Dragon Ball: Sparking! Zero to tytuł, który z powodzeniem można uznać za sukces tego roku. Gra ze świetną kampanią reklamową, wieloma zapowiedziami oraz gigantyczną bazą fanów, która z niecierpliwością oczekiwała na powrót tej jakże ikonicznej serii. Czy ogromna ilość zawartości oraz olbrzymi wybór wojowników wystarczył jednak by przykuć moją uwagę do tej gry tak, jak to działo się za czasów ogrywania Budokai Tenkaichi 2 na PlayStation 2? Zapraszam was na moją recenzję!
Trochę historii
Zacznijmy może od kilku istotnych informacji. Marka Dragon Ball: Sparking! (ドラゴンボールZ Sparking!) istnieje razem z nami już od 2005 roku. Rynek zachodni mógł się cieszyć tymi tytułami pod nazwą Budokai Tenkaichi, która nawiązuje do organizowanych pod tą samą nazwą turniejów, jakie odbywały się w animacji stworzonej przez świętej pamięci Akirę Toriyamę. Najbardziej charakterystycznymi znakami rozpoznawczymi serii jest trójwymiarowa grafika oraz gargantuiczny zestaw bohaterów. Zaś na straży wydawnictwa stoi Namco Bandai, które przez lata dostarczało nam różnego rodzaju gry ze świata japońskich kreskówek.
Z czym to się je?
Dobra, ale czym dokładnie jest ten tytuł? No więc Dragon Ball: Sparking! Zero jest trzecioosobową grą zrealizowaną w stylu bijatyki arenowej. Zabawa opiera się tu w głównej mierze na ciosach wręcz, balansowaniu poziomem energii oraz właśnie na zadawaniu spektakularnych ciosów znanych z anime. Nowością w grze jest tutaj “Sparking Mode” gdzie nasza postać posiada do dyspozycji specjalny atak zadający ogromne obrażenia. Ten zaś wymusza na nas to, aby przeładować pasek energii poza skalę, co wymaga wprawy i odpowiedniego momentu. Poza tym mamy dostęp również do bloków kontr ciosów oraz specjalnych uników, jak i również odbijania pocisków wroga. Sama walk jest bardzo szybka i wymaga zręczności, wyczucia czasu i poznania postaci oraz ruchów przeciwnika. W teorii może się to wydawać skomplikowane, jednakże wystarczy odrobina treningu, aby szybko przyswoić sobie niuanse zabawy.
Po rozpoczęciu gry pojawia nam się menu, które możemy wybrać pomiędzy klasycznym a nowoczesnym rodzajem sterowania, a także dostęp do szeregu ułatwień takich, jak chociażby pomoc przy blokowaniu. W moim odczuciu jest to bardzo pozytywne rozwiązanie, dzięki któremu więcej osób będzie mogło się cieszyć doznania płynącymi z rozgrywki, bez obaw o poziom swoich umiejętności. Następnie dostajemy krótki, ale bardzo przystępny samouczek, w którym to Goku pojedynkuje się z Vegetą. Zwięzłe wprowadzenie i jesteśmy gotowi do zabawy! Nie no, nie ma tak łatwo. Samouczek, o ile otwiera przed nami drogę do tytułu, tak na start polecam… Tak właśnie, moi drodzy, każda porządna bijatyka na start wymaga opanowania specyfiki poruszania postaci. Wybraliście już swoją postać? No to teraz czas na poznanie jej ruchów, ataków specjalnych oraz dodatkowych atutów, o których często gra nie wspomina jednoznacznie. Jeśli chcecie zostać wojownikami Z czy też szerzyć terror w swoim uniwersum, musicie wiedzieć, co, gdzie i z czym. Na szczęście możemy w każdej chwili sprawdzić się w sali ducha i czasu ze sztuczną inteligencją, a tę na dodatek możemy ustawiać na wiele sposobów, dzięki czemu jeszcze łatwiej rozwiniemy się w tytule. Czymże by była zabawa w Dragon Ball: Sparking! Zero, gdyby nie posiadała trybu fabularnego. Ten podzielony jest na kilka postaci, w tym Goku, Vegetę, Gohana, Goku Black czy nawet Trunksa z przyszłości, a także mniej kojarzonych z tym trybem bohaterów jak Cella czy Friezę i wielu więcej. Jedne będą dłuższe, inne krótsze, ale wszystkie opowiedzą nam historie znane ze scen na srebrnymekranie. Pojawiają się w nich motywy od przybycia Saiyan z Dragon Ball Z, przez walki na planecie Namek, kończąc na turnieju mocy znanym z serii Super. Niestety w moim odczuciu scenariusze w tej grze są przygotowane wyłącznie dla fanów anime. Z jednej strony można powiedzieć, że to zaleta, bo przecież większość osób kupuje bijatyki anime, znając markę, ale z drugiej strony chaotyczne przeskakiwanie z jednego miejsca na drugie wydawało się mało angażujące i wręcz nienaturalne. Szczególnie że opowieść w kreskówce to nie tylko walki, ale także przygoda, przyjaźnie i przełamywanie swoich limitów. Drugim aspektem, jaki pojawia się w kampaniach fabularnych, to tak zwane historie „co by było gdyby?”. Jeśli Wy, tak samo jak i ja, wyobrażaliście sobie, co by było gdyby Goku zamienił się w Super Sayianina podczas pierwszej walki z Vegetą, to tutaj mamy to podane na tacy. Jednakże odblokowanie takich opowieści wymagać będzie od was odrobiny wprawy. Czasem gra będzie wymagała pokonania wrogów na czas, innym razem zakończenia walki określonym ruchem. Nie martwcie się, każde z zadań dodatkowych jest szczegółowo opisane w menu pauzy. Wadą tego elementu niestety bywa jego długość. Czasem takie “what if” prowadzi do ciekawych splotów wydarzeń, a czasem sprowadza się do jednej delikatnie zmienionejsceny. W ogólnym rozrachunku jednak jest to całkiem pozytywne doznanie i fajny powiew świeżości w jakże już naprawdę potężnym portfolio gier spod szyldu Dragon Ball. Kolejnym z trybów zabawy jest możliwość tworzenia swoich własnych historii, walk i udostępnianie ich innym graczom. Nie będę ukrywał, że nigdy nie byłem świetny w tworzeniu własnych mapek czy modyfikacji do rozgrywek, ale tutaj jest to bardzo łatwe i przyjemne. Wybieramy postacie, środowisko, na którym mają toczyć walki. Poza tym możemy tworzyć przerywniki pomiędzy walkami, stworzyć kartę z opisem własnej historii oraz warunki przypisane dla zwycięstwa. Edytor jest tutaj skonstruowany w bardzo przejrzysty sposób i jeśli posiadasz chęci i czas, to można tu zrobić naprawdę wiele. Jak myślicie ile postaci w bijatyce to dużo? 20? 30? 100? A co powiecie na ponad 180 postaci! Ale to nie wszystko, następne pojawią się w dodatkach sezonowych. Na ten moment są planowane z animacji kinowej Super Hero oraz najnowszego serialu pod tytułem Daima. Część z bohaterów w grze możemy odblokować poprzez przechodzenie trybu fabularnego, inne zaś wygrywając turnieje dla pojedynczego gracza. Do dyspozycji oddany nam został również sklep, gdzie w miarę progresji odblokowują się nam wojownicy do zakupienia za pomocą Zeni – waluty znanej ze świata Dragon Ball . Jeśli zaś uda nam się uzbierać smocze kule, to jeden z trzech przyzwanych smoków (tak, można je wzywać) uzupełni nasz roster w kolejnych bohaterów. Do tego dochodzą wszelkiej maści okrzyki, stroje dla wojowników, banery ozdabiające naszą kartę postaci, tła, głosy komentatorów. Wow, tego jest ogrom. Jednym z najważniejszych elementów do odblokowania na pewno są za to kapsułki Capsule Corporation, zwiększające atrybuty naszych bohaterów, które wykorzystać możemy między innymi do zabawy w grze wieloosobowej. Jak myślisz, czy jesteś na tyle potężny, by zmierzyć się z innymi graczami? W Dragon Ball: Sparking! Zero każdy ma szansę na zostanie najpotężniejszym wojownikiem w uniwersum. W multi możemy zmierzyć się z graczami jeden na jednego, dwóch na dwóch, ale i pograć na podzielonym ekranie. Niestety na ten moment ten ostatni tryb jest zarezerwowany dla jednej mapy (Sala ducha i czasu). Jednakże, biorąc pod uwagę, że w pierwotnym założeniu twórcy gry nie mieli w planach tworzenia lokalnej gry dla wielu graczy, to jest to miły akcent. Jest to najpewniej związane ze specyfikacją pracy na silniku Unreal Engine 5, ale o nim jeszcze wspomnę później. Sam multiplayer jest szybki, agresywny i nie wybacza błędów. Istotną rolę podczas walki jest możliwość dobrania aż do pięciu wojowników. Jeśli martwicie się, że traficie podczas zabawy na przeciwników z samymi najsilniejszymi postaciami, to spieszę z informacją, iż twórcy pomyśleli również o tym. Każda z postaci w grze posiada rangę. Oczywiście najsłabsze, takie jak Mr. Satan czy Chiaotzu będą miały niższe poziomy, a te najpotężniejsze jak Gogeta SSJ4 czy Brolly już wyższe, dzięki czemu każdy z graczy musi dobierać swoich bohaterów z rozwagą i taktycznie. Każdy z herosów posiada także odmienne statystyki, wachlarz umiejętności specjalnych, ale także jak wspomniałem wcześniej umiejętności specjalne. Przykładowo Sayianie posiadają potężne transformacje, a Androidy pasywne ładowanie się paska energii Ki. Dzięki temu rozgrywka nabiera jeszcze większych rumieńców. Ostatecznie przy wyborze tego, kim chcemy grać, ogranicza nas łączna suma punktów, jakie możemy wykorzystać. Ich maksymalna liczba to osiemnaście. Powiedzieć, że grafika w Dragon Ball: Sparking! Zero robi wrażenie, to jak nic nie powiedzieć. Gra działa na silniku Unreal Engine 5 co sprawia, że otoczenia są naprawdę ładne, modele postaci szczegółowe, a fizyka zniszczeń i ciosów specjalnych wyglądają cudownie. Postaciom naturalnie poruszają się włosy, a ubrania posiadają odpowiednią wagę, przez co unoszą się delikatnie, gdy postać leci w górę czy dół. Rzucają się też nam w oczy efekty cząsteczkowe podczas wypuszczania kul energii oraz możliwość obserwowania, jak otaczające nas lokacje reagują na nasze działania. Nadal nie mogę wyjść z wrażenia, gdy przypomnę sobie, jak pierwszy spojrzałem na niebo podczas ładowania Ki, a to zaczęło się zmieniać w czasie rzeczywistym. Chmury tańczyły tango w takt zwiększającej się energii, a podczas wchodzenia w Sparking Mode czy używania transformacji nieboskłon zmieniał swój kolor. To są detale, które docenią fani animacji. Każda z walk to spektakl wielu barw, poczucia potęgi wojowników. Nawet takie rzeczy jak animowane menu, gdzie każda z kart ma swoje własne sceny z różnymi postaciami, jest zrobione z pieczołowitością. Gra również stara się utrzymywać się w okolicy 60 klatek na sekundę i wychodzi jej to dobrze prawie przez cały czas. Zacznijmy od początku. Po pierwsze, mimika naszych bohaterów jest bardzo ograniczona. Poruszają one ustami i oczami, tyle. Wybaczcie moi drodzy, ale jestem już zmęczony w 2024 roku oglądaniem postaci bez żadnych emocji na twarzy. Tak, studio zrobiło progres w porównaniu do poprzednich gier, ale na litość boską jest to tak niewielki krok, a gra była 5 lat w produkcji. Scenki w kampanii to też jakiś żart, są tak nierówne jak poziom mocy Tenshinhana w sadze Cella. Z jednej strony mamy animowane momenty, które może i wyglądają całkiem ładnie, ale nijak się mają miejscami do tego, co prezentował nam Dragon Ball Z: Kakarot. Dziwnym w moim odczuciu jest też wprowadzenie scen na modłę komiksu, gdzie bez narratora musimy obserwować dziwny pokaz slajdów. Naprawdę wstyd. Dodajmy do tego, że część scen została wygenerowana w tak niskiej i wątpliwej jakości grafice renderowanej, że mogłem policzyć liczbę krawędzi na włosach Goku. Najgorsze jest to, że w zasadzie w tej kwestii bije tandetą i twórcy nawet się z tym nie kryją, bo po tych gorszych cutscenkach następuje stop-klatka i nagle rozdzielczość wraca do normy. Quo vadis, Namco Bandai. Zagotowałem się, to trzeba trochę teraz z przytupem! Tak, wiecie, z mocą wojowników Z. Na potrzeby produkcji wraca cała obsada z anime Dragon Ball. Mamy jak zawsze niezastąpioną i jedyną w swoim rodzaju Masako Nozawę w roli Goku, Gohana i Gotena. Mamy Ryo Horikawę jako głos Vegety, Mayumi Tanaka jako Kuririna, czy też Ryusei Nakao, wcielającego się w Friezę i wielu innych. Kochani, to, co robią te osoby od lat, to naprawdę coś niesamowitego. Cieszę się, że mogłem poznawać świat Dragon Ball: Sparking! Zero wraz z moimi ulubionymi aktorami głosowymi. Raduję się jeszcze bardziej, że pod tym względem każda z postaci oddaje emocje, każdy krzyk, każdy cios wypowiedziany jest z siłą, którą ciężko opisać słowami, to trzeba posłuchać. Efekty ataków żywcem wyjęte z anime, nawet muzyka w pierwszej cutscence, jaką widzimy po uruchomieniu gry (Limit Brake x Survivors), znana jest z anime Dragon Ball Super i dodaje nam tego kopa nostalgii oraz motoru do grania. No jest to poezja dla uszu 34-letniego dzieciaka, jak ja. Gra posiada polskie tłumaczenie kinowe. Napisy są przygotowane według tłumaczeń sporządzonych jeszcze przez JPF. Czy wam się ono spodoba, to już zależy jak bardzo lubicie Tronksa, Boskiego Mistrza i inne fikuśne nazwy dla postaci. Mnie one nie przeszkadzają, dodają pewnego kolorytu i wprowadzają element nostalgii do czasów oglądania Drago Ball na kanale RTL7. Werdykt jest prosty, gra się w tę grę świetnie. Gameplay jest zdecydowanie atutem tej produkcji, mnogość trybów zabawy i liczba możliwych wyborów związanych z fabułą, tworzeniem swoich własnych walk oddaje. Niestety byłoby lepiej, gdyby studio postarało się jeszcze pod względem wizualnym. Osobiście uważam jednak, że warto dać szansę tej produkcji. Ma masę kontentu, a jeśli jesteś fanem animacji, to koniecznie musimy się zmierzyć na arenie w grze multiplayer. Na koniec chciałem dodać, że jeśli Wam nadal mało Dragon Ball, to równocześnie w Japonii oraz na platformie Crunchyroll, czyli 11 października emisję rozpoczęło anime Dragon Ball Daima. Od 18 października zaś możemy oglądać ten serial na platformie Netflix, a wraz z Markiem i Jakubem co tydzień przedstawiamy wam niuanse kolejnych odcinków o przygodach odmłodzonego Goku i reszty ekipy. Także zapraszam serdecznie. Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!W Dragon Ball: Sparking! Zero trening czyni mistrza!
Cha la head cha la!
Co by było gdyby?
Stwórz własną historię w Dragon Ball: Sparking! Zero!
Vegeta, ile kontentu zmieści się do gry? Ponad 9000!
Kto wygra milion Zeni? Turnieje i multiplayer w Dragon Ball: Sparking! Zero
Wiesz co się liczy? Liczby nad postaciami
Grafika w Dragon Ball: Sparking! Zero – zalety…
…oraz wady
Mocne audio
Dragon Ball Sparking! Zero – Podsumowanie
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.