Metaphor: ReFantazio wdarło się szturmem w serca i umysły graczy, sprzedając ponad 1 000 000 kopii w przeciągu pierwszej doby od premiery. Twórcy, będąc weteranami branży odpowiedzialnymi za takie serie jak Persona czy Shin Megami Tensei, obiecali nam grę, która swoją konwencją rzuca wyzwanie przyjętym normom i wytycza własne standardy. Nowy projekt Studio Zero, zespołu pod kierownictwem Katsura Hashino, po 8 latach produkcji otwiera przed nami drzwi do zupełnie nowego świata. Czas więc zasiąść wygodnie w fotelu i zanurzyć się w tej fascynującej opowieści.
Poczytaj mi mamo
Historię Metaphor: ReFantazio przyjdzie nam poznać z perspektywy protagonisty – któremu imię, na modłę innych gier ATLUSa, nadamy sami – młodego chłopaka, podróżującego przez królestwo Euchronii. Jego dobytek ogranicza się do intrygującej książki, a w drodze towarzyszy mu urocza wróżka imieniem Gallica. Niestety dla naszego bohatera fantastyczny świat, w jakim przyszło mu żyć, do idealnych nie należy, o czym gracze przekonują się już w pierwszych minutach.
Samo intro nie pozostawia złudzeń – Euchronia to miejsce zepsute do szpiku kości. Nierówności społeczne, korupcja, mieszanie polityki z religią, a w końcu również królobójstwo. Deweloperzy zabierają nas w świat pełen magii, wróżek i fantastycznych stworzeń, ale jednocześnie znajdziemy tu odbicie problemów bliższych naszej rzeczywistości. Skromny początek podróży protagonisty to ledwie wstęp do historii spajającej nie tylko życia poznanych po drodze towarzyszy, ale również losy całego królestwa. Konwencja „od zera do bohatera” to podstawa tej produkcji, a odkrycia, jakie poczynimy podczas swojej przygody, potrafią zaskoczyć.
Na przestrzeni około stu godzin przyjdzie nam przemierzyć cały kontynent, a na swojej drodze spotkamy plejadę postaci. Pomimo poruszania ważkich problemów, historie naszych towarzyszy są równie intrygujące, co budujące.
Tam, gdzie jest róża…
Metaphor od pierwszych zapowiedzi zachwycał pod względem wizualnym. ATLUS znany jest z niekonwencjonalnych projektów interfejsu i w tym przypadku poszedł na całość. Rysowane i animowane tła poszczególnych ekranów menu to małe dzieła sztuki. Podobnie mają się sprawy z samą koncepcją artystyczną całej gry – nawet na pierwszy rzut oka płaskie, jednokolorowe tła, kryją w sobie subtelne, animowane tekstury. Całość nie raz przywołuje na myśl obrazy i jest to skojarzenie jak najbardziej na miejscu. Japońska pomysłowość ponownie nie zawodzi. Któż inny zdecydowałby się zaprojektować głównych przeciwników w grze na modłę… postaci z obrazów Hieronima Boscha?!
Na wzmiankę zasługuje oprawa audio, która stoi na bardzo wysokim poziomie. Ścieżka dźwiękowa nadaje wszystkiemu stosowny klimat – Shoji Meguro ponownie pokazuje swój talent. Aktorzy głosowi również nie zawodzą – znajdziemy tu takie sławy jak Natsuki Hanae (9S z NieR Automata, Tanjiro Kamado z Demon Slayer), Saori Hayami (Munechika z Utawarerumono, Shinobu Kocho z Demon Slayer), Megumi Ogata (Shinji Ikari z Neon Genesis Evangelion, protagonista z Emio The Smiling Man) czy Akio Ōtsuka (Lord Shimura z Ghost of Tsushima). Co równie istotne, anglojęzyczna ścieżka dźwiękowa stoi na równie wysokim poziomie.
…tam też są kolce
Metaphor: ReFantazio może pochwalić się pięknym stylem graficznym, ale pod względem technicznym ciężko jest o podobne zachwyty. Silnik GFD, wykorzystywany od czasów Persona 5, swoimi korzeniami sięga PlayStation 3 i to niestety widać. Każda prosta krawędź – budynki, schody, włócznie wartowników – upstrzona jest poszarpanymi krawędziami i to niezależnie czy patrzymy na nie z bliska, czy z daleka. Sytuacji nie ratuje fakt, że kamera delikatnie faluje, nawet będąc w spoczynku, przez co wiele scen niemiłosiernie migocze i gubi szczegóły. Pod względem klatkażu też nie jest idealnie. Z jakiegoś powodu deweloperzy postawili na odblokowany licznik FPS, a w połączeniu z wykorzystywanym silnikiem prowadzi to do ciągłej zmiany płynności rozgrywki. Niestety leciwy silnik lubi sobie też solidnie chrupnąć, więc spadki poniżej 30 klatek, czy odczuwalne „przycinki” są niestety częste. Niewyraźne tekstury tła, uproszczona geometria obiektów niepierwszoplanowych – to rzeczywistość, z którą musimy się tutaj pogodzić.
Również w dziale audio muszę zwrócić uwagę na spory mankament – choć w tym przypadku nie chodzi o ograniczenia technologiczne, a bardziej o oszczędność. Metaphor ma sporo kwestii dialogowych, ale większość z nich wyłącznie w postaci tekstu. Taki brak, w obliczu całej listy utalentowanych aktorów głosowych, nie powinien mieć miejsca w 2024 roku – a problem dotyka zarówno japońskiej, jak i angielskiej ścieżki dźwiękowej.
To nie jest Persona!
Zmiany względem poprzednich produkcji ATLUSa widać w systemie walki. Nadal mamy do czynienia z potyczkami turowymi, ale dodatkowo rozbudowanymi o „kryształy akcji”. Dodaje to nowego wymiaru, gdzie trzeba mądrze zarządzać tym zasobem, nie raz odpuszczając akcję jedną postacią, na rzecz kolejnej. Jednak największa „nowość” to system per… Archetypów! Nasi bohaterowie korzystają z tej zapomnianej formy magii i nie są ograniczeni do z góry zdefiniowanych ról. Do naszej dyspozycji oddano aż 46 opcji do wyboru, podzielonych na 14 kategorii. Dokładając do tego możliwość dziedziczenia umiejętności między Archetypami oraz opcje ataków drużynowych, otrzymaliśmy bardzo ciekawy system.
Lochy które przyjdzie nam zwiedzać również zasługują na pochwałę. Te związane z głównym wątkiem fabularnym mogą pochwalić się różnorodnymi mechanikami – tu musimy odblokować przejście opuszczając mosty, tam przejść przez magiczny labirynt, jeszcze gdzie indziej skradać się i ogłuszać przeciwników niczym Solid Snake. Do tego dochodzą ukryte przejścia i skarby, a całość sprawia naprawdę przyjemne wrażenie.
Co do innych elementów odróżniających Metaphor: ReFantazio na tle pozostałych gier ATLUSa…
Prawda?
Ujmę to tak – jeżeli klimaty Persony i SMT są Ci bliskie, w tej produkcji odnajdziesz się momentalnie. Sam od razu poczułem się jak w domu na widok kalendarza i różnorodnych aktywności możliwych do wykonania w wyznaczonej porze. System rozwijania więzi z przyjaciółmi również powraca, aczkolwiek podarowano sobie wątki romantyczne. Nawet wyprawy do lochów od razu wydały się znajome, wraz z potrzebą późniejszego odpoczynku.
Fani Persony poczują się jak w domu, ale czy jest to zaletą, czy wadą Metaphor? Pan Hashino obiecał nam powiew świeżości, jednak im głębiej wchodziłem w ten nowy świat, tym częściej pojawiała się u mnie myśl „przecież to już było”. Pierwszy zachwyt znajomymi mechanikami szybko przeszedł w nadzieję, że zaraz, już za momencik, gra pokaże swoje wyjątkowe oblicze. Kilkadziesiąt godzin później było już jasne – Metaphor to ładna warstwa błyszczącego lakieru (z poszarpanymi krawędziami…), ale pod spodem kryje się cały czas ta sama maszyna. Biorąc pod uwagę pewne dziwne – w mojej ocenie – decyzje projektowe, zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że weterani ze Studio Zero na dobre utknęli w sztywnym gorsecie swoich poprzednich projektów. Ocena tej sytuacji sprowadza się do Twoich oczekiwań względem tej produkcji.
Nadszedł deadline, czyli czas podsumowań
Metaphor: ReFantazio, nowe IP w portfolio ATLUSa, zdecydowanie nie jest tytułem dla każdego. Osoby lubujące się w poprzednich grach tego dewelopera zapewne zakochają się od pierwszego wejrzenia. Możliwość wyszukiwania „nawiązań” do wcześniejszych tytułów potrafi bawić, ale tam, gdzie jeden widzi puszczone przez dewelopera oko, inny zobaczy zwykły recycling. Wykorzystywanie tego samego schematu w kolejnych grach nie jest niczym nowym w branży, Problematyczne jest wyznaczenie sobie granicy co do tego, ile razy można to zrobić. Tym samym osoby nieprzepadające za klasycznym dla ATLUSa stylem, nie mają tu czego szukać. Z drugiej strony – potencjalni nowi fani nie mają się czego obawiać. Wciąż dostępne jest demo, pozwalające na ładnych parę godzin gry i poznanie wydarzeń z samego początku Metaphor, więc jeżeli to co tam widzisz Cię zainteresuje, to w pełnej wersji możesz się spodziewać tego samego, tylko na wiele wiele godzin.
Największy problem będzie miała grupa graczy, która nie stroni od poprzednich odsłon Persony i SMT, a po prostu uwierzyła w wizję Hashino i oczekiwała czegoś nowego. Tu niestety może dojść do zawodu, bo jeżeli spojrzymy pod cienką warstwę nowego lakieru, znajdziemy dokładnie tę samą maszynkę.
W żadnym wypadku nie oznacza to, że w Metaphor: ReFantazio nie warto zagrać. To nadal dobra gra, korzystająca po prostu ze sprawdzonych rozwiązań. Problem w tym, że cała konstrukcja zaczyna już wyraźnie skrzypieć. Deweloperzy ze Studio Zero, obecnie świętujący wyśmienitą sprzedaż swojego nowego dzieła, prędzej czy później będą musieli odpowiedzieć sobie na całą listę trudnych pytań odnośnie przyszłości marki. Bo, że Metaphor ma swoje miejsce w portfolio ATLUSa, a co za tym idzie, potencjalnie świetlaną przyszłość – jestem wręcz pewien. Trzeba bowiem pamiętać, że tam, gdzie kończy się jedna historia, zaczyna się kolejna.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.