Uwielbiam film Starship Troopers, znany u nas pod generycznym tytułem Żołnierze Kosmosu. Oglądałem go ze swoim ojcem, oglądam go ze swoją żoną i zgaduję, że będę oglądał ze swoimi dziećmi. Dwa lata temu wyszła bardzo fajna strategia, Starship Troopers: Terran Command. Ta, choć miała swoje bolączki, genialnie oddawała klimat produkcji wideo. Zawsze jednak uważałem, że to lepszy materiał na FPS-a, dlatego rzuciłem się na Starship Troopers: Extermination z ogromną radością. Warto wziąć pod uwagę, że tytuł nadal znajduje się w early access, ale nawet z taką wiedzą i nieco ostrożnym podejściem nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia. Może, gdyby to nie był rok, w którym wyszło genialne Helldivers 2?
Czy chcesz wiedzieć więcej?
Starship Troopers: Extermination to kooperacyjna strzelanka sieciowa, nastawiona na rozgrywkę typu Player vs Environment, czyli taką, w której gracze mierzą się z przeciwnikami kierowanymi przez sztuczną inteligencję. My, rzecz jasna, wcielamy się w dzielnych żołnierzy Mobilnej Piechoty, natomiast naszymi wrogami są znienawidzone i bezmyślne robale. Przy czym nie jesteśmy jakimiś tam pierwszymi, lepszymi żółtodziobami świeżo po obozie szkoleniowym. Postacie, w które się wcielimy, należą do Deep Space Vanguard, czyli specjalnej jednostki, której powierza się szczególnie trudne zadania. Gra oferuje kilka rodzajów planet i misji, a z przeciwnościami będziemy się mierzyć w grupach nawet do 16 graczy jednocześnie.
W założeniach tytuł prezentuje się wyśmienicie i oferuje wszystko, czego fan Starship Troopers mógłby chcieć. Niestety, już na początku muszę zacząć narzekanie, bo choć gra żadną miarą, nie jest zła, nie jest także w żadnym wypadku czymś więcej, niż przeciętną strzelanką. Pierwszą rzeczą, która mnie zaskoczyła w niemiły sposób, było to, że samouczek gry skupia się na… budowaniu. Okazuje się to później dosyć istotnym elementem rozgrywki. Jednak nie po to człowiek zapisuje się do kosmicznych marines, by pracować w budowlance, tylko w jeszcze mniej przyjaznych warunkach. Tutorial odbębniłem, więc czas ruszyć na pole bitwy i odnaleźć prawdziwie silne emocje!
Gameplay Starship Troopers: Extermination kuleje…
Po kilkunastu godzinach spędzonych w Starship Troopers: Extermination te emocje odczułem raptem kilka razy. Wszystko niby jest poprawne, ale jednocześnie każdy aspekt gry w jakimś stopniu kuleje. Broń bardziej przypomina airsoftową replikę. Ani nie brzmi jak w filmie (choć kiedy słuchamy odgłosów towarzyszy, to już tak, ale nasza nie), ani nie ma prawie żadnego odrzutu. Dodatkowo mam wrażenie, że robalom nie robi różnicy, czy strzelamy im w kończyny, czy w centralny ośrodek nerwowy, po prostu trzeba wystrzelić pół magazynka i już. Wrogowie także nie zachwycają swoją inteligencją. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że idea myślących robali może niektórych ludzi obrażać. Jednak kiedy horda przeciwników mija mnie bez zwracania uwagi na to, że posyłam w ich kierunku kilogramy ołowiu, kładąc trupem sporą część z nich, bo mają wyznaczony punkt, do którego mają dążyć, całkowicie psuje mi to frajdę.
Do tego misje są dość mocno… chaotyczne. Otrzymujemy zadania, które zwykle ograniczają się do jednego z dwóch typów. Pierwszy z nich polega na tym, że musimy udać się z punktu A do punktu B, postawić jakąś budowlę, a następnie przenieść z niej surowce w miejsce C. Drugi z kolei polega na tym, że musimy udać się z punktu A do punktu B, zbudować umocnienia i tam się bronić przed nadciągającą hordą. Przy czym mapy potrafią być mocno rozległe. Nic nie stoi na przeszkodzie, by wszystkie oddziały rozpierzchły się, gdzie popadnie, więc najczęściej – choć tu należy obwiniać też graczy – każdy idzie, gdzie chce i robi, co chce. Brakowało mi tutaj jakiejś mechaniki, która kierowałaby nas tam, gdzie potrzeba, w jakiś sprytny sposób. Może zbytnie oddalenie się od drużyny ściągałoby na nas duże liczby przeciwników, albo dostalibyśmy reprymendę z dowództwa? Niestety, tego tutaj nie znajdziemy.
Nie moi Żołnierze Kosmosu
Ciekawie zapowiadał się system klas, które miały pozwolić nam dopasować zabawę do naszego stylu gry. I tak mamy np. snajpera, specjalistę od demolki czy medyka. Jednak na dobrą sprawę różnią się tylko pobocznymi umiejętnościami, które większość czasu nie są mocno istotne, oraz wyglądem. Wprawdzie z dalszym rozwojem otrzymujemy dostęp do innego wyposażenia czy broni, ale większość w jakimś stopniu się pokrywa i poza kilkoma wyjątkami – jak granatnik, miotacz płomieni czy snajperka – niewiele to zmienia w sposobie zabawy. Ostatecznie więc trzymałem się jednej i nie czułem zupełnie potrzeby eksperymentowania i szukania nowych rozwiązań.
Przede wszystkim zaś brakowało mi klimatu w tej produkcji. Starship Troopers: Terran Command potrafił świetnie oddać klimat filmów nawet pomimo budżetowego wrażenia, jakie sprawiała gra. Tutaj okazuje się zaś, że Helldivers 2 zdaje się być bliższe filmom, niż Extermination. Nasi towarzysze nie są zbyt gadatliwi, zapewne by udostępnić przestrzeń na komunikację graczom na czacie głosowym, ale przez to większość gry jest naprawdę cicho. Muzyka pojawia się tylko w określonych momentach, zwykle pod koniec. Robale też nie wydają się przesadnie groźne, o ile nie ma ich w przytłaczającej liczbie. Większość czasu, nawet na wysokim poziomie trudności, nie miałem wrażenia, jakbym walczył o życie na obcej planecie, tylko wybrał się na jakieś safari, gdzie można sobie odstrzelić robala czy sto.
Starship Troopers: Extermination to trochę takie „mamy Helldivers 2 w domu”
Niby estetycznie wszystko jest, jak trzeba, ale przez to, że to sami gracze stawiają budowle, wszystko jest takie jakieś bez ładu, składu i pełne dziur. Stroje klas też teoretycznie wpisują się w estetykę filmów, ale są na tyle odbiegające od tego, co znam z ekranu, że nie podobały mi się one wcale. Dodatkowo, filmy, zwłaszcza ten pierwszy, charakteryzował się bardzo sposobem, w jakim pokazana była wojna. Żołnierze tracili kończyny, byli rozrywani na strzępy, robalom odpadały odnóża, a wszystko było spowite zieloną posoką. W grze tego zupełnie nie uświadczymy. No dobra, jeśli robala zabiją ładunki wybuchowe, to wtedy się rozpadnie, ale to wyjątek. Część modeli przeciwników po czasie też znika, więc pole walki bardzo często jest nieprzyjemnie wręcz puste i czyste.
Nie bez znaczenia jest też stan techniczny samej produkcji. Rozumiem, że to early access, twórcy sami przyznają, że w grze mogą pojawić się błędy i nie wszystkie mechaniki mogą działać. Jednak tak wielu problemów, usterek i błędów to ja dawno w żadnej pozycji nie widziałem, nawet podczas testów beta, a co dopiero we wczesnym dostępie, za który twórcy biorą pieniądze. Przeciwnicy pojawiają się znikąd i równie gwałtownie potrafią zniknąć. Czasami model broni nie wczytał się i strzelałem, zdawałoby się, siłą umysłu. Innym razem nie widziałem celownika optycznego swojej broni.
Niejednokrotnie też zdarzało się, że zarówno modele graczy, jak i robali, potrafiły utknąć na konstrukcjach postawionych przez graczy. Gra jest też bardzo źle zoptymalizowana. Nie grałem na najmocniejszym sprzęcie, ale przewyższał on zalecaną konfigurację. Byłem w stanie osiągnąć okolice 50 klatek na sekundę przy ustawieniach nisko-średnich, a i tak w trakcie zabawy regularnie klatkaż spadał do 15. O licznych problemach z dźwiękiem, kiedy ten się albo spóźnia, albo nie występuje wcale, aż szkoda wspominać, bo przypomina to kopanie leżącego.
Nie za takie pieniądze
Starship Troopers: Extermination okazało się więc dla mnie wielkim zawodem. Może i z innym nastawieniem, albo ze swoją ekipą znajomych, doznania byłyby przyjemniejsze. Może gdyby gra kosztowała 60, a nie 140 złotych, dałoby się na to spojrzeć przychylniejszym okiem. Jednak w tej cenie znajdziemy sporo podobnych gier, które robią to samo, ale o wiele lepiej. Już dwukrotnie wspomniałem Helldivers 2 i naprawdę, jest to tytuł, jakim Extermination chciałoby być. Niestety, jeszcze przed twórcami długa droga, by osiągnąć ten poziom. Trzymam kciuki, że w przyszłości produkcja otrzyma liczne poprawki (naprawdę liczne) i stanie się tym, czym mogłaby być. Na ten moment nie umiem jej jednak nikomu polecić, nawet najbardziej zagorzałym fanom.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.