Selfloss – recenzja (XSX). Gra o facecie w łódce

Gra dostępna na:
PC
PS5
XSX
SWITCH
MAC
Selfloss - grafika główna

Może nie mam pitbulla, który wygląda jak jamnik, nie gibam się jak *pimpirimpi* rezus, nie wiem nawet, kim jest pan Kunta-Kinte, nigdy nie próbowałem kreski żadnego, nawet najlepszego towaru, ale za to jak najbardziej chętnie pokażę Wam grę o facecie w łódce. Selfloss, bo o tej produkcji mowa, w przeciwieństwie do “Chłopaki nie płaczą” łzy wywoływać ma nie śmiechem, a wzruszeniem, smutkiem i zasępieniem, przy okazji próbując zachęcić gracza do refleksji na temat świata.

Niecodzienne połączenie

Produkcja Goodwin Games to arcyciekawy miszmasz nordyckiej i słowiańskiej mitologii, odwołujący się do legend pochodzących z Islandii i Rosji. Obejmujemy kontrolę nad Kazimirem, staruszkiem, który w nie do końca jasnych z początku okolicznościach otrzymuje od dziwacznego, demonicznego stworzenia zadanie pozyskania duszy orki. Wyposażeni wyłącznie w magiczną laskę i wierną łódkę wyruszamy więc w świat, przy okazji poznając jego brutalną historię i pomagając napotkanym w czasie wędrówki istotom w przejściu uzdrawiającego (tak to rozumiem) duszę rytuału – tytułowego Selflossu.

Selfloss - wieloryb
Widoki w Selfloss są oniryczne i piękne zarazem.

Też chodzisz o lasce?

Rozgrywka jest tutaj wyjątkowo prosta i raczej schematyczna. W każdym z pięciu rozdziałów trafiamy do nowej lokacji, gdzie napotykamy utrapioną duszę, po czym wyruszamy w poszukiwaniu przedmiotów wymaganych do odprawienia rytuału. Te wprawdzie nie są oznaczone na mapie, więc faktycznie musimy pozwiedzać miejscówki, by na nie natrafić, ale odwiedzane krainy zaprojektowano w taki sposób, by każdy bez problemu odnalazł drogę do celu, a po drodze może nawet natrafił na kilka pobocznych znajdziek, jak fragmenty kroniki świata gry czy ołtarze zwiększające moc naszej laski.

Ta stanowi natomiast zarówno narzędzie, jak i broń. Bijące z niej światło potrafi bowiem wpływać na otoczenie, aczkolwiek tylko na wybrane fragmenty. Toteż jeżeli natrafimy na wyryte w skałach runy lub porastające je dziwne narośle, kierując na nie strumień światła, “uruchomimy” je bądź zniszczymy. Na tym opiera się większość (całkiem łatwych, dodam) zagadek środowiskowych, a także walka z przeciwnikami, bo, jako że krainę wyniszcza tajemnicza miazma, ci również staną na naszej drodze. Schemat jest identyczny, podświetlać ich na tyle długo, aż wybuchną lub zamienią się w kamień (wtedy należy ciachnąć ich parę razy podręcznym kozikiem).

Selfloss - świecenie laską
Świecenie laską na przedmioty może mieć różnorakie efekty.

Łódka pełna klimatu

Frajdy w tym raczej niewiele, ale na szczęście Selfloss nie rozgrywką, a klimatem stoi. Ten z kolei jest tutaj wręcz bajeczny. Olbrzymi wpływ na to ma projekt świata. Pływając pośród wysp i przechadzając się po nich, co rusz natrafiamy na ruiny dawnych społeczności – zniszczone wioski, pełne duchów cmentarze, zatopione okręty wojenne. Wraz ze stawiającą na pastelowe barwy i oniryczne widoki oprawą graficzną, wspieraną przez kapitalną muzykę, tworzy to niesamowity klimat, budzący w graczu poczucie samotności i pewnej niemocy.

Zresztą ta bezradność jest wpisana także w rozgrywkę. Kazimir to staruszek, więc jego ruchom brak żwawości. Drepcze chłopina pomalutku, z trudem wspinając się na niskie skałki i drabiny, a choć potrafi on przebiec krótki dystans sprintem i przeturlać się, by uniknąć nadchodzącego ataku, to wyraźnie się przy tym męczy i zalewa potem. Nie oznacza to jednak, że Selfloss jest grą ślamazarną. Owszem, jej tempo w trakcie przechadzek jest nieśpieszne, ale podróże łódką pozwalają grze odrobinę – nomen omen – nabrać wiatru w żagle. Przewidziano też zresztą bardziej dynamiczne momenty, w których chociażby uciekamy przed gigantycznym pająkiem lub mierzymy się z bossem.

Selfloss - ucieczka przed potworem

Starcze problemy

Należy jednak pamiętać, że Selfloss to wciąż produkcja stawiająca przede wszystkim na doświadczanie jej świata i historii, więc poziom trudności gry nie należy do zbyt wysokich. Nawet jeżeli powinie się nam noga, to odrodzimy się nieopodal, nie ponosząc przy tym najmniejszych konsekwencji. Psikus polega na tym, że niektóre fragmenty gry wykonano nieco koślawo. O ile takie głupotki jak niekiedy szalejąca na wodzie łódka nie wpływają zbytnio na zabawę, o tyle sporadycznie źle rozlokowane punkty kontrole, zmuszające do powtórzenia dłuższych odcinków, frustrują, podobnież zresztą jak spadające niekiedy klatki. Na szczęście nie zdarza się to na tyle często, by jakkolwiek odbierało to Selfloss klimatu.

Gra o facecie w łódce

Tego gra Goodwin Games ma tak dużo, że pomimo prostoty rozgrywki i pomniejszych frustracji trudno było mi się oderwać od konsoli. Wprawdzie pod koniec zaczynało ujawniać się zmęczenie materiału, ale do ukończenia Selfloss wystarczy kilka godzin, więc napisy końcowe ujrzycie, zanim zdążycie się grą zmęczyć. Dzięki temu w pamięci pozostanie Wam przede wszystkim interesujący świat, masa interpretacji doświadczonych wydarzeń i pewien smutek.

Sprawdź również: TrójKast #075 – Kazaschtan

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie better. gaming agency.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top