Kilka dni temu mogliście przeczytać moje wrażenia z pokazu Unknown 9: Awakening. Tego samego dnia, gdy byłem w siedzibie Cenegi, odbyła się również prezentacja, na którą — jak mi się wydaje — wielu z Was czeka, czyli Dragon Ball: Sparking! Zero. Dlatego też czym prędzej przejdę do rzeczy, dzieląc się tym, co najlepsze, czyli wrażeniami z rozgrywki. Już teraz zdradzę Wam, że jest na co czekać.
Goku i przyjaciele
Podczas ogrywania Dragon Ball: Sparking! Zero w trybie fabularnym dostępne były łącznie trzy rozdziały. Pierwszym z nich był początek „Z”, gdzie na Ziemię przybywa Raditz, porywa małego Gohana, i dalej już sami wiecie, co się wówczas wydarzyło. Jeśli nie wiecie, to tym bardziej nie będę tutaj wchodził w większe spoilery. Powiem jedynie tyle, że po ogrywaniu po raz kolejny Dragon Ball: Kakarot, który to jest stricte grą fabularną, mam wrażenie, że Dragon Ball: Sparking! Zero podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Podczas rozgrywki dostałem taki strzał nostalgii, że nie mogę się doczekać dnia premiery, kiedy to znów wrócę do czasów dzieciństwa.
Na tej konkretnej historii podczas pokazów spędziliśmy najwięcej czasu. Sama gra, pod kątem domyślnego poziomu trudności, nie należała do najłatwiejszych — mam tu na myśli walkę z Vegetą w formie wielkiej małpy. Co mnie osobiście cieszy.
Pozostałe dwa elementy rozgrywki w trybie story mode spędziłem na wcieleniu się w tych złych, mianowicie Black Goku oraz Freezę. Tutaj z kolei zabawa nabierała tempa, jeśli chodzi o poziom trudności. Zwłaszcza w etapie poświęconemu Black Goku, gdzie gameplay był nie dość, że dynamiczny i efektowny, to mega satysfakcjonujący, gdy udało nam się pokonać przeciwnika. A tych zdecydowanie nie brakowało. Niemniej zarówno story mode Goku, jak i Black Goku — bo w te grałem najdłużej — sprawiały ogrom frajdy, ponieważ można było poczuć się tak, jakbyśmy to my byli na arenie.
Kame hame ha vs Garlic gun
Osobiście zawsze mam problemy z tak dynamicznymi bijatykami, jeśli są one w widoku TPP. Ilekroć próbowałem za czasów PS2 przekonać się do Budokai Tenkaichi 3, to się zwyczajnie odbijałem. Bałem się, że i tym razem będzie tak samo, na szczęście okazało się zupełnie inaczej, choć początkowo chaos na ekranie mnie przytłaczał. Być może dlatego początkowo proszono nas — osoby na pokazie — abyśmy spędzili nieco czasu w opcji treningowej, zanim przeszliśmy do “fabuły”. Nie będę ukrywał, że pomogło mi to wdrożyć się w mechanizmy i prawa rządzące grą. Różniły się one nieco w gameplay’u od tego, co znamy, chociażby ze wspomnianego przeze mnie wcześniej Dragon Ball: Kakarot. Oczywiście nie mam tu na myśli samego półotwartego świata, a faktyczną walkę.
Ta z kolei prezentowała się oszałamiająco — każda przemiana, każdy super atak wykonany był z ogromną starannością. Najwięcej frajdy zdecydowanie sprawiało mi maksymalizowanie mocy postaci za sprawą transformacji, aby wykonać combo zakończone ultimate’em. Nie było to łatwe, ponieważ trafienie przeciwnika przy jego pomocy często kończyło się fiaskiem, gdyż ten teleportował się tuż przed doskoczeniem do niego.
Na sam koniec, odnośnie rozgrywki, cieszy mnie fakt bogatego rostera. Do naszej dyspozycji mamy łącznie 164 postacie, wliczając w to oczywiście transformacje oraz fuzje. Dodatkowo sami również możemy takowe wykonywać, gdy gramy w trybie drużynowym, co oczywiście zwiększa wachlarz naszych możliwości.
Oprawa audiowizualna w Dragon Ball: Sparking! Zero
Nie będę ukrywał, że tytuł ten oczarował mnie pod każdym względem. Być może jest to efekt nostalgii względem anime, na którym się wychowałem, a może dlatego, że jest to pierwszy tytuł z tej konkretnej serii, który mi po prostu, najzwyczajniej w świecie „siadł”.
Animacje postaci, dźwięki ataków, efekty zniszczeń otoczenia rzucanym przez nas przeciwnikiem — wszystko to było wykonane bezbłędnie. Dynamika akcji również nie pozostawiała złudzeń, że z każdym tytułem z serii Dragon Ball poprzeczka stawiana jest coraz wyżej. Już przy Kakarot myślałem, że lepiej się nie da — jak bardzo się wtedy myliłem. Dragon Ball: Sparking! Zero wygląda po prostu obłędnie.
Sama optymalizacja na PlayStation 5 nie sprawiała najmniejszych problemów podczas rozgrywki, co jak najbardziej cieszy, zważywszy na to, że był to jednak testowy build gry, a nie finalny produkt.
Podsumowując Dragon Ball: Sparking! Zero
Zdaję sobie sprawę z tego, że fani zarówno anime, jak i mangi najpewniej już dokonali wyboru, jeśli chodzi o zakup tej gry. Ja, mimo że początkowo byłem sceptyczny z racji moich osobistych preferencji dotyczących bijatyk (związanych z TPP vs statyczne umieszczenie kamery z boku ekranu), po tym, co zobaczyłem, jestem spokojny o to, że ten tytuł wyląduje u mnie na półce, czy to w wersji pudełkowej, czy wirtualnej. Wszelkie moje obawy wobec tej gry po prostu zniknęły, bo jest to naprawdę kawał świetnej rozgrywki osadzonej w tym cudownym uniwersum.
Premiera gry odbędzie się już 11 października 2024 (early access 8 października 2024) i będzie dostępna na platformach: PS5, XSX|S oraz PC.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!