Front Mission 1st Remake – recenzja (XSX). Powrót do przeszłości.

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
SWITCH
Front Mission 1st Remake

Nad zasadnością remake’ów gier można debatować godzinami. Nie da się jednak zaprzeczyć, że nieustannie cieszą się one ogromną popularnością. W mojej świadomości ten trend został rozpoczęty przez Capcom i serię Resident Evil, która wraz z Final Fantasy VII oraz tegorocznym Dead Space stawiane są często jako wzór tego, jak należy się za taką pracę zabierać. Nieco inne podejście miało do tego Forever Entertainment przy wskrzeszaniu niemal trzydziestoletniego Front Mission 1st. To odtworzenie gry tak wierne, jak to tylko możliwe z jednoczesnym zachowaniem pewnych standardów współczesnego gamingu. Czy to podejście jest w stanie zyskać sobie sympatię graczy?

Witajcie w latach 90.

Front Mission 1st Remake - widok mapy w grze

Aby znaleźć odpowiedź na to pytanie, trzeba najpierw zajrzeć nieco w głąb siebie i zastanowić się, czego oczekujemy po tej grze. Jeżeli szukamy oldschoolowego doświadczenia, jeśli pragniemy sprawdzić, jak wyglądało granie w połowie lat 90., bądź przypomnieć sobie chwile chwały z czasów, gdy zagrywaliśmy się w oryginał, to będziemy zadowoleni. Niestety, jeśli oczekujemy po tej grze nowoczesnej wariacji na temat klasycznej gry, możemy się srodze zawieść. To nie jest ta szkoła remake’u, co w przykładach powyżej. Jasne, skok jakościowy pod względem grafiki jest gigantyczny, muzyka również została odświeżona. Gra doczekała się też oficjalnych tłumaczeń na kilka języków, w tym polski, a także ścieżka dźwiękowa została ponownie nagrana. Mimo tego u podstaw jest to wciąż ten sam tytuł.

W oryginał z 1995 roku nie miałem okazji grać, ale nie zdziwiłbym się, gdyby sama rozgrywka okazała się przeniesiona jeden do jednego. Warto wiedzieć, że Front Mission 1st Remake to nie tylko gra turowa, ale także i RPG. Momentami złożoność tej gry potrafi przyprawić o zawrót głowy. W dużym uproszczeniu mamy tutaj pilotów i ich machiny wojenne – Wanzery – które w trakcie walki zdobywają doświadczenie i kolejne poziomy. Im wyższy poziom, tym większa skuteczność zarówno w ataku, jak i obronie. Każdego Wanzera można mocno modyfikować dobierając mu uzbrojenie i pancerz, a wszystko to ma wpływ na jego działania i możliwości na polu walki. Same potyczki to też połączenie bardzo wielu czynników. Tu znaczenie mają teren, pozycja, uzbrojenie, doświadczenie.

Walka, czyli… crème de la crème?

screen z gry Front Mission 1st Remake na XSX

Starcia rozgrywane są turowo. W najprostszym wariancie każdy Wanzer ma swój ruch, w którym atakuje wykorzystując swój imponujący arsenał. Rzecz w tym, że atakowana jednostka może próbować się bronić lub kontratakować. Dlatego podczas jednej tury i walki dwóch maszyn, każda de facto wykonuje dwie akcje. Po co o tym wspominam? Większość scenariuszy i bitew to walki kilku do kilkunastu jednostek. W trakcie jednej tury każda z nich wykonuje akcję ofensywną i defensywną, każda z których ma swoje animacje. Z tego powodu potyczki zajmują dużo czasu. Wydaje mi się, że mało która z tych, które odbyłem, trwała mniej, niż pół godziny.

Problem w tym, że większość tego czasu po prostu klikałem A na padzie. Stawało się to nużące do tego stopnia, że kusiło mnie w trakcie walk wziąć do ręki telefon i sprawdzić, czy aby czasem znowu ktoś się z kimś nie pokłócił o absolutną pierdołę. Nie polecam jednak tego robić, jeżeli chcecie wygrać. Tutaj mimo wszystko trzeba śledzić pole bitwy i reagować sprytnie na poczynania przeciwników, inaczej poniesiemy sromotną klęskę. Czasami wystarczy, że polegnie nasza główna postać i całość trzeba będzie powtarzać od początku, marnując kolejne trzydzieści minut lub więcej.

Dużo dobrego we Front Mission 1st: Remake

zarządzenie Wanzerami

Na tym jednak kończę narzekanie. Wszystko inne w tej grze jest naprawdę bardzo angażujące i wciągające. Fabuła, żeby nie zdradzać za wiele, jest jedną z największych zalet tej gry, o ile pominiemy nieco archaiczny sposób jej prezentacji. Wszystkiego dowiadujemy się bowiem z dialogów bez udźwiękowienia. Jeżeli jednak przymkniemy na to oko, czeka nas naprawdę zajmująca historia pełna intryg, zwrotów akcji i kolorowych postaci. Co więcej, w przeciwieństwie do oryginału z 1995 roku tutaj mamy dwie kampanie, Royda Clive’a oraz Kevina Greenfielda, które w pewnym momencie się zazębiają, nadając całej historii większej głębi. I choć to nie fabuła gra tutaj pierwsze skrzypce, a walka, to właśnie ona motywowała mnie do dalszej gry.

Także sam motyw edycji i modyfikacji Wanzerów mocno mnie wciągnął. To nieco skomplikowana sprawa, bo poza czystymi statystykami maszyn należy brać pod uwagę także cechy i predyspozycje pilotów, aby duet operował na najwyższych możliwych obrotach. Odpowiednie dobranie mechów, pilotów i ich sprzętu jest tutaj kluczowe, gdyż niemal zawsze walczyć będziemy z przeważającymi siłami przeciwnika. Choć ta część rozgrywki wymagała czasami mozolnego poruszania się po menu między warsztatem a sklepem, a następnie areną, gdzie można było testować swoje maszyny – a także nieco dorobić – sprawiała mi dużo radości. Gdy udało mi się przygotować odpowiednią drużynę czułem się jak wprawny mechanik.

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top