Amnesia: The Bunker – recenzja (XSX). Sam w mroku

Brnę przez ciemne, podziemne korytarze z latarką i wyjętym z kabury rewolwerem w ręku. Niosę ze sobą kanistry pełne benzyny, dzięki którym ponownie będę mógł przemierzać labirynt tuneli w działającym kojąco na zszargany nerwami umysł świetle. Jestem już blisko. Nagle słyszę za sobą szmer, odwracam się więc i wtedy moje źródło światła odmawia posłuszeństwa. Jestem sam pośród wszechogarniającego mroku. W panice ciągnę za przytroczony do podręcznej latarki sznurek, a ta, hałasując rzuca ponury blask na to, co przede mną. I tak, jak myślałem, staję sam na sam naprzeciwko stwora, który teraz rusza prosto na mnie.

Cofając się oddaję w jego stronę trzy strzały z rewolweru i bestia ucieka w czeluści bunkra, wyjąc złowrogo. Sprawdzam bębenek. Został tylko jeden pocisk, a wiem, że potwór zaraz wróci. Wściekły. Biegnę więc. Pędzę przed siebie, ponownie ładując latarkę, bo ta znów przygasa. Lubi to robić w najmniej odpowiednich chwilach. Dobiegam do pomieszczenia z generatorem w momencie, kiedy ponownie słyszę wrzask powracającej bestii. Rygluję za sobą drzwi i blokuję zasuwę, wiedząc, że jestem bezpieczny. Oddycham z ulgą. Pora zatankować generator, sprawdzić mapę i po raz kolejny ruszyć w głąb tuneli. Tylko czy tym razem starczy mi paliwa?

Amnesia: The Bunker – Nieznośny ciężar wielkiego horroru

Seria gier Amnesia zatoczyła ciekawe, growe koło. Pierwsza część zrewolucjonizowała gatunek survival horrorów, stawiając nacisk na bezbronność bohatera i ukrywanie się przed otaczającymi nas wrogami. Stała się pozycją na tyle popularną i kultową, że inspirowała także inne studia, które przy tworzeniu własnych gier decydowały się zaimplementować bądź zmodyfikować rozwiązania zastosowane w Amnesii. Wspominam o tym dlatego, że „Bunkier” próbuje odrobinę odświeżyć formułę rozgrywki i paradoksalnie kopiuje rozwiązania z gier, które niegdyś się na niej wzorowały. Najnowsza odsłona czerpie garściami z takich tytułów, jak Outlast czy Alien: Isolation i wykorzystuje je tak, by opowiedzieć ciekawą, choć nieco oklepaną historię.

Eksploracja to klucz do ukończenia gry.

Opowieść w listach ukryta

Fabuła Amnesia: The Bunker rozgrywa się podczas I wojny światowej. Gracz wciela się w rolę Henriego Clementa, francuskiego żołnierza, który ranny na polu bitwy traci przytomność i budzi się w podziemnym bunkrze. Wkrótce okazuje się, że wszyscy jego kompani nie żyją – zginęli w starciu z przemierzającym mroczne korytarze instalacji monstrum. Henri podejmuje jedyną racjonalną decyzję w tej sytuacji – postanawia z niej uciec. By tego dokonać będzie musiał wykonać szereg zadań oraz zdobyć narzędzia, umożliwiające mu ucieczkę. I właściwie tyle rzecz można o głównej osi fabularnej, bowiem większą część historii gracze poznają nie poprzez wyreżyserowane cutscenki, ale znajdowane na swojej drodze listy i notatki.

Czytanie wspomnianych dokumentów dodaje całej opowieści trzeciego wymiaru: odkrywamy losy poległych kamratów, poznajemy metody walki ze stworem oraz – jeśli jesteśmy wystarczająco dociekliwi – dowiemy się również skąd wzięła się bestia i jak można ją pokonać. O ile doskonale rozumiem to posunięcie, to implementacja takiej struktury opowieści ma jedną, zasadniczą wadę. Czasem, żeby pchnąć akcję do przodu, należy odszukać właściwą notatkę, która nakieruje gracza na konkretne tory oraz wyjaśni, gdzie znaleźć potrzebne przedmioty. Jeśli więc gracz będzie nieuważny, to bardzo szybko zacznie błądzić po korytarzach nie wiedząc co właściwie powinien zrobić. I nie pomaga fakt, że w trakcie eksploracji podziemi nieubłaganie goni go czas.

Tik – Tak, Tik – Tak – czyli eksploracja z zegarkiem w ręku

Rozgrywka w Amnesia: The Bunker składa się kilku zintegrowanych ze sobą elementów. Pierwszym z nich jest zbieranie i zarządzanie surowcami, które pomogą nam w naszej wędrówce. Ich ilość jest ograniczona i to od decyzji gracza zależy jak wykorzysta posiadane przedmioty. Przykładowo, mając kanister benzyny, szmaty i butelkę możemy stworzyć z nich koktajl mołotowa, ale stracimy wtedy możliwość zatankowania generatora czy sporządzenia podręcznej apteczki. Tytuł nieustannie zmusza do podejmowania ryzyka nawet w kwestii samych materiałów – bohater posiada ograniczoną ilość miejsc w ekwipunku i nie raz przyszło mi zastanawiać się, czy lepiej zabrać ze sobą kolejny kanister paliwa, czy flarę potrzebną do przegonienia szczurów (paliwo, zawsze bierzcie paliwo).

Wybór drogi nie jest wcale taki oczywisty

Drugim elementem rozgrywki jest eksploracja poszczególnych odnóg bunkra. Mamy tu do czynienia z pewnymi elementami metroidvanii. Choć możemy udać się w dowolnym kierunku, w rzeczywistości nasz progres zostanie zablokowany przez np. założony na drzwiach łańcuch i póki nie znajdziemy odpowiednich narzędzi, by go przeciąć, nie ruszymy dalej. Gra nie posiada automapy, a jedyne miejsce, w jakim możemy przyjrzeć się rozkładowi pomieszczeń to pokój z generatorem. Pokój służy również za naszą bazę wypadową. To tam znajdziemy skrytkę na zebrane przedmioty, miejsce do zapisu postępów w grze oraz generator, który zatankowany paliwem zasila cały labirynt tuneli i pozwala na dużo spokojniejsze zwiedzanie lokacji.

Generator szybko zużywa jednak paliwo, przez co należy rozważyć wszystkie za i przeciw zanim go uruchomimy. Głównie dlatego, że ilość paliwa znajdowana w grze jest ograniczona. Natomiast jeśli zbyt długo zabawimy poza naszą strefą bezpieczeństwa, generator się wyłączy, a nas zastaną egipskie ciemności. W sytuacjach kryzysowych możemy wspomóc się latarką, ale ona też ma pewną wadę. Niemal błyskawicznie traci energię, przez co musimy ładować ją ciągnąc za sznurek i tym samym „nakręcając” urządzenie. W zasadzie posiadamy nieograniczoną ilość światła, lecz każde zasilenie jest na tyle hałaśliwe, że przyzywa krążącą po bunkrze bestię. Nie ma również co liczyć na to, że przechodząc grę kolejny raz, będzie łatwiej. Algorytm za każdym razem generuje nowe kody do otwarcia zamków, a przedmioty (prócz tych kluczowych) rozmieszcza w losowych miejscach.

Generator - cichy bohater Amnesia: The Bunker

Twarzą w twarz z potworem

Osobny akapit należy poświęcić naszemu antagoniście, który nie raz i nie dwa utrudni nam życie. Stwór krąży po całym kompleksie i reaguje na robionyprzez gracza hałas. Jeśli jesteśmy w dobrze oświetlonym miejscu i zachowujemy się cicho, to ryzyko, że bestia wyciągnie po nas swoje łapy jest bardzo nikłe. Jeśli zaczniemy wyważać drzwi lub przestrzeliwać zamki to można być pewnym, że sprowadzimy sobie na kark potwora. Wtedy mamy dwa wyjścia: ukrycie się lub walkę przy pomocy posiadanych narzędzi.
Ukrywanie się jest zdecydowanie lepszą opcją, choć muszę przyznać, że przeciwnik nie grzeszy zbyt wyszukaną sztuczną inteligencją. Nie jest to poziom Ksenomorfa z Alien: Isolation. Tam Obcy oszukiwał gracza i podjudzał do wyjścia z kryjówki, udając, że opuścił pokój. Bestia z najnowszej Amnesii ogranicza się zaledwie do chwilowego patrolowania pomieszczeń, do których przywołał ją hałas. Jeśli nikogo nie znajdzie, wyda głośny ryk świadczący o tym, że odszedł i będzie można bezpiecznie wyjść z kryjówki. Gdy już odkryje się ten prosty sposób na unikanie potwora, unikanie bestii przestaje być wyzwaniem.

Gdybyśmy zdecydowali się jednak na walkę z monstrum, to do dyspozycji mamy rewolwer oraz rozstawione gdzieniegdzie wybuchowe beczki oraz butle z trującym gazem. Oczywiście amunicji do broni palnej jest ledwie garstka, więc każdy strzał musi być celny. Inaczej nie odgonimy napierającego na nas potwora. Możemy też posłużyć się rozmieszczonymi na planszy pułapkami, zastawionymi przez martwych żołnierzy. Jeśli stwór zostanie zraniony, ucieknie, lecz pewnym jest, że po kilku minutach wróci by zemścić się na swoim oprawcy. Jak już wspominałem wcześniej: tutaj każde działanie ma swoją cenę i konsekwencje.

Straszne to, to.

Jaki potwór jest, każdy widzi

Oprawa audiowizualna Amnesia: The Bunker wypada przyzwoicie i w tak małej produkcji doskonale spełnia swoje zadanie. Większość mankamentów graficznych ukryta jest we wszechobecnej ciemności i doskonale wyreżyserowanej grze światła i cienia. Jedynie modele postaci pozostawiają trochę do życzenia. Głównie w zakresie animacji, które wydawały mi się niezwykle sztywne i nienaturalne. Podobne odczucie mam, co do pojawiających się na naszej drodze szczurów. Wyglądają i poruszają się po prostu słabo i niezbyt przekonująco.

Jednak to, co zasługuje na pochwałę, to sposób, w jaki gra operuje warstwą audio. Masa tu dziwnych i niepokojących odgłosów i podnoszących ciśnienie porykiwań potwora. Sam soundtrack to zbiór ambientowych utworów, doskonale pasujących do przeczesywania pomieszczeń czy ukrywania się przed szukającym nas stworem. Muzyka trzyma w napięciu i buduje w graczu atmosferę zaszczucia i niepewności. Na plus zaliczyć można także głosy aktorów, doskonale wcielających się w swoje role, szczególnie podczas słuchania kolejnych z odkrywanych dzienników. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na nagranie wszystkich odnalezionych zapisków, przez co pomysł ten razi niekonsekwencją.

Fin

Amnesia: The Bunker to świetna, choć dość krótka gra. Ukończenie tytułu zajęło mi około czterech godzin. Podczas trwania tej przygody z sercem na ramieniu błądziłem po opuszczonym kompleksie, chowałem się przed próbującym mnie pożreć potworem. Poznawałem los żołnierzy, którzy zdecydowali się stanąć z monstrum do beznadziejnej, desperackiej walki. Skłamałbym, mówiąc, że nie bawiłem się dobrze. Że nie odczuwałem satysfakcji, gdy po tych wszystkich trudach i nerwach, udało mi się ujrzeć światło dnia. Największą siłą napędową gry jest to, że nie trzyma gracza za rękę i z miejsca wrzuca go na głęboką wodę. Wyznacza mu cel i pozwala objąć własną drogę w dotarciu do mety. Czy mu się uda? To już zależy tylko i wyłącznie od niego. I tego czy ma nerwy ze stali.

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Evolve PR oraz Frictional Games.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Wielbiciel szeroko pojętej popkultury, szczególnie zakochany w fantastyce i horrorze. Od wielu lat ogromny fan uniwersum Aliena, podręczników RPG i ich komputerowych adaptacji. Zimy spędza w Kaer Morhen, a latem debatuje ze sztuczną inteligencją nad sensem życia.
Scroll to top