Asterigos: Curse of the Stars – recenzja (PC). Bardzo przyjemny souls-lite

Istnienie oraz powszechność terminu souls-like pokazuje, jak bardzo gry od From Software wpłynęły na gatunek Action RPG. Wiele tytułów w mniejszym lub większym stopniu kopiuje mechaniki, rozwiązania czy klimat tych produkcji. Z pozoru Asterigos: Curse of the Stars jest zwyczajnie kolejnym klonem. Po bliższym poznaniu okazuje się jednak, że to gra mająca własny charakter i kilka oryginalnych pomysłów na to, czym chce być. Czym zatem jest Asterigos?

Bajeczno-mityczny świat

Screen z gry Asterigos. Hilda zapisująca notatkę w dzienniku.
Miły akcent, który bardzo mi przypadł do gustu. Każdy nowy wpis do dziennika jest opatrzony animacją Hildy, wpisującej notatkę do swojej książki.

Przede wszystkim jest to wciągająca i trzymająca w napięciu opowieść, którą twórcy umiejscowili w bajecznie wyglądającym świecie mocno inspirowanym antycznym Rzymem i Grecją. Główną bohaterką jest Hilda, córka dowódcy Legionu Północnego Wiatru. Poznajemy ją na początku jej misji, która polega na odnalezieniu zaginionego Legionu i wyjaśnieniu, co powoduje jego przedłużającą się nieobecność. Wraz z nią odkrywamy tajemnice przeklętego miasta Aphes i próbujemy przywrócić porządek na świecie.

Hilda to bardzo mocny punkt Asterigos: Curse of the Stars. Ma zrozumiałą motywację, ciągle próbuje dowieść swojej wartości, a do tego ma wyrazisty charakter. Szybko ją polubiłem i z wypiekami na twarzy śledziłem jej losy. A pod względem fabularnym dzieje się w tej grze jednak dość dużo. Są tutaj starożytne klątwy, zdrady, manipulacje i zawieranie sojuszy… Do tego w kilku momentach gry możemy podjąć pewne decyzje, które wpływają na zakończenie gry.

Waleczna wojowniczka na tropie

Screen z gry Asterigos. Hilda szykująca się do walki z ogromnym niczym niedźwiedź przeciwnikiem. Podpis pod obrazkiem: "Now. You... Die!"
To jeden z najmniejszych bossów, z jakimi musi mierzyć się Hilda.

W takim rodzaju gier jednak jedną z najważniejszych rzeczy, które często decydują o tym, czy tytuł przypadnie nam do gustu, jest system walki. Jak można się spodziewać, w Asterigos jest on mocno inspirowany takimi grami jak Dark Souls. Nie jest to na szczęście zwykła i bezmyślna kalka, a w praktyce sprawdza się on bardzo dobrze. Dzięki temu często, zamiast omijać przeciwników, aktywnie poszukiwałem okazji, by móc stanąć z kimś do pojedynku.

Hilda od początku ma do wyboru sześć rodzajów broni, które z czasem możemy ulepszać, a może korzystać naprzemiennie z dwóch na raz. Każda ma pewną cechę, której inne nie mają. Na przykład włócznią możemy sparować i kontrować ataki, a bransolety pozwalają umieścić coś w rodzaju magicznej miny. Dodatkowo każda broń ma swoje drzewko rozwoju, dające nam dostęp do większej liczby ataków, a także umiejętności magicznych. W trakcie walki możemy swobodnie przełączać się między dwoma rodzajami broni, a nawet ze względu na ich synergię bardzo gorąco to polecam. Trzeba tylko spędzić trochę czasu na eksperymentowaniu z każdym rodzajem.

Przeciwników też jest sporo rodzajów, a każdy walczy ciut inaczej. W grze znajdziemy też 22 bossów, choć tylko niektórzy z nich są obowiązkowi. I tutaj pojawia się ogólnie najbardziej polaryzująca cecha Asterigos Curse of the Stars. Gra jest zdecydowanie łatwiejsza od klasyków From Software. Oczywiście, nadal można szybko zginąć, jeżeli nie będziemy ostrożni. Jednak nawet bossowie nie stanowią tak ogromnego wyzwania i z mało którym musiałem się męczyć. Zwykle udało się ich pokonać najdalej za czwartym, może piątym razem, a nierzadko przy pierwszej próbie.

Ładnie, ale nie pięknie

Screen z gry Asterigos. Hilda rozmawiająca z postacią wyglądającą jak Lis.
W tej grze każdy znajdzie coś dla siebie. 😉

Wizualnie Asterigos nie jest wybitnym tytułem. Owszem, gra jest ładna, choć wydaje mi się to być jednak bardziej zasługą stylu graficznego. Sama gra sprytnie ukrywa wizualne mankamenty, ale już pięć lat temu wychodziły produkcje o wiele bardziej imponujące. Z jednej strony mamy ładne widoczki i lokacje, a z drugiej postacie, których ruchy ust zupełnie nie zgrywają się z wypowiadanymi kwestiami. Jeżeli rozpoczniemy zaś dialog z postacią z innego miejsca, niż było to przewidziane, postacie będą obracały tylko głowy, co wyglądało czasami dość komicznie.

Za to ścieżka dźwiękowa zachwyciła mnie już od samego motywu głównego. Muzyka jest po prostu piękna i poruszająca, a starcia z bossami wydają się niesamowicie wielkie dzięki odpowiedniemu podkładowi. Pojedyncze utwory, które lecą w spokojniejszych miejscach, bywają trochę mdłe, ale większość mnie zachwyciła. To jeden z tych soundtracków, do którego chętnie wracam nawet poza grą.

Cena czyni cuda

W trakcie rozgrywki wielokrotnie zauważymy, że nie jest to gra o ogromnym budżecie. Przede wszystkim tylko główne dialogi nagrano z udziałem aktorów. Wszystkie inne kwestie, czy to przeciwników podsłuchanych w terenie, czy dodatkowe kwestie w trakcie rozmów dostępne są tylko w formie napisów. Animacje postaci w trakcie rozmów są też bardzo ograniczone. No i zdarza się, że dialogi nagle zaczynają być bardzo cicho, zagłuszone niemal całkowicie przez muzykę.

Błędy także się zdarzały, choć obyło się bez takich, które utrudniają ukończenie gry. Ot, przeciwnicy czasami pozwalali się atakować bez wykazania jakichkolwiek instynktów samozachowawczych. Raz czy dwa Hilda zaklinowała się pomiędzy jakimiś elementami otoczenia. Trzeba było się wtedy teleportować do najbliższego Conduita, czyli odpowiednika ogniska z Dark Soulsów.

Asterigos: Klątwa souls-like’a

Asterigos Curse of the Stars to jedna z przyjemniejszych gier, którą miałem okazję recenzować w tym roku. Na pewno nie jest to mój kandydat na GOTY, niemniej bawiłem się świetnie. Różne usterki czy bolączki nie wpłynęły na mój odbiór tytułu. Natomiast walka i historia są tak dobrze wymyślone, że gra naprawdę przykuwa do ekranu. Z wypiekami na twarzy przebijałem się przez bossów, by poznać kolejny fragment historii.

Największym dylematem dla gracza jest tutaj poziom trudności. Dla przeciętnego weterana gatunku gra może wydawać się zbyt prosta, choć istnieją sposoby, by utrudnić sobie rozrywkę. Natomiast może to być bardzo dobry punkt wejścia dla tych, którzy chcą poznać gatunek, ale boją się, że nie podołają wyzwaniu. Atutem jest też cena – 149 / 159 zł (PC / konsole) to niewiele jak za dobrą grę na kilkadziesiąt godzin zabawy. Myślę, że nie tylko fani gatunku powinni dać jej szansę.

Gameplay

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie tinyBuild.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top