Gray Dawn – recenzja (XSX). Religijny thriller

Gra dostępna na:
PC
XONE
XSX
Gray Dawn

Przyznam, że nie często gram w psychologiczne horrory. Poczucie ciągłej presji, zagrożenia i niepewności przez dłuższy czas sprawiają, że czuję się bardzo zmęczony i niechętnie powracam do takich gier. Mimo tego spróbowałem Gray Dawn, ponieważ sam opis wydawał mi się kuszący. W tej produkcji wcielamy się w Ojca Abrahama, księdza, który poszukuje zaginionego w niewyjaśnionych okolicznościach chłopca. Szkopuł w tym, że to właśnie nasza postać jest oskarżona o jego porwanie i ośmiorga innych dzieci. Musimy więc także oczyścić swoje imię, przy okazji zmagając się z tajemnicami, boskimi wizjami i demonami.

Małe wyjaśnienie

Gray Dawn wizja demonicznego opętania

Zacznę od tego, że gra jest moim zdaniem niewłaściwie określana przez twórców, rumuńskie studio Interactive Stone, mianem horroru. W Gray Dawn w ogóle nie ma poczucia zagrożenia, nic nas nie może skrzywdzić, a tym bardziej zabić naszej postaci. Owszem, pojedyncze sceny można by, przy odpowiednim nastawieniu, nazwać strasznymi. Mimo tego, choć bardzo łatwo mnie przestraszyć i w większość horrorów gram przy zapalonym świetle, trzymając żonę za rękę, Gray Dawn ani razu nie sprawiło, że poczułem się choćby niekomfortowo. Bliżej tej produkcji do thrillera i to takiego, który miejscami stara się trochę za bardzo.

Fabuła w Gray Dawn to niewykorzystany potencjał

W tym chyba największy problem gry. Mam wrażenie, że przy nieco innym podejściu twórców, opowiedziana historia mogłaby być naprawdę angażująca. Główny wątek bowiem ma zadatki na bycie czymś więcej, jednak przez bardzo nachalną symbolikę chrześcijańską, nieliniową prezentację i nieco toporną stronę techniczną jego głębia gdzieś umyka. Przyznam, że z początku spisałem ją na straty. Wydawało mi się, że już od pierwszych chwil jej rozwiązanie jest oczywiste. I choć okazało się, że nie do końca się myliłem, w fabule jest więcej niuansów i zwrotów, niż bym się spodziewał. Szkoda więc, że ogólna nijakość gry i dziwne decyzje twórców ją pogrzebały.

Figura świętego w lesie
Lokacje są ładne i ślicznie zaprojektowane

Historia mogła być bowiem najsilniejszym elementem tego tytułu i był to jedyny aspekt Gray Dawn, który utrzymał moją uwagę. Niestety całość została pogrzebana chaotyczną narracją i przesadnym naciskiem na religijny charakter opowieści. Dość powiedzieć, że po spędzeniu w grze prawie pięciu godzin nadal nie do końca jestem pewny, co tak naprawdę wydarzyło się w fabule. Nigdy nie jest jasne, co dzieje się naprawdę, a co jest halucynacją głównego bohatera. Nawet nie wiem, czy demony faktycznie nimi są, czy też to kolejne twory umysłu protagonisty przytłoczonego trudną sytuacją. Może było to zamierzonym działaniem twórców, ale w jego efekcie gra na tym ucierpiała. Tytuł posiada nawet dwa zakończenia, ale zależą one tylko i wyłącznie od tego, czy znajdziemy konkretne „znajdźki”.

Twórcy mieli swoją wizję

Dobre słowo mogę napisać o stylu artystycznym tej produkcji. Biorąc pod uwagę, że na Xboksie jest to port gry z 2018 roku, wygląda ona ładnie. Widać, że deweloperzy mieli konkretne pomysły i odwiedzane przez nas lokacje są szczegółowe, a także niepokojące, do tego mają pewien urok, którego nie umiem odmówić. Jednak grafika ta dość mocno się zestarzała i w 2024 roku robi gorsze wrażenie, zwłaszcza jeżeli spojrzymy na modele postaci. Tych nie ma wiele, ale gdy już się pojawiają, cóż, wyglądają na wyciągnięte z dwóch generacji wstecz. Podobnie kiepsko prezentują się różne zwierzęta, a tych w produkcji już nie brakuje. Ptaki, żaby czy owce – wszystkie, oczywiście, mające silną religijną symbolikę – wyglądają sztucznie i nierzadko kanciasto.
No dobrze, a jak sama rozgrywka?

Wieje nudą

Koperta z listem, na której leży klucz
Podnieś klucz i otwórz zamek obok klucza. Tak wygląda poziom skomplikowania połowy zagadek w tej grze.

Można by przymknąć jednak oko na warstwę techniczną, w końcu to także niejako gra przygodowa. Nawet bardziej można by tytuł przyrównać do miana walking-sima, jak Firewatch. Po drodze spotykamy liczne zagadki i łamigłówki, które musimy rozwiązać. To właśnie ta część gry powinna sprawiać równie wiele frajdy, co poznawanie zagmatwanej historii. Z przykrością stwierdzam, że i tu gra mocno zawodzi. Problemy, które musimy w Gray Dawn rozwiązać, można podzielić na dwa rodzaje. Bardzo oczywiste, które nie zmuszają w ogóle do wysiłku intelektualnego oraz całkowicie absurdalne, wymagające żmudnego klikania na wszystkie obiekty na obszarze i liczenie, że coś z tego wyniknie. Mnóstwo gier pokazało już, że da się to zrobić o wiele lepiej.

Zwłaszcza ten drugi rodzaj łamigłówek jest strasznie irytujący, biorąc pod uwagę, że Ojciec Abraham porusza się tylko z jedną prędkością i jest nią nieśpieszny spacer zmęczonego życiem leniwca. Przechodzenie od pomieszczenia do pomieszczenia zajmuje zdecydowanie zbyt wiele czasu. Co więcej, w otwartych lokacjach idzie się zwyczajnie znudzić, czekając, aż nasza postać doczłapie się do kolejnego istotnego punktu. Boli też brak jakiegokolwiek dziennika, więc jeśli nie zrozumieliście enigmatycznych wskazówek, albo wróciliście do gry po przerwie, to macie duży problem.

Gray Dawn boryka się z problemami technicznymi

Ołtarz w kościele

Może to moja wina, że przy porcie gry z 2018 roku spodziewałem się jakichś poprawek graficznych czy usprawnień. Wszak to produkcja niezależnego studia z zaledwie garstką pracowników. Niemniej na pewno po stronie studia leży problem z nieustannym i strasznie późnym doczytywaniem tekstur. W Gray Dawn grałem na Xboksie Series X, a momentami na wczytanie się tekstur musiałem czekać – i tutaj nie jest to hiperbola zastosowana w celach artystycznych – minutę.

Tytułowi też żadnych przysług nie wyświadcza gra aktorska. Choć przyznaję, że osoba wcielająca się w Ojca Abrahama ma fantastyczny głos, kwestie postaci odczytała płasko, monotonnie i bardzo rzadko czuć w nich jakiekolwiek emocje. Nieco lepiej wypadają aktorzy w rolach pobocznych, ale to też raczej tylko kwestia kontrastu i o wiele mniejszej liczby kwestii. Paradoksalnie najlepiej chyba brzmi dziecko, które użycza głosu Davidowi, zaginionemu chłopcu.

Grupa dzieci wyglądających jak manekiny
Wiem, że dzieci w horrorach bywają straszne, ale zwykle nie chodzi o ich wygląd.

W temacie technikaliów, o ile do samego udźwiękowienia produkcji niespecjalnie mam zarzuty – ot, jest poprawnie i nic ponadto – tak muzycznie jest, cóż, nijako. Jakieś melodie przygrywają, nieco bardziej niepokojące, czasami spokojniejsze. Natomiast jeśli zmieniamy lokacje, niemal nie doświadczymy przejścia muzyki. Po prostu jeden utwór urywa się nagle, a w jego miejsce rozpoczyna się kolejny. Pozostawiło to w moim odczuciu bardzo złe wrażenie.

Zdecydowanie niewykorzystany potencjał

Jestem w stanie uwierzyć, że niektórym Gray Dawn może przypaść do gustu. Dla mnie jednak przechodzenie tego tytułu było drogą przez mękę. Odnoszę wrażenie, że twórcy gry mieli bardzo dobry pomysł, którego nie udało im się odpowiednio wykonać. Szkoda, bo Gray Dawn mogło być świetną pozycją. Ba, większość jej elementów sama z siebie nie jest do końca zła. Niestety, w połączeniu tworzą produkcję bardzo nijaką, nużącą i zwyczajnie nudną, w której rozwiązywanie zagadek nie dostarcza satysfakcji, a odkrywanie historii nie daje żadnego zamknięcia i zadowolenia.

Gameplay

YouTube player

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy studiu Interactive Stone.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top