Wild Seas – wrażenia z rozgrywki (PC). Czy warto zainteresować się produkcją studia Dudeeki?

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
SWITCH
Logo i obrazek promocyjny gry Wild Seas.

Na papierze połączenie mechaniki tower defense z bullet hell wygląda całkiem nieźle. Grałem nawet w kilka udanych tytułów tego typu. Na myśl od razu przychodzi mi porządne OtherWar od polskiego studia Kantal Collective. Co prawda zdecydowanie bardziej wolę strategiczne podejście do rozstawiania wież, ale czasem przyjemnie jest pouciekać przed gradem pocisków. Refleks od razu wzrasta o dziesięć punktów. W związku z tym zabierając się za Wild Seas, byłem pełen pozytywnych emocji, które niestety szybko zmieniły się we frustrację.

Wara od mojego skarbu

Jeżeli szukacie głębokiej fabuły, to w tej pozycji jej nie znajdziecie. Cała rozgrywka kręci się wokół ochrony wielkiego kryształu. Jako sympatyczny krokodyl chodzimy z wielką maczugą, roztrzaskując skrzynie, otwieramy kufry oraz stawiamy wieżyczki, aby odeprzeć fale piratów, próbujących za wszelką cenę zniszczyć nasz szlachetny kamień. Zarówno przeciwnicy, jak i wspomniane przedmioty zawierają złote monety, które wydajemy na kolejne narzędzie zagłady. Cały czas musimy także unikać niebezpiecznych pocisków z pistoletów, strzelb oraz innych broni dzierżonych przez przebrzydłych antagonistów.

Zrzut ekranu z gry Wild Seas.

W Wild Seas nie uświadczymy żadnych niecodziennych mechanik ani zaskakujących akcji. Zasady są proste. Zbieramy dublony, kupujemy wieże, rozwalamy wrogów i tak w kółko, dopóki nie skończy się ostatnia fala. Gdy to nastąpi, wsiadamy na statek i płyniemy do kolejnej planszy. W pierwszym świecie są cztery. Jedno z osiągnięć obiecuje drugi świat, ale powiem szerze, że nie miałem ani zacięcia, ani ochoty, aby wybrać się tak daleko.

Podstawowe doświadczenie

Powód mojego zniechęcenia jest prosty. Jeżeli zginiemy lub kryształ zostanie starty na proch, musimy zaczynać wszytko od początku. Zdaję sobie sprawę, że czasami postawienie przed graczem większego wyzwania ma sens i z tym nie mam problemu. Ubolewam jednak, że tytuł nie daje żadnego wyboru. Poza tym dość ciężko ocenić na pierwszy rzut oka skąd i którędy będą podróżować zastępy piratów. Z tego powodu misje musiałem powtarzać, bo postawiłem budowle obronne nie tam, gdzie trzeba.

Dodatkowy tryby rozwiązałyby ten problem. Opcja bez powrotu na start lub wzmacniająca postać po przegranej stanowić mogły mile widziany dodatek. Niestety nic takiego nie ma w Wild Seas miejsca. Być może gdyby sama rozgrywka była ciekawsza, postanowiłbym brnąć dalej, jednak wiele niedociągnięć i braków skutecznie mnie zniechęciło.

Mapa wysp w grze Wild Seas.

Słabe strony Wild Seas

Nie lubię pisać negatywnych przemyśleń, szczególnie jeżeli jest to tytuł od niezależnego studia. Niestety w przypadku opisywanej produkcji nie mam za bardzo wyjścia. Jest tu po prostu za dużo rzeczy, które skutecznie psują jakąkolwiek przyjemność płynącą z rozgrywki. Najgorsza ze wszystkiego jest chyba muzyka. Krótki zapętlony utwór tak szybko zaczął mnie męczyć, że zwyczajnie wyciszyłem ścieżkę dźwiękową.

To jednak mała kropla w morzu słabego projektu. Przede wszystkim na ekranie bardzo mało widać, przez co przeciwnicy oraz skrzynki bardzo często mi umykały. Odbijanie pocisków również było przez to znacznie utrudnione. Elementy otoczenia, stają się przezroczyste tylko w momencie przechodzenia koło nich. Nie raz jakiś zaplątany pirat zaskoczył mnie zza grubego palmowego pnia.

Upuszczane przez wrogów monety oraz kufry z kluczami francuskimi potrzebne do ulepszenia wieżyczek nie znikają z pola walki. W związku z tym, jeśli już odpowiednio się obudujemy, możemy stać w miejscu i czekać, aż skończy się fala. Dopiero wtedy zbieramy łupy. Czasami z takiego samego rodzaju przeciwnika wypadała jedna sztuka złota, a czasami piętnaście. Zdarzały się fale, w których każda skrzynka była pusta, więc nie byłem w stanie podnieść poziomu wybudowanych konstrukcji. Były też sytuacje, gdzie skrzynki w ogóle się nie pojawiały. Nie miałbym z tym problemu, gdyby taka sytuacja miała miejsca w początkowych potyczkach. Niestety często występowało to nawet tuż przed samym bossem.

Boss pierwszej planszy.

Zwinny zwierzak

Bardzo denerwował mnie również brak obsługi padów. Zarówno kontroler do Xboxa, jak i do PlayStation nie zadziała. Z drugiej strony sterowanie klawiaturą oraz myszą nie jest takie złe. Postać dobrze reaguje na wsiekane przyciski i była to chyba najprzyjemniejsza część całego doświadczenia. Szkoda tylko, że przez słaba widoczność często wpadałem na przypadkowe kule. Po jakiś czasie odkryłem, że bardziej opłaca się używać krótkiego przyspieszenia niż normalnie chodzić po planszy.

Spokojnie pomińcie Wild Seas

Gra studia Dudeeki nie jest zła. Po prostu niczym szczególnym się nie wyróżnia. Wszytko działa, jak należy i pomimo braku wielu wspomnianych usprawnień potrafi dostarczyć niewielką dawkę zabawy. Spędziłem z nią kilka godzin, których ani trochę nie żałuję, ale nie planuję ponownego odpalenia. Szkoda, że twórcy porzucili ten projekt, bo nie ukrywam, że widzę w tej malutkiej produkcji potencjał. Jeżeli macie ochotę na kilka godzin stawiania wieżyczek i unikania pocisków jako sympatyczny krokodyl, to za niecałe 15 złotych możecie spełnić tę zachciankę. Uważam jednak, że obecnie jest tyle fantastycznych tytułów, że na Wild Seas szkoda Waszego czasu. Jedyny wyjątek stanowią fani pucharków na platformie Sony. Za 22,50 macie szansę na bezproblemową Platynę. Jeżeli jesteście posiadaczami PlayStation 4 oraz 5 to nawet dwie.

Sklep z wieżami w grze Wild Seas.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie kodu dziękujemy wydawcy Afil Games.
Udostępnienie gry, DLC oraz waluty premium w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Gram w gry odkąd pamiętam. Jako mały brzdąc właziłem na stołek, żeby pograć na automatach w salonie dziadka. Teraz rozsiadam się wygodnie w zaciszu własnego domu i z padem w rękach oddaję się swojemu ulubionemu hobby. Zawsze chciałem dzielić się swoimi wrażeniami ze wspaniałego świata wirtualnej rozrywki. Pamiętajcie, że czas spędzony na czytaniu nigdy nie jest czasem zmarnowanym.
Scroll to top