Star Wars: Acolyte – recenzja odcinków 7-8

Star Wars: Acolite - minaturka

Nastał koniec najnowszego serialu z uniwersum Star Wars. Przed wami recenzja dwóch ostatnich odcinków Acolyte, którą od jakiegoś czasu można obejrzeć na platformie Disney Plus. Nareszcie po tygodniach czekania otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania, które męczyły nas praktycznie od początku. W końcu fabuła sprawnie spina rozgrzebane wątki. Znamy również więcej niż jedną wersję wydarzeń na planecie Brendok. Odkrywamy także, co tak naprawdę stało się w plemieniu, z którego pochodzą bliźniaczki.

Chaos na planecie i w zakonie

Siódmy odcinek wreszcie rzuca światło na wydarzenia z Brendock. Odkrywamy przyczyny pożaru oraz tożsamość i motywacje jego sprawcy. Kluczowym elementem fabuły okazuje się decyzja rady Jedi, która wbrew częściowej zgodzie plemienia, nie zezwoliła na zabranie obu sióstr.

Co więcej, retrospekcja wyjaśnia też powody, dla których Osha dąży do eliminacji mistrzów ze swojego dzieciństwa. Okazuje się, że motywacje stojące za podpaleniem okazują się bardziej złożone, niż początkowo mogliśmy sądzić właśnie z faktu znania wyłącznie jednej perspektywy tych wydarzeń.

Star Wars: Acolyte
Kadr z serialu Star Wars: Acolyte

Umiejscowienie tego odcinka jako retrospekcji pomaga w zrozumieniu głównego wątku fabularnego, choć można argumentować, że lepszym rozwiązaniem byłoby przedstawienie tego wszystkiego nieco wcześniej. Pozwoliłoby to na głębsze wybrzmienie oraz zrozumienie niektórych przedstawionych faktów. To daje lepsze pojęcie kontekstu bieżących wydarzeń przez odbiorcę produkcji.

Końcówka z mocnym uderzeniem

Natomiast przechodząc do odcinka ósmego, będącego zwieńczeniem całego sezonu, muszę napisać, iż jest on chyba najlepszym w kontekście tego, co i jak zostało w nim przedstawione. Dostajemy nie tylko jasne oraz odpowiednio poukładane sceny, ale i też w końcu widowiskowe walki na mecze świetlne. Było ich bardzo mało jak na serial z uniwersum Star Wars. Jednak trzeba przyznać, gdy już się pojawiły, były one przyjemnością dla oka odbiorcy.

Historia ciągnie nas przez rozterki mistrza Sola. Ten walczy nie tylko ze sobą, ale i również ze swoimi demonami z przeszłości, a w szczególności z poczuciem winy niedającym mu spokoju przez szesnaście lat. To wszystko świetnie się wpisuje konflikt między nim, a Oshą i tajemniczym czarnym charakterem. A jego motywacje oraz tożsamość w końcu zostają odkryte.

Dostajemy więcej polityki, która ma sens…

Tymczasem na Coursant dzieje się wielka polityka. Senator niebędący zwolennikiem obecności zakonu Jedi, chce by senat objął nad nim nadzór. Sytuacji nie poprawia także fakt, że śledztwo Sola związane z duetem chaotycznych sióstr pozostaje tajemnicą przed innymi. Prawda jest jednak inna. To już nie jest sprawa, którą można załatwić wewnętrznie i po cichu.

Strapiona tym wszystkim mistrzyni Vernestra (znana nam z poprzednich odcinków) postanawia w końcu zakończyć zaistniałą sytuację i wraz z innymi rycerzami udaje się na Brendock. Tam odkrywa, co tak naprawdę miało miejsce.

Acolyte
Kadr z serialu Star Wars: Acolyte

Sytuacja, której ślady odnajduje, przeraża ją, ale jednocześnie stwarza szansę na rozwiązanie kryzysu z korzyścią dla zakonu. Choć nie jest to sytuacja idealna, w pewnym momencie pozwala na zamknięcie tematu polityki, a ta wkrada się coraz bardziej w działania zakonu.

Jednak by nie psuć zabawy oglądającym, pozwolę sobie jeszcze napisać, że nie wszystkie wątki zostały rozwiązane, a szkoda, ponieważ mogłoby to dopełnić pewne luki fabularne. Niemniej, wiele z tego, co prezentuje nam fabuła, potrafi się spiąć i dostajemy odpowiedzi na większość pytań przemycanych od pierwszego odcinka aż do końca serialu.

Coś tu dalej jednak nie gra?

W swoim poprzednim tekście napisałem “[…] mam wrażenie, że jest to po prostu kolejny serial, w którym istnieje wiele problemów na poziomie wyważenia wielu jego składowych, zaczynając od wątku fabularnego, przez postaci oraz wspomniane już wcześniej tempo akcji, aż po wykonanie.” Ponownie to podtrzymuję, bo oglądając Acolyte, dalej widzę te same błędy. W opisywanych przeze mnie odcinkach wychodzi też na pierwszy plan największy problem twórców. Jest nią liczba rzeczy, jakie chcą umieścić w serialu, w porównaniu do tego, ile mają na to czasu. To, czy to się ze sobą zazębia, zdaje się sprawą drugorzędną.

Im dłużej oglądam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że osoby stojące za tym serialem nie do końca wiedziały, jak poprowadzić wątki polityki oraz zakonu z zasadami panującymi w uniwersum. I nie mówię tego jako fan, po prostu produkcja dalej zdaje się być niezwykle chaotycznym produktem.

Star Wars: Acolyte
Kadr z serialu Star Wars: Acolyte

Z jednej strony cieszę się, że uniwersum Star Wars się rozrasta i powstają w nim nowe postaci oraz opowieści. Jednak nie podoba mi się to, że dzieje się to w sposób bez ładu i spójności. Kiedyś historia i bohaterowie byli na pierwszym planie, co sprawiało, że faktycznie człowiek czuł się zaklęty w tej rozrywce.

Teraz patrząc jako całość na tę produkcję, mogę napisać, że największym jego błędem jest to, że stara się być dobrym serialem, aczkolwiek nim nie jest. Widać, że chciano stworzyć coś przypominającego Mandaloriana, Andora lub Kenobiego. Zamiast tego dostaliśmy jeden wielki misz-masz.

Czy warto oglądać serial Acolyte?

Można, ale trzeba mieć na uwadze, by nie mieć co do niego wyśrubowanych oczekiwań. Przynajmniej wtedy zawiedziemy się najmniej, bo wiele błędów fabularnych i technicznych po prostu zignorujemy. Natomiast z pewnością faktem jest, iż na tle pozostałych seriali oraz uniwersum Star Wars, Acolyte nie wyróżnia się wcale. Zapowiadał się jako coś dobrego, lecz pewne decyzje spowodowały, że mamy tutaj do czynienia z projektem, który nie dorósł do swojego marketingu.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Niektórzy mówią, że wakacje spędza w Kaer Morhen grając w Gwinta i pijąc dobre wino. Inni powiedzą, że to człowiek, do którego dzwoni Rick, kiedy Morty nie może wyruszyć na przygodę i nie ma nic lepszego do roboty obok zadawania trudnych pytań ludziom, by mieć o czym potem opowiadać.
Scroll to top