Two Worlds II: Echoes of the Dark Past – recenzja (PC). Ech…

Gra dostępna na:
PC
Echoes of the Dark Past - grafika główna

Wciąż nie przestaje zadziwiać mnie, że po siedmiu latach od premiery Reality Pump Studios spięło się nagle i postanowiło wydać nie jeden, nie dwa, a aż cztery dodatki do gry. Co ciekawsze, dwa z nich dotyczyły trybu sieciowego, co w kontekście tej klasy „erpegów” jest zjawiskiem dość niespodziewanym. Pierwszy z nich, Echoes of the Dark Past, ma stanowić łącznik pomiędzy oryginalną historią a Call of the Tenebrae. Rozszerzenie skupia się zatem na trybie Adventure, pozwalając na wyruszenie maksymalnie ośmioosobowemu zespołowi w pogoń za reliktami zakonu Tenebrae.

Scenariusz prosto z kolana

Łącznik jest to natomiast wyjątkowo słaby, bo Echoes of the Dark Past fabuły ma raczej niewiele, nawet jeśli cel każdej z trzech misji jest obszernie opisywany w dostarczanych do naszego ekwipunku listach. Próżno jednak szukać innych bohaterów niezależnych, z którymi można by porozmawiać, co dziwi o tyle, że kooperacyjne misje z podstawki jak najbardziej ich uwzględniały. W Echoes of the Dark Past naszym jedynym towarzyszem (nie licząc pozostałych graczy), są – jak mniemam – myśli sterowanej przez nas postaci, wyświetlane w formie napisów u góry ekranu. Nawet jednak abstrahując od tego stanu rzeczy, fabuła w dodatku, gdyby tylko pominąć wspomnienia o zakonie Tenebrae, nijak odnosi się do wydarzeń z poprzedniego rozszerzenia czy też podstawki.

Echoes of the Dark Past - walka na kładce
Przeciwników na mapach jest mnóstwo, „zbyt mnóstwo”.

Długie korytarze, długie walki

Mocno zawodzi również konstrukcja dostępnych w Echoes of the Dark Past misji. Podobnie jak w oryginale, każdą z nich przejść można także samemu, aczkolwiek czuć, że stworzone są z myślą o większej liczbie graczy. Co ciekawe, w każdej odczuwalne jest to zgoła inaczej. W pierwszej z nich, The Forgotten Mines, przeciwnicy stanowią gąbki na obrażenia. W The Begrimmed Grotto z kolei jest ich tylu, że w zasadzie ani na moment nie odkładamy miecza do pochwy. Najlepszy balans z całej trójki zachowuje ostatnia z misji, czyli The Ancient Temple, w której liczba przeciwników jest całkiem rozsądna, a ich zdrowie na takim poziomie, by nie sprowadzać każdego starcia do mozolnego klepania w przycisk ataku. Ponadto dorzucono też kilka ciekawszych mechanik. Nic wielkiego, bo mowa o prościutkiej zagadce i skakaniu przez portale, ale choć odrobinę rozbija to monotonię nieustającej walki.

Jest to o tyle mile widziane, że nie zachwycają niestety również lokacje, do których trafimy w trakcie swoich eskapad. O ile te z oryginału nie były jakieś wybitne, to przynajmniej oferowały jakkolwiek zróżnicowane otoczenie, pozwalając na zwiedzanie lasów, przełęczy czy nawet małych miasteczek. W Echoes of the Dark Past nie ma żadnego z tych elementów. Każda z misji odbywa się w zamkniętych pomieszczeniach. Jasne, The Forgotten Mines oferuje widok całej masy lśniących kryształów, The Begrimmed Grotto nieco grzybów, a The Ancient Temple jest świątynią, nie grotą, lecz to wciąż wszystko szarobure, podobnie wyglądające korytarze. Dodatkowo są dość małe, a ja naprawdę wolałbym, by te trzy godziny rozgrywki upłynęły mi na zwiedzaniu nowych miejscówek, aniżeli na tłuczeniu hord przeciwników w trzech korytarzach na krzyż.

Echoes of the Dark Past - fioletowy potwór

Mnóstwo znaczy jedno

Najbardziej boli jednak fakt, że twórcy odrobinę nakłamali w opisie dodatku, obiecując “mnóstwo zadań pobocznych”, co z rzeczywistością ma niewiele wspólnego. Opcjonalny quest znalazłem w zasadzie tylko jeden, ale jakże ekscytujący, bo polegający na zbieraniu kryształów! Super! Żeby jednak nie było ciągle tak negatywnie, to twórcy faktycznie dodali do gry kilka nowych przedmiotów, jak chociażby miecze z Irenitu i kolejne karty zaklęć, aczkolwiek jest to drobnica, o której wspominam z obowiązku. Niesarkastycznie miłe jest natomiast to, że nowe lokacje obfitują teraz w skrzynie z wartościowymi przedmiotami, w tym księgami umiejętności. Toteż grając w Echoes of the Dark Past można sobie łatwo i szybko rozwinąć postać bez konieczności składania grosza do groszy (aczkolwiek punkty doświadczenia lecą tutaj nawet powoli, nawet pomimo tego, że przeciwnicy skalują się do naszego poziomu).

Ech…

Nie skłamię, po Call of the Tenebrae nie miałem względem Echoes of the Dark Past większych oczekiwań, a wciąż czuję się odrobinę zawiedziony. Boli przede wszystkim to, że same misje są najzwyczajniej w świecie nudne. Owszem, grałem w nie sam, ale robiąc to samo w podstawce, potrafiłem czerpać z nich frajdę za sprawą niebrzydkich lokacji i narracji prowadzonej za pośrednictwem NPC-ów. Tu tego nie ma, a w zamian dostajemy klaustrofobiczne, szarobure miejscówki, które zalano przeciwnikami, byle tylko gracz nie skończył dodatku zbyt szybko. Echoes of the Dark Past jest rozszerzeniem wyjątkowo leniwym i absolutnie niewartym Waszego czasu.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top