy się, jak doszło do całej tragedii. W Związku z tym, że w grach zazwyczaj lubię wykonywać wszystkie misje i zbierać każdą znajdźkę, bardzo mnie to denerwowało. Z drugiej strony pozwoliło twórcom na przygotowanie kilku bardzo odmiennych od siebie zakończeń. Dead Rising Deluxe Remaster ukończyłem dwa razy i byłem bardzo zadowolony z faktu, że w jednym z nich moje starania nie poszły na marne.

Niestety takie podejście powoduje kilka problemów. Po pierwsze sporo wydarzeń potrafi wyskoczyć jak filip z konopi, przez co droga, którą obraliśmy, może okazać się nie do przejścia. Po drugie, często znajdywałem się w sytuacji gdzie przy sobie miałem jedynie gazrurkę, a napierały na mnie hordy przeciwników. Niby starałem się być na takie ewentualności przygotowany, ale czasami zwyczajnie nie było możliwości, aby odpowiednio się uzbroić. Po trzecie wpływa to niekorzystnie na główny wątek, ponieważ wydaje się poszarpany jak pluszak, którego dorwał mój kochany piesek.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Główny bohater przebiega przez klomb pełen fioletowych kwiatów. W tle widać pętające się po ogrodzie zombie.
Całkiem tu ładnie tylko dlaczego te umarlaki psują lata ciężkiej pracy ogrodnika.

Nie taki zombiak straszny

Pomimo tych bolączek zacząłem doceniać te wszystkie niespodzianki, szczególnie podczas drugiego podejścia. Co chwila natrafiałem na inne osoby, psycholi czy zdarzenia. Mama wrażenie, że gdybym rozpoczął trzecie, natknąłbym się na mnóstwo akcji i postaci, których nie miałem jeszcze możliwości poznać. Przekonałem się również, że taka presja wymusza na mnie większe skupienie i lepsze planowanie, co zdecydowanie umiliło mi te kilkanaście godzin spędzonych w centrum handlowym.

Dodatkowym plusem jest możliwość przyspieszenia czasu. W grze dużo się dzieje, ale zdarzają się momenty, w których musimy na kogoś poczekać, albo jakieś kluczowe wydarzenie jeszcze nie miało miejsca. Wtedy wystarczy spojrzeć na zegarek i przestawić wskazówki na odpowiednią godzinę. Szkoda tylko, że nie ma tutaj opcji przesunięcia ich do tyłu, kiedy coś sknocimy, ale domyślam się, że zaimplementowanie takiego systemu byłoby bardzo trudne.

Kijem i pięścią

Trochę już się rozpisałem, a to dopiero wierzchołek góry lodowej. Każdy wie, że aby przeciwstawić się hordzie krwiożerczych zombie, potrzebny jest odpowiedni oręż. Tego jest w Dead Rising Deluxe Remaster zatrzęsienie, zaczynając od zwykłych sztachet a na kosiarkach, piłach łańcuchowych i rakietnicach kończąc. Mnie chyba do gustu najbardziej przypadła katana, która rozczłonkowywała żywe trupy w drobne kawałeczki. W sklepach rozsianych po całym centrum znajdziemy także ulepszenia do aparatu, dzięki którym możemy modyfikować robione zdjęcia. W księgarniach natomiast walają się magazyn wpływające na stan noszonych przedmiotów oraz statystyki głównego bohatera, o których napiszę za chwilę. Oprócz tego znajdziemy również mnóstwo stoisk z różnego rodzaju ubraniami. Nie ukrywam, że widok dorosłego Franka w dziecięcym ubranku, albo w damskim stroju wieczorowym nie raz wywołał u mnie salwy śmiechu. Fakt, że te skórki miał na sobie nawet podczas cutscenek jeszcze bardziej wzniecał moje rozbawienie.

Jednak nie samymi gadżetami człowiek żyje. Zawadiacki reporter potrafi też nieźle przywalić z pięści albo sprzedać całkiem porządnego kopniaka. Aby odblokować te zdolności, musimy nabijać punkty prestiżu. W tym celu pokonujemy przeciwników, wykonujemy zadania oraz — co najważniejsze — pstrykamy foty. O ile te pierwsze dwa czynniki wyjaśnienia za bardzo nie potrzebują, tak o tym trzecim muszę kilka słów napisać.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Główny bohater przerzuca zaskocznonego przeciwnika nad głową.
Nic tak nie poprawia humoru, jak ciskanie żywym trupem o pranku.

Uśmiech proszę!

Frank cały czas nosi przy sobie najważniejszy atut fotoreportera, dzięki któremu najszybciej podniesiemy jego poziom. W zależności od tego, co uda się uchwycić na obrazku, dostajemy pewną liczbę wspomnianych punktów. Im bardziej dramatyczna i makabryczna scena, tym lepiej. Gdy wypełnimy pasek doświadczenia, Frank otrzymuje nowe umiejętności oraz zwiększa swoje statystyki takie jak szybkość czy punkty życia. Nie wiem, co brali twórcy, ale niektóre z odblokowywanych ruchów to istne szaleństwo. Jak inaczej nazwać możliwość chodzenia po przeciwnikach jakby byli żywym chodnikiem. Przerzucanie truposzy przez głowę albo machnięcie podcinki może już takie zwariowane nie jest, ale nadal skutecznie eliminuje pchających się zewsząd zarażonych mieszkańców Willamette.

Dwie rzeczy, które w tym wszystkim mnie trochę drażniły to niezgrabny model poruszania głównego bohatera oraz detekcja uderzeń. Rozumiem jednak, że jest to w sumie remaster i podobnie było w oryginale. Dlatego byłem w stanie przymknąć na to oko, szczególnie gdy przebijałem sobie drogę przez hordy zombie, uderzając, machając czym popadanie, skacząc i kopiąc na wszystkie strony. Niestety ta oldschoolowość rozgrywki pozwalała mi skutecznie łamać zasady, szczególnie podczas potyczek z psycholami.

Bardzo łatwo było ich zablokować na jakimś obiekcie, a wskoczenie Frankiem na jakieś podwyższeni skutecznie ochraniało przed większością ataków wręcz. Niby trochę psuło to wspomniane starcia, ale z drugiej strony miałem niezły ubaw, kiedy obrzuciłem takiego wykolejeńca kilkoma wystawkami i nie był w stanie przez nie przejść. Ogólnie rzecz biorąc, każda taka mała niedogodność zamienia się w pozytyw, kiedy pozwala na „psucie” gry tak, aby ta dostarczała więcej przyjemność. Tak właśnie jest w przypadku praktycznie każdego niedociągnięcia Dead Rising Deluxe Remaster.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Widok z aparatu na wystawę sklepu muzycznego z reklamą bielizny po prawej stronie.
Centrum handlowe jest pełne znaczków, które korzystnie wpływają na zdobywane punkty doświadczenia.

Za mną, ku przygodzie

Ostatnim, ale równie ważnym elementem rozgrywki Powstania Umarłych jest ratowanie bogu ducha winnych ludzi rozsianych po całym centrum. Szczerze mówiąc, tego obawiałem się najbardziej, ponieważ brzmiało to, jak niekończący się uniwersalnie znienawidzony escort quest. Na szczęście wcale tak nie jest. Co prawda zasada podobna, bo sprowadza się do odnalezienia nieszczęśnika bądź nieszczęśników i zaprowadzenie ich do bezpiecznego biura ochrony, ale kilka czynników powodują, że robiłem to z przyjemnością.

Przede wszystkim towarzyszyć nam może większa grupka ocalonych. Każdy z nich ma swojej upodobania zarówno jeżeli chodzi o broń, jak i o przedmioty leczące. Jeżeli akurat mamy taki pod ręką przekazujemy go kompanowi, a ten w podziękowaniu będzie nam pomagał nie tylko w walce, ale i w dbaniu o innych członków gromadki. Raz na jakiś czas poda też informację o jakimś przydatnym zasobie leżącym nieopodal lub o bardzo wysoko punktowanym miejscu do robienia zdjęć. Spodobało mi się również to, że nie każdy będzie miał ochotę od razu za nami pójść. Wtedy musimy przemówić takiej osobie do rozsądku, sprzedając mu klapsa w dziąsło albo przekupić jakąś błyskotką.

Jedyne co mi w tym wszystkim przeszkadzało to potrzeba czekania, aż cała drużyna dojdzie do miejsca, które przenosi pomiędzy poszczególnymi częściami kompleksu. Inaczej zostawali w tyle i trzeba się było po nich wracać. Niby ma to sens, bo niby skąd taki człowiek w ferworze walki ma widzieć, którędy poszła reszta. Nie zmienia to faktu, że dopóki nie nauczyłem się grzecznie stać, zanim przeszedłem przez przejście, trochę czasu minęło i poleciało kilka niecenzuralnych słów.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Frank transportuje na barana jednego z ocalonych mieszkańców miasta.
Ile razy mam Ci powtarzać, że to nie miejsce na dziecinne zabawy?

RE Engine daje radę

Wydaje mi się, że nie grałem w zbyt wiele projektów opartych na autorskim silniku Capcomu. Poza tym nie oglądał żadnych zwiastunów ani materiałów związanych z nową wersją Dead Risng. Po odpaleniu gry naprawdę zachwyciłem się tym, jak wygląda. Szczególnie twarze i mimika robią tutaj spore wrażenie. Samo centrum handlowe jest pełne gratów, a liczba przeciwników na ekranie mogłaby nie jeden obecny tytuł zawstydzić. Co więcej, rozgrywka przebiegała płynnie i nie natknąłem się na żaden spadki klatek nawet w miejscu, gdzie zombiaki wyglądały prawie jak płynąca rzeka.

Nie rozumiem tylko dlaczego za każdym razem, gdy podczas przerywników filmowych jakaś postać wypowiedziała swoją kwestię, kamera skupiała się na niej jeszcze przez kilka sekund. Było to naprawdę dziwne, ale na szczęście podczas drugiego podejścia mogłem je bez problemu przeskakiwać. Nie wiem, czy jest to cecha RE Engine, czy taki już urok tego projektu, ale postanowiłem o tym wspomnieć, bo jednak zwróciło to moją uwagę.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Izabela rozmawia z Frnakiem.
Nie wiem, jak do tego doszło, ale mam chyba ze 20 zrzutów ekranu z Izabelą.

Dead Rising Deluxe Remaster nie dla każdego

Zdaję sobie sprawę, że wielu graczy kochających oryginał może się od ulepszonej wersji produkcji Capcomu odbić. Tak ja wspomniałem na początku, nie grałem ani w oryginał z 2006, ani w odświeżoną odsłonę z 2016 roku. Wiem natomiast z różnych źródeł, że Dead Rising Deluxe Remaster ma wiele usprawnień oraz możliwości, które znacznie ułatwiają rozgrywkę. Opcji chodzenia i strzelania jednocześnie, auto zapisu, czy choćby poruszone wcześniej przyspieszanie czasu w pierwowzorze nie było. Mam jednak wrażenie, że bez tych wspomagaczy odbiłbym się od tytułu bardzo szybko. Zwyczajnie nie znajduję przyjemności w powtarzaniu jednego fragmenty rozgrywki w kółko, a jestem pewien, że tak to by się właśnie skończyło, ponieważ nawet z tymi wszystkimi zmianami gra do najłatwiejszych nie należy.

Podsumowując, mój czas spędzony w Willamette w stanie Colorado uważam za udany. Przemierzanie centrum handlowego, cykanie fotek, przebijanie się przez tysiące zombiaków oraz interakcje z ocalałymi sprawiły mi dużo frajdy. Nawet mocno średni wątek fabularny nie popsuł dobrej zabawy. Co prawda zajęło mi chwilę, aby przyzwyczaić się do tak unikalnego podejścia do struktury kampanii oraz z góry narzuconego ograniczenia czasowego, ale gdy zrozumiałem, jakimi prawami rządzi się ta pozycja, szybko się do niej przekonałem. Jeżeli nie jesteście członkami obozu purystów, to spokojnie mogę Wam polecić Dead Rising Deluxe Remaster. Jest to zwariowana i pokręcona przygoda, do której chce się wracać choćby na chwilę i tylko po to, aby pozbawić głów kilku panoszących się po korytarzach truposzy.

Zrzut ekranu z gry Dead Rising Deluxe Remaster. Widok ekranu z zegarkiem.
Która to godzina? O nie! Spóźnię się na pedicure.

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Kup Dead Rising Deluxe Remaster (PS5)

Reklama produktu w Ceneo.pl


Avatar photo
Gram w gry odkąd pamiętam. Jako mały brzdąc właziłem na stołek, żeby pograć na automatach w salonie dziadka. Teraz rozsiadam się wygodnie w zaciszu własnego domu i z padem w rękach oddaję się swojemu ulubionemu hobby. Zawsze chciałem dzielić się swoimi wrażeniami ze wspaniałego świata wirtualnej rozrywki. Pamiętajcie, że czas spędzony na czytaniu nigdy nie jest czasem zmarnowanym.
Scroll to top