Znacie to uczucie, kiedy lubicie dewelopera na tyle, że jesteście w stanie wybaczyć niedociągnięcia, ponieważ za jego produkcjami zawsze kryje się coś, co sprawia, że macie ochotę w nie zagrać? Ja tak miałem z grami od Telltale Games. Ujmowały mnie swoją fabułą i bohaterami, a prostota rozgrywki sprawiała, że mogłem sięgnąć po nie w każdej chwili. A dzięki temu, że wiedziałem czego się spodziewać, zapewniały mi również poczucie komfortu. W przypadku najnowszej gry dewelopera nie jestem jednak w stanie przymknąć oka na niedociągnięcia. Po prostu nie.
Tym razem Ekspansja
Telltale Games idzie za ciosem i tym razem osadzają akcję swojej najnowszej gry w uniwersum The Expanse. Ekspansja to seria książek Science Fiction autorstwa Daniela Abrahama i Ty’a Francka (piszących pod pseudonimem jako James S.A. Corey). W niej ludzkość skolonizowała już układ słoneczny i podzieliła się na frakcje nieustannie walczące o dominację w przestrzeni kosmicznej. Organizacja Narodów Zjednoczonych przejęła władzę na Ziemi, Mars przypomina wojskową juntę, a Sojusz Planet Zewnętrznych (pasiarze) to organizacja zrzeszająca wszystkich na tyle odważnych, by przyjąć na siebie trud życia w kosmosie. Popularność powieści sprawiła, że na zamówienie SyFy powstał równie popularny co książki serial. I to na nim opiera się wspomniana gra.
Dlaczego o tym wspominam? Bo The Expanse kompletnie olewa nowych graczy, nieświadomych uniwersum, w którym toczy się gra. Mało tutaj informacji o świecie, jeszcze mniej o technologii czy omawianych wcześniej frakcjach. Bohaterowie rzucają do siebie pasiarskim slangiem, często niezrozumiałym dla tych, którzy z serialem nie mieli styczności. Wiele rzeczy należy wtedy wyciągnąć z kontekstu, a chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Przydałby się jakiś leksykon, chociażby z zestawieniem paru zwrotów w języku kreolskim, lub chociaż zakładka z przedstawieniem najważniejszych postaci ze świata gry. Skąd ktoś, kto nie zna The Expanse, ma wiedzieć kim jest Anderson Dawes czy Chrisjen Avasarala? Dorzućcie do tego nazwy stacji orbitalnych czy korporacji i powstaje kompletny bałagan, w którym naprawdę ciężko jest się odnaleźć.
Krótka historia załogi statku Artemis
Gracz wciela się w rolę Caminy Drummer, postaci znanej fanom uniwersum. Poznajemy ją jeszcze przed wydarzeniami z serialu, kiedy to bohaterka pracuje na statku Artemis dla kapitana Garrisona Coxa. Prócz niej na pokładzie przebywa również para pasiarskich bliźniąt, Arlen i Rayen, stara pilotka Khan, mechaniczka Maya i lekarz Virgil. Załoga pozostaje wyraźnie niezadowolona z faktu, że ich ostatnie dokonania nie należały do zbyt lukratywnych. Niskie morale zespołu stara się uspokoić kapitan obiecujący skok, po którym wszyscy będą „ustawieni” do końca życia. Wystarczy, że odwiedzą wrak statku Urshanabi i wydobędą stamtąd drogocenny ładunek. Oczywiście nic nie idzie zgodnie z planem, a Caminie przyjdzie zmierzyć się z piratami, którzy również pragną położyć swoje łapska na łupie.
O dziwo, to co kuleje najbardziej w najnowszej grze od Telltale to fabuła. Prowadzi ona donikąd i nie wnosi właściwie nic nowego do świata The Expanse. Owszem, poznajemy trochę historii Caminy i tego kim była nim pojawiła się na stacji Tycho. Jednak nic z dziejących się w trakcie opowieści wydarzeń nie sprawiło, bym jeszcze bardziej polubił tę postać. Osadzenie tak wyrazistej bohaterki w roli głównej, jest dla mnie również wątpliwym posunięciem. Wiedza, że Camina pojawia się w książkach i serialu wpływa bezpośrednio na wydźwięk każdej ze scen, w których jej życie wisi na włosku. Cierpi na tym przede wszystkim czwarty epizod, bo choć skandalicznie krótki, to w dużej mierze opierający się właśnie na motywie walczącej o przetrwanie Drummer.
Trzeba przyznać, że Deck Nine (studio odpowiedzialne za Life is Strange: True Colors) robi wszystko, by załoga statku Artemis wydawała się nam w jakiś sposób interesująca. Jednak większość z poruszanych tematów jest potraktowanych po macoszemu i dość bezpośrednio. Niby możemy poznać „bardziej” naszych towarzyszy, ale dzieje się stanowczo zbyt szybko. Nie potrafię też pozbyć się wrażenia, że sporo interakcji wydaje się być wciśniętych na siłę. Tylko po to, żeby dać postaciom jakieś backstory. Chlubnym wyjątkiem w tym przypadku jest cały wątek Khan, który w jakiś sposób przewija się również w późniejszych epizodach i wybrzmiewa dość przyzwoicie w finale. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o innych członkach załogi. Pozostali bohaterowie stanowią zaledwie tło dla opowieści i mięso armatnie dla wrogów.
Klasyczna rozgrywka wzbogacona i eksploracją
W kwestii gameplayu w The Expanse gra się tak, jak w inne tytuły od Telltale Games. Chodzimy po korytarzowych lokacjach, oglądamy przedmioty i rozmawiamy z postaciami, wybierając kwestie dialogowe najbardziej trafiające w nasz gust. Podczas walk i scen akcji wykonujemy proste sekwencje QTE i tutaj ogromnym plusem jest możliwość dostosowania ich pod wymagania użytkownika. Możemy np. wybrać czas reakcji na pojawiające się na ekranie komendy (a nawet całkowicie go wyłączyć), czy chociażby ustawić opcję trzymania przycisku, zamiast jego natarczywego wciskania.
By urozmaicić znany kręgosłup rozgrywki, twórcy zdecydowali się dodać do gry eksplorację poszczególnych lokacji w przestrzeni kosmicznej. Dzięki skafandrowi próżniowemu możemy poruszać się w zerowej grawitacji i odwiedzać wnętrza wraków kosmicznych. Wciskając prawy spust, sprawiamy, że Camina aktywuje/dezaktywuje buty magnetyczne, dając nam możliwość przywierania do metalowych powierzchni i zbierania wartościowych elementów wyposażenia. Nie jest to wymagane do ukończenia gry, ale część z odnajdowanych przez nas przedmiotów może mieć zdecydowany wpływ na późniejsze wydarzenia. Niestety podróżowanie w 0G zostało wykonane na bardzo podstawowym poziomie. Sztywność animacji, a przede wszystkim prędkość, z jaką porusza się Camina, pozostawia wiele do życzenia. Zanim dolecimy z jednego miejsca na drugie, zdążymy się zanudzić na śmierć. Niby da się podróżować szybciej, lecz w praktyce wiele to nie zmienia.
Piszę o tym dlatego, że gdyby w całości wyciąć eksplorację, The Expanse byłoby okropnie krótką grą. Wszystkie epizody trwają, mniej-więcej, od półtorej do dwóch godzin. Połowę tego czasu spędzamy we wspomnianej wcześniej przestrzeni kosmicznej. Skłonny jestem też wywnioskować, że liczbę sekwencji i wstawek fabularnych można policzyć na palcach obu dłoni. Tak, jest ich aż tak mało. Całość udało mi się ukończyć w około sześć godzin. Dla porównania w The Wolf Among Us czy The Walking Dead, po takim czasie trwania gry znajdowaliśmy się gdzieś w okolicach połowy trzeciego epizodu. I mieliśmy jeszcze dwa odcinki przed sobą. Tutaj grania jest o wiele mniej.
Nowy silnik, stare problemy
The Expanse odrzuca stary silnik, który wykorzystywało wcześniej Telltale Games na rzecz Unreal Engine 4. I… mówiąc szczerze, różnic w jakości za bardzo nie widać. Animacje postaci nadal rażą sztywnością ruchów, szczególnie podczas scen akcji. Podobnie kuleje mimika twarzy. Dziwi to głównie dlatego, że grę tworzyła ta sama ekipa odpowiadająca za fenomenalne Life is Strange: True Colors. Modele postaci również nie zachwycają i sprawiają wrażenie leniwie wykonanych. Głównie dlatego, jak bardzo są do siebie podobne. Załoga statku liczy sobie siedem osób. Z czego: Lekarz Virgil i kapitan Cox to dwóch łysych jegomości o podobnej aparycji i budowie ciała. Camina i Maya wyglądają jak siostry, natomiast bliźniacy Morozov to ten sam model postaci różniący się fryzurą i zarostem. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku. Jednak jeśli zestawi się te postacie razem, zaczyna się dostrzegać budżetowość takiego rozwiązania.
To, co naprawdę robi „robotę” to niezła ścieżka dźwiękowa, idealnie wpasowująca się w konwencję serialu, którym była inspirowana. Przekonywująco wypadają również aktorzy, zwłaszcza gwiazda The Expanse, Cara Gee, ponownie wcielająca się w rolę Caminy Drummer. Efekty dźwiękowe to doskonały mix tego co znamy oraz nowych elementów i wszystko pasuje do siebie tak, jak powinno. Szczególnie muzyka z serialu w menu głównym, jak zawsze, rozbudza wyobraźnię.
Do portu, pilocie, do portu
Nie będę owijał w bawełnę: The Expanse od Telltale Games jest dla mnie mocnym rozczarowaniem i produktem wyjątkowo nierównym. Z jednej strony to tytuł, który próbuje opowiedzieć jakąś historię w świetnym uniwersum, ale wykłada się na każdym kroku. Żaden z wątków poruszonych w fabule gry nie porwał mnie na tyle, bym zaangażował się choć odrobinę mocniej w losy bohaterów. Krótka fabuła, pośpiesznie nakreślone postaci, nużąca eksploracja w kosmosie i wątpliwej jakości animacje. Wszystko to razem sprawia wrażenie gry, w której lwia część budżetu została wydana na licencję, a nie na dopracowanie poszczególnych elementów produkcji. Czy powinniście sięgnąć po najnowszą grę od Telltale, teraz gdy wyszły już wszystkie epizody? Ja zaczekałbym ze ekspansją kosmosu na moment, gdy gra trafi na jakąś większą promocję.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższego materiału.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!