Zarówno XCOM: The Enemy Unknown z 2012 roku jak i XCOM 2 z 2016 to gry, w których spędziłem setki godzin. Taktyczna rozgrywka połączona z wysokim poziomem trudności i całkiem intrygującą fabułą wystarczały, bym czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Postanowiłem więc sprawdzić, czy inne produkcje z serii XCOM będą równie wybitnymi tytułami. Na początek wybrałem The Bureau: XCOM Declassified, taktyczną strzelankę z widokiem TPP. Czy inwazję kosmitów zwalcza się równie dobrze w taki sposób?
Lata 60. i kosmici
Fabularnie The Bureau jest grą niezależną od wspomnianych powyżej tytułów. Na początku lat 60. XX wieku, u szczytu napięcia związanego z Zimną Wojną, w USA pojawiają się przedstawiciele innej planety, którzy postanawiają podbić nasz dom. My wcielamy się tutaj w rolę Williama Cartera, agenta CIA o burzliwej przeszłości. Choć z początku zdaje się, że nasza rola w przebiegu wydarzeń nie będzie istotna, szybko okazuje się to mylnym wrażeniem. Historia gry jest w zasadzie chyba jej najmocniejszym elementem. Fabuła potrafi wciągnąć, a i zakończenie prezentuje kilka autentycznie zaskakujących zwrotów akcji. Dodatkowo kilkukrotnie możemy podjąć pewne decyzje, które będą miały wpływ na finał i doprowadzą do jednego z czterech zakończeń.
Trochę miałko jakoś…
Szkoda więc, że reszta gry nie dorównuje poziomem samej historii. Najbardziej zasmuciło mnie to przede wszystkim w przypadku rozgrywki. Grałem w wiele trzecioosobowych strzelanek z systemem chowania się za osłonami, a Gears of War czy The Division są jednymi z moich ulubionych serii. The Bureau ma kilka ciekawych pomysłów, w tym wydawanie rozkazów towarzyszom, zaawansowane „moce”, permanentne zgony agentów czy możliwość modyfikowania ich buildów za pomocą ekwipunku. Niestety cała reszta jest w najlepszym razie przeciętna.
SI naszych kompanów z drużyny, a także i wrogów, jest zwyczajnie kiepska. Nikomu nie przeszkadza, że wystawiają się przeciwnikom na ostrzał, czy że wbiegają w pole rażenia granatu. Niby można temu zaradzić, mikro zarządzając co rusz naszą drużyną, ale jest to na dłuższą metę męczące. Dodatkowo sprawia to wrażenie, że prowadzimy do boju amatorów airsoftu, a nie wyszkolonych żołnierzy.
The Bureau to niby gra taktyczna, ale jednak nie
Dostępne rodzaje broni początkowo zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Na wstępie mamy dostępny pistolet, karabin snajperski, strzelbę, pistolet maszynowy i karabin, szybko dochodzą też bronie obcych, które podwajają liczbę opcji. Niestety, wszystkie one pozbawione są jakiegoś ciężaru i mocy, nawet jeśli jednym strzałem powalą kosmitę, to brzmią, jak byśmy strzelali z wiatrówki. Można na to przymknąć oko, ale pozostawiło u mnie pewien niesmak, zwłaszcza że broń w innych grach serii brzmiała i wyglądała imponująco.
Mapy są też dość niewielkie, niepozwalające na wprowadzenie w życie bardziej skomplikowanych planów taktycznych. Co prawda, zawsze mamy jakieś opcje, aby przeciwników flankować i obejść ich osłony, ale nie ma w zasadzie po co. Wrogowie i tak zaraz się bezmyślnie odsłonią, bądź przykucną obok eksplodujących beczek. Jedynie w przypadku elitarnych jednostek trzeba będzie pokombinować, a i to sprowadza się po prostu do zajścia od tyłu czy strzelania w nieopancerzone miejsca.
Przynajmniej jest ładnie, choć nie bez błędów
O wiele lepsze wrażenie robi oprawa graficzno-muzyczna. Przede wszystkim biorąc pod uwagę, że to produkcja z ponad dekadą na karku, wygląda bardzo ładnie. Modele postaci, projekty kosmitów, broni czy otoczenia są przyjemne dla oczu i nie rażą żadnymi problemami. Muzyka w grze zdecydowanie przypadła mi do gustu, bo choć klimat lat 60. to nie do końca to, czego słucham, tak w połączeniu z niektórymi motywami, które przypominają ścieżkę dźwiękową z XCOM do tej produkcji pasowały idealnie. Ciężko też przyczepić się do dialogów, bo choć może nie zasługują na nagrody dla aktorów, tak jednak zagrane są poprawnie.
Produkcja boryka się też z różnorodnymi problemami technicznymi. Gra gubi klatki, zwłaszcza podczas intensywnego obracania kamerą. Modele postaci lubią po prostu pojawiać się znienacka, zwłaszcza przy przejściu do kolejnego odcinka mapy. Często też zdarzało się, że członek mojej drużyny albo któryś z przeciwników blokowali się na jakiejś przeszkodzie.
W ogólnym jednak rozrachunku nie da się napisać, że The Bureau: XCOM Declassified to zły tytuł. Po prostu mogła być to o wiele lepsza produkcja, a w wielu przypadkach wystarczyłyby dość niewielkie poprawki. Sama produkcja jest też, w przeciwieństwie do zwykłych XCOM-ów, dość krótka. Przejście całości nie powinno trwać dłużej, niż kilkanaście godzin. Jest to też winą tego, że w tej grze nie uświadczymy żadnego zarządzania bazą ani dbania o źródło finansowania organizacji. Nasza ingerencja w struktury XCOM sprowadza się do rekrutacji agentów, dobierania im sprzętu i wybrania im umiejętności w przypadku rozwoju.
Na promocji jak znalazł
Nie powiem jednak, bym się w The Bureau źle bawił i żałował poświęconego na tę grę czasu. To taki średniaczek, w sam raz na zabicie kilku godzin, gdy mamy ochotę trochę postrzelać do kosmitów. Zwłaszcza jeśli lubimy dobrą historię, a szczególnie, jeśli bawi nas klimat amerykańskich lat 60. Dodatkowo myślę, że brak znajomości innych gier z XCOM w tytule może nawet być tu zaletą. The Bureau często trafia na promocje, gdzie tytuł można dorwać za kilkanaście złotych i uważam tę cenę za jak najbardziej uczciwą.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!