Po raz kolejny zdecydowałem się zabrać za tytuł całkowicie w ciemno. Lubię brać się do recenzji, nie wiedząc, o czym będzie ogrywana produkcja. W zasadzie żaden rodzaj gry mi nie straszny, bo w każdym maczałem swoje growe paluchy. Zanim odpaliłem Iron Danger, widziałem tylko jeden zrzut ekranu, który mignął mi, zanim rozpocząłem pobieranie. Nie byłem pewny czy dobrze zrobiłem wyrażając chęć sprawdzenia dziecka zespołu Action Squad Studios. Zdania już zmienić nie mogłem, więc ochoczo chwyciłem pada i zabrałem się za testowanie. Czy tytułowe niebezpieczeństwo zostało wykute z porządnej stali, czy raczej szybko nadgryzie je rdza?
Topi i Kipuna
Swoją przygodę zaczynamy w stolicy krainy Kalevala. Po krótkim wprowadzeniu dowiadujemy się, że okrutna władczyni mroźnej północy postanowiła wysłać swoją armię, aby ta zaatakowała bezbronne królestwo w środku nocy. Okrutni wojownicy zniszczyli rodzinne miasteczko głównej bohaterki, po czym ruszyli podbijać pozostałe tereny. Na naszych barkach spoczywa misja ostrzeżenia króla. Niestety najpierw musimy odwiedzić tajemniczą uzdrowicielkę, która być może pomoże śmiertelnie rannej Kipunie.
Powiem szczerze, że fabularnie Iron Danger nie przypadł mi do gustu. Od samego początku nazwy oraz imiona rzucane są na lewo i prawo. Wydaje mi się, że historia dzieje się strasznie szybko, przez co nie ma za bardzo czasu na te krótkie chwile, w których lepiej poznajemy postacie. Brak przerywników filmowych też nie pomaga. Na szczęście sytuację ratuje trochę voiceover. Głosy dobrane są świetnie, a i aktorzy zrobili nienajgorszą robotę. Miło słuchało się wymiany zdań Topiego oraz Kipuny. Oczywiście nie są to jedyne gwiazdy, którymi będziemy zarządzać, ale to właśnie z nimi spędzimy najwięcej czasu.
W rytmie serca
Rzeczą, która najbardziej wyróżnia Iron Danger od innych taktycznych gier akcji, jest mechanika kontroli czasu. Każda walka mierzona jest w uderzeniach serca. Akcja, którą podejmują postacie, zajmują określoną ich liczbę. Kontrola nad czasem pozwala na przewijanie go do tyłu lub do przodu. Dzięki temu mamy możliwość swobodnej zmiany działań bohaterów.
Już spieszę z wyjaśnieniem. Dobrym przykładem jest następujący scenariusz. Jeden z sojuszników wykonuje potężny atak, który zajmuje trzy uderzenia serca. Przez cały czas trwania ataku jest narażony na szybsze ciosy przeciwników. Jeśli cofniemy rozgrywkę do momentu, w którym akcja się rozpoczęła, możemy ją podmienić na blok zajmujący tylko jedno uderzenie serca, całkowicie unikając otrzymanych obrażeń. Gdy wróg straci gardę, kładziemy go krótkim kopniakiem na ziemię i dobijamy mocnym machnięciem topora. Oczywiście zajście może przebiec inaczej. Powiem więcej. Czasami przeciwnicy przystosowują się do nowych planów, co wymaga od gracza precyzyjności. Ta magiczna moc nie jest powiązana z żadnym zasobem. Jedyne co nas blokuje to okno czasowe, które możemy kontrolować.
Uważam, że ta część Iron Danger to najlepsze co produkcja ma do zaoferowania. Ogrom sposobów na rozwiązanie każdej potyczki naprawdę robi wrażenie. Starcie możemy rozpocząć po cichu lub wpaść w grupę przeciwników z rykiem siekając na lewo i prawo. Jeżeli wolicie bardziej strategiczne podejście, wystarczy wysłać jednego z bohaterów jako przynętę. Gdy tylko niemilce wejdą w zasięg drugiej postaci, zrzucamy na nich deszcz kul ognistych. Do dyspozycji twórcy przygotowali również pułapki, wybuchające beczki oraz inne przedmioty wspomagające w zmaganiach z siłami północy.
Niestety praca kamery skutecznie przeszkadzała mi w cieszeniu się tak świeżym elementem rozgrywki. W żaden sposób nie byłem w stanie ustawić zadowalającego mnie kąta. Przy maksymalnym przybliżeniu prawie nic nie widać, natomiast całkowite oddalenie powoduje, że całość wygląda wyjątkowo nieładnie. Bardzo żałuję, że takie niedociągnięcie mocno podkopało moją ekscytację ciekawym systemem manipulacji czasem.
Świat Iron Danger
W związku z tym, że mechanika bicia serca jest taka dobra, czuję smutek. Uniwersum stworzone przez Action Squad Studios najzwyczajniej nie zachwyca. Nie ma tutaj nic, czego już byśmy nie widzieli w innych fantastycznych krainach. Co gorsza, wybór stylu graficznego był strzałem w kolano. Często ma się wrażenie, że przez dobór kolorystyki nie widać co dzieje się na ekranie. Wiele razy miałem problem ze zlokalizowaniem przedmiotów, własnych postaci oraz przeciwników. Jest to trochę dziwne. Specjalnie zerknąłem na zrzuty ekranu dostępne na Steamie i wyglądały one dużo lepiej niż moja rozgrywka. W związku z tym, że grałem na PlayStation 5, postanowiłem pooglądać trochę materiałów wideo nagranych z wersji PC. Od razu zauważyłem różnicę. Na komputerze wszystko jest lepiej wygładzone, a i kolory są bardziej wyraziste.
Stan techniczny wersji na PS5
Dziwna grafika to jednak niejedyna rzecz, która niezwykle denerwowała mnie w Iron Danger. Przez większość rozgrywki, nie licząc krótkich cutscenek, miałem wrażenie, że postacie poruszają się skokowo. Ponownie sięgnąłem do materiałów na YouTube’ie. Podobnie jak w przypadku wyglądu, sytuacja na PC przedstawia się lepiej. Mam wrażenie, że port na konsole nie jest do końca dopracowany, co wyjątkowo martwi. Szczególnie że premiera wersji na Steam miała miejsce w marcu 2020 roku. Jeżeli ponad trzy lata twórcy nie potrafili przygotować porządnej konwersji, to nie wróżę tytułowi sukcesu.
Ciężko mi polecić Iron Danger
Pomimo tych wszystkich niedociągnięć sam gameplay jest przyjemny. Co prawda zdarzają się sytuacje, w których postacie potrafią się zablokować, ale wystarczy szybko cofnąć czas i rozwiązanie gotowe. Główna fabuła zajmuje około 12 do 15 godzin. Niestety po ukończeniu tytułu nie ma za bardzo po co do niego wracać. Iron Danger jest również dość trudny, szczególnie na początku. Jednak po odblokowaniu większej ilości mocy staje się dużo łatwiejszy, co nie znaczy, że nie trzeba się trochę napocić, aby go ukończyć. Brakowało mi też jakiegoś systemu rozwoju postaci. Nowe umiejętności uzyskuje się po ukończeniu poszczególnych plansz. Z tego wszystkiego mogę wywnioskować jedno. Twórcy tak bardzo skupili się na Biciu Serca, że nie mieli czasu lub funduszy na doszlifowanie całej otoczki.
Zanim skończyłem pisać tę recenzję, przejrzałem sobie na szybko oceny krytyków. Ich zdanie w większości pokrywa się z moim. Szukałem też więcej informacji związanych z grafiką oraz dziwnymi przycinkami i wygląda na to, że wersja na PC działa po prostu lepiej. Muszę jednak wziąć pod uwagę jeszcze jeden mały szczegół. Iron Danger to pierwsza gra studia Action Squad, dlatego odważę się dać im taryfę ulgową. Gdybym musiał ocenić ich debiut na podstawie samej mechaniki czasu, dałbym wysoką notę. Niestety muszę wziąć pod uwagę całą resztę. Z tego powodu mogę polecić Żelazne Niebezpieczeństwo tylko zagorzałym fanom gier z systemem manipulacji czasem.
Z drugiej strony na ten moment produkcja kosztuje niecałe siedem złotych na Steamie (do 28 listopada), więc byłbym strasznym człowiekiem, gdybym wam nie powiedział, że za taką cenę warto przygody Kipuny poznać. Jeżeli przegapiliście promocję, nie macie się czy martwić. Jestem pewny, że nie była to ostatnia. Wystarczy, że dodacie Iron Danger to swojej wishlisty, a platform Valve da wam znać, kiedy pojawi się następna. Natomiast z wersją na PlayStation 5 bym się wstrzymał, chyba że nie posiadacie odpowiedniego komputera, aby sprostać wymaganiom tytułu.
Gameplay (PS5)
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższego materiału.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!