Atlas Fallen to kolejna produkcja stworzona przez niemieckie studio Deck13 Interactive, które możecie znać za sprawą Lords of the Fallen z 2014 roku oraz serii The Surge. Ich nowa gra to ciekawa mieszanka, która może się spodobać, chociaż nie wszystko tu wyszło tak, jak zakładałem. Wersja na PC ma swoje problemy, a pewne rozwiązania są średnio udane. Niemniej jednak nie oznacza to, że gra jest zła. Po prostu w obliczu obecnej konkurencji na rynku może jej być trudno zwrócić uwagę graczy.
Bezimienna bohaterka
Gracz wciela się we wcześniej stworzoną przez siebie postać i szybko dowiaduje się, że jest ona niewolnikiem. Wraz z innymi musi “usługiwać” pewnej armii, gdzie na szacunek i jakąkolwiek empatię nie ma co liczyć. W wyniku kradzieży przez jednego z jej podobnych protagonistka zostaje wysłana w celu odzyskania utraconych dóbr. Właśnie wtedy znajduje magiczną rękawicę, w której “zaklęta” jest jakaś istota. Dzięki nowemu gadżetowi bohaterka zyskuje nadludzkie moce i może nareszcie się bronić. Niestety, narzędzie wymaga “naprawy” i jest czymś więcej niż zwykłą bronią.
Główny wątek opiera się na rękawicy i konieczności przywrócenia jej pierwotnego stanu, aby w ostateczności móc odmienić losy świata. Nie będę ukrywać, że fabuła jest dość przyziemna. Stanowi ona dobry pretekst do rozgrywki, lecz za kilka lat prawdopodobnie nie zostanie zapamiętana. Całokształt można by jeszcze obronić, gdyby nie sama narracja oraz płytkie, pozbawione emocji postaci. Trudno się z kimkolwiek identyfikować. Większość zadań i wydarzeń jest tak mało wyrazista. Brakuje tutaj ekspresji, łez, wyniosłych przemówień i głębi. W zamian otrzymujemy coś na poziomie pierwszej czy drugiej części serii Gothic. Takie rozwiązania był akceptowalne na początku lat 2000, a nie teraz.
Półotwarty świat
To, co otacza nas w Atlas Fallen potrafi zrobić wrażenie z rozmachem. Mnie przynajmniej kupiło i świetnie się patrzy w dowolną stronę. Jakieś ruiny, nieodkryte tereny, wioski, zamki, wieże i wiele więcej. Czasami trochę ładniej, czasami mniej, ale jednak środowisko deweloper stworzył ciekawe. Gorzej, że całość jest taka bez życia. Niby fabularnie jest to wytłumaczone, ale wiem, że sporo osób musi mieć większe przestrzenie czymś konkretnym wypełnione, aby się dobrze bawić. Mnie eksploracja, szukanie skarbów i polowanie na potwory wystarczą, ale hej, ja lubię Forspoken — które przychylności graczy nie zdobyło, więc wiem, że jestem w mniejszości.
Należy też zaznaczyć, że nie wszędzie można się swobodnie poruszać. Konieczne jest wcześniejsze ulepszenie rękawicy oraz odblokowanie dostępu do kolejnych sektorów. Pomocne okazują się tu zdobywane umiejętności, które pozwalają postaci m.in. na dashowanie w powietrzu, „jeżdżenie po piasku” jak na desce czy inne podobne akcje. Będziemy zbierać przedmioty, toczyć walki, prowadzić rozmowy i rozwiązywać proste łamigłówki, aby spełnić postawione przed nami zadania. Czas spędzony w tym świecie może być przyjemny, ale z pewnością znajdzie się tu momenty powtarzalne, które zadecydują, czy będziemy chcieli kontynuować rozgrywkę. Jeżeli cały gameplay loop okaże się dla Was zjadliwy, to powinno być dobrze.
Trochę Darksiders, trochę RPG-a, tak po swojemu
Gdyby całość była bardziej skondensowana, pozbyto się większości mało istotnych zadań pobocznych oraz zrezygnowano z prób realizacji elementów RPG na rzecz bardziej dynamicznego stylu akcji, Atlas Fallen mógłby osiągnąć więcej. To dlatego, że gra najbardziej błyszczy podczas spektakularnych starć, w mniejszych lokacjach oraz w kluczowych momentach fabularnych. Wszystko inne wydaje się być jedynie wypełniaczem czasu, niewnoszącym niczego więcej. Gra posiada za to naprawdę przyjemny system walki, w którym odczuwalny jest duch serii od THQ, i dodatkowo prezentuje się wizualnie atrakcyjnie. Walki opierają się na mechanice „Momentum”. Polega to na zapełnianiu paska, który jest podzielony na trzy poziomy.
Dopełnienie każdego z nich zwiększa nasze obrażenia, aktywuje konkretne umiejętności pasywne i umożliwia wykorzystanie potężnych ataków lub czarów specjalnych. Na każdym poziomie dostajemy dwie umiejętności pasywne oraz jedną aktywną, a wybór spośród nich zależy wyłącznie od naszych preferencji. Dostępnych jest ponad 150 Kamieni Esencji, które reprezentują różnorodne zdolności. Do tego dochodzi element ekwipunku, który można rozwijać. Konfiguracji jest naprawdę wiele i można dostosować ją idealnie do naszego stylu gry.
Ładny, ale…
Jak wspomniałem wcześniej, Atlas Fallen potrafi zachwycić światem, walkami, ale gorzej wypada, jeżeli mowa o postaciach. Starcia są piękne, efektowne i pełne efektów specjalnych, cząsteczkowych i „mięsa”. Środowisko śliczne wypełnione detalami — chociaż nie wszędzie — sprawia, że często człowiek ma chęć zatrzymać się i zapisywać screeny. Kiedy jednak mamy rozmowy, cutscenki i tym podobne, to gdzieś ta cała para ucieka. Postacie nie są zbyt ładne, a do tego kiepsko animowane i dotyczy to w równym stopniu modeli, jak i ich mimiki. Trochę jak takie lekko ożywione manekiny. Szkoda, bo potencjał jest i lepiej byłoby wszystko zmniejszyć i poprawić właśnie „ludzi”, co wpłynęłoby pozytywnie na ogólny odbiór całości. Od strony audio jest poprawnie, ale bez większych rewelacji. Całość spełnia swoją rolę, ale za kilka lat raczej nie będę nałogowo wracał do ścieżki dźwiękowej.
Trochę zawiodłem się na optymalizacji. Nie mam może demona szybkości, ale bardziej wymagające gry działają u mnie lepiej. W przypadku Atlas Fallen między “średnimi” ustawieniami a “ultra” różnica w FPS-ach wynosiła 10/15, natomiast aktywując FSR 2.0 nie działo się zupełnie nic. Opcja sama się wyłączała i nici z rozwiązania od AMD. Myślałem, że może jest ono zarezerwowane dla Steam Decka lub ROG Ally, ale na Decku był ten sam problem. Na stacjonarce ostatecznie udało się otrzymywać 60 klatek, ale o nagraniu płynnej rozgrywki niestety nie było mowy. Gra lepiej wypada na PS5 i XSX.
Kilka słów na koniec
W mojej recenzji pojawiło się wiele krytycznych uwag, ale ma to swoje podstawy. Niemniej jednak dobrze się bawiłem z Atlas Fallen. Ogólnie zachęcam do wypróbowania, choć może warto zaczekać na promocję, a może nawet przetestować w wolnej chwili między bardziej znaczącymi produkcjami.
Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie gry w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.