Jak smakuje serial Zagubieni po 20 latach? Wrażenia po ponownym obejrzeniu wszystkich sezonów

Okładka serialu LOST - Zagubieni. Na obrazku widzimy bohaterów serialu, w tle napis LOST

Zagubieni niemal od zawsze mieli specjalne miejsce w moim sercu. Z jednej strony dlatego, że to był pierwszy serial, który oglądałam jeszcze jako mała dziewczynka z rodzicami, a z drugiej dlatego, że wywarł na mnie ogromny wpływ, pojawiając się w mojej głowie wielokrotnie w różnych momentach życia. Oczekiwanie na kolejne odcinki, próba rozszyfrowania tajemnic stojących za wyspą oczami dziecka czy gorliwe rozmowy na temat produkcji przeprowadzane między domownikami – te wspomnienia sprawiają, że ostatnio oglądając LOST, poczułam się prawie tak, jakbym znowu miała 11 lat.

Wiele lat temu skończyłam swoją przygodę z Zagubionymi na 4. sezonie, nie znając dalszych losów bohaterów, aczkolwiek mając świadomość, jakie jest zakończenie. Przyznam, że po prostu nie mogłam się powstrzymać – mniej więcej 10 lat temu sprawdziłam, w jaki sposób twórcy postanowili zamknąć tę historię. Potem zaczęłam wczytywać się w teorie i różne komentarze, a że były to czasy, w których o LOST nie było łatwo i myślałam, że już nigdy nie wrócę do tego serialu, nie czułam się winna, choć może lekko zawiedziona pomysłem scenarzystów.

Zagubieni – wrażenia po 20 latach od premiery pierwszego odcinka

Teraz, po 20 latach od premiery pilotażowego odcinka, powrót nie był jednak tak prosty, jak mogłoby mi się wydawać. Z tyłu głowy wciąż miałam myśl, że znam zakończenie, ale nadal nie wiem, jak tak naprawdę do niego doszło. Muszę przyznać, że mimo wszystko znacznie inaczej ogląda się tę produkcję, czytając, nawet wiele lat temu, teorie widzów w internecie. Pewne rzeczy po prostu nie chcą wypaść z głowy.

I choć jak wspomniałam, powrót nie był łatwy i intruzywne myśli wybijały mnie niejednokrotnie z immersji, pierwszymi trzema sezonami byłam – tak jak przed laty – zachwycona. Rozpoczynając od ogólnego rozmachu przedsięwzięcia, poprzez rewelacyjną obsadę, aż po rozbudowaną historię wzbudzającą ciekawość, odcinki wciągałam jeden po drugim, nie bacząc nawet na późne godziny w środku tygodnia. Ogromne wrażenie robiła na mnie scenografia, ale też pomysłowość scenarzystów. Wciąż były to epizody, które dawały pozwolenie na myślenie o serialu jak o przygodach rozbitków na bardzo tajemniczej wyspie z niepokojącymi eksperymentami w tle. Ta dobra passa w pochłanianiu widowiska skończyła się jednak wraz z rozpoczęciem 4. sezonu.

Miałam więc kilkutygodniową przerwę i choć myślałam o Jacku, Kate, Sawyerze czy Sayidzie, ciężko było mi zmusić się do kontynuowania wieczornych seansów, szczególnie z obawy o potencjalne zawiłości, na jakie mogli jeszcze zdecydować się scenarzyści. Odcinki, które prędzej zadawały pytania, niż dostarczały odpowiedzi, nie były moimi ulubionymi, choć dziś – kilka dni po obejrzeniu ostatniego odcinka – patrzę na nie nieco łaskawszym okiem, trochę jak na ciekawy eksperyment, który zmusza mózg do nagimnastykowania się.

Warto dać szansę

Nie chcę zagłębiać się w szczegóły związane z poszczególnymi sytuacjami, odcinkami czy bohaterami – jeśli tematyka was ciekawi, serial Zagubieni trzeba po prostu obejrzeć (a o tym, czy warto, już za moment). Oczywiście, LOST stoi tajemnicą i dobrze jest poświęcać mu całą swoją uwagę, by nie umknęły nam niuanse, które mogą okazać się istotne w kolejnych odcinkach (chwała niezawodnemu „Previously on Lost”), ale tym razem zwracałam uwagę na inne rzeczy. Jako dziecko, a później nastolatkę, fascynowały mnie te tajemnice, „potwór”, „inni” czy też „tamci”, eksperymenty i historia Dharmy. Teraz jednak patrzyłam przede wszystkim na ludzi, ich przeszłość, teraźniejszość, podejmowanie decyzje, emocje i działania pod wpływem impulsu. Potrafiłam zrozumieć znacznie więcej – szczególnie motywacje poszczególnych bohaterów. Pamiętam, że kiedyś zastanawiałam się: „kiedy oni w końcu opuszczą tę wyspę i wrócą do domów?” czy też „dlaczego nie wszyscy chcą wrócić? To nie ma sensu!”. Teraz jednak liczyłam na to, że jak najdłużej w tym miejscu pozostaną.

Z powodu braku znajomości dwóch ostatnich sezonów LOST rzeczywiście oglądałam je z zaciekawieniem. Gdy dowiadywałam się już nieco więcej na temat samej wyspy, jej mieszkańców i starożytnych budowli, całkowicie odcięłam się od myśli, że to serial o katastrofie lotniczej. Osobiście przypadły mi do gustu nadprzyrodzone motywy, z mistycznymi świątyniami, rytuałami i wręcz religijnymi nawiązaniami w tle. Właściwie, po tych wielu latach, zamknięcie historii mnie – i to jest tylko moje zdanie – satysfakcjonuje. Bo to nie jest zwykła opowieść o rozbitkach, to nie jest po prostu wyspa z dziwnymi mieszkańcami i niedźwiedziami polarnymi, to nie jest miejsce, gdzie tylko porywa i zabija się ludzi. W kilku miejscach nie brakuje luk fabularnych, czy niewyjaśnionych nigdy wątków, ale gdy już damy ponieść się klimatowi, czeka nas jedna z najlepszych – jeśli nie najlepsza – przygód w życiu.

Zdjęcie promocyjne serialu Zagubieni. Widzimy bohaterów serialu spoglądających prosto w obiektyw. Wszyscy znajdują się na wraku samolotu

Jak smakuje serial Zagubieni po 20 latach?

Tak jak wspominałam wyżej, nie będziemy robić tutaj streszczenia. Jest oczywiście wiele zapadających w pamięć momentów, jednak pozostawiam je wam do odkrycia na własną rękę. Być może moje wrażenia będą wydawać się nieco zabawne, szczególnie jeśli reprezentujecie odrobinę starsze pokolenie i w momencie premiery Zagubionych byliście już dorośli, ale ja właśnie teraz odkryłam magię i – chyba – istotę serialu, dlatego też chciałam się z wami tym podzielić.

Jak zatem smakuje serial Zagubieni po 20 latach? Z pewnością nie traci ani na wartości, ani na jakości wizualnej. Widowisko ogląda się po prostu wyśmienicie, jednak warto mieć na uwadze, że pewnie efekty specjalne mogły się nieco zestarzeć. Ale w mojej opinii to zaledwie nic nieznacząca kropla w morzu rewelacyjnych scenerii, szczegółowych lokacji i różnorodnych miejsc, które mamy okazję podziwiać w serialu. Ładunek emocjonalny, jaki przyniosły mi ostatnie odcinki, rekompensuje wszystko, co wcześniej wywoływało u mnie lekki uśmieszek zażenowania lub unoszenie brwi i zastanawianie się: „ale o co tu chodzi?”.

Ostatecznie nie mam żalu do twórców, że tak pokierowali tą historią. Choć jak wspomniałam, 10 lat temu dowiedziałam się, jak wygląda zakończenie i byłam zawiedziona, tak teraz patrzę na wszystkie wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Sporo rzeczy zostało wyjaśnionych, kilka pozostaje już kwestią teorii. To jest jednak w moim odczuciu jedną z najpiękniejszych cech, charakteryzującą LOST – enigma. Serial z pewnością będzie dobrym wyborem dla lubiących dogłębnie poznawać historie bohaterów, ale także dla tych, których cieszą tajemnicze motywy, zagadkowe wydarzenia, aspekty duchowości, zwroty akcji i oczywiście – przepiękne widoki serwowane przez wyspę.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Sonata - Avatar
Hej! Tu Patalke - miłośniczka gier. Nie zamykam się na żaden gatunek i chętnie poszerzam swoje growe horyzonty. Interesuję się popkulturą, a kiedy mam okazję, staram się powiększać swoją kolekcję płyt z muzyką.
Scroll to top