Pierwsze wrażenia z Aurora: The Lost Medallion – The Cave (PC). Zagrożony potencjał

Gra dostępna na:
PC
Aurora - grafika główna

Wersje demonstracyjne gier mają nadzwyczaj ważne zadanie – przekonać gracza do zakupu pełnej wersji produktu. Muszą zatem w dość krótkim czasie zaprezentować mu swoje najlepsze cechy, ale tylko na tyle, by wywołać w nim uczucie głodu i pragnienie poznania, co wydarzy się dalej. Tym bardziej dziwi mnie dobór przez Noema Games grywalnego fragmentu, który ma reprezentować nadchodzące Aurora: The Lost Medallion – The Cave. Nie dość, że sam tytuł jest dość pokraczny (i nie, zawarte w nim „The Cave” nie jest tytułem dema), to w dodatku zawartość wersji demonstracyjnej działa raczej na jego niekorzyść.

Przygodowa klasyka

W zamyśle jest to do bólu klasyczna, lekkoduszna przygodówka „point & click”. Nikogo zatem prawdopodobnie nie zdziwi, że całość zabawy spędzimy na przemierzaniu lokacji, rozmawianiu z bohaterami niezależnymi i rozwiązywaniu zagadek o różnym stopniu trudności. Widzieliśmy to już setki razy i Aurora: The Lost Medallion – The Cave nie zaskakuje pod tym względem absolutnie niczym. Zaprezentowane w demie łamigłówki wypadają całkiem przyjemnie i zazwyczaj całkiem logicznie, ale notorycznie irytuje fakt, że twórcy postanowili sztucznie ograniczać naszą możliwość, a tym samym kolejność ich rozwiązania.

Aurora - mrok
Większość lokacji przy pierwszych odwiedzinach wygląda mniej więcej w ten sposób.

Tym się chwalicie?

Zawarty w wersji demonstracyjnej fragment skupia się na odnalezieniu w ramach zabawy w chowanego przyjaciół Aurory, głównej bohaterki. Choć z miejsca wiemy dokładnie, kogo szukamy, a gra podsuwa nam wskazówki, co do odnalezienia każdego z graczy, to kolejność ich odnajdywania jest z góry ustalona w najdurniejszy wręcz sposób. Otóż każde z pomieszczeń podziemnego bunkra, w którym zostaliśmy zamknięci na czas ataku tajemniczego Sępa, oblane jest mrokiem, niepozwalającym na dojrzenie, co też dokładnie się w nim znajduje. Dopiero odnalezienie ukrytego w nim dzieciaka w magiczny sposób „naprawia” żarówki, tym samym pozwalając nam na znalezienie przedmiotów, potrzebnych do odszukania następnych chowańców.

Wkurza to wybitnie, bo przez większość czasu nie możemy być do końca pewni, czy nie dostrzegliśmy jeszcze potrzebnego do rozwiązania zagadki przedmiotu, czy może po prostu nie możemy go jeszcze znaleźć przez sztuczne ograniczenie. Nie rzutuje to zbyt dobrze na resztę przygody, bo jeżeli czynność tak prosta, jak poszukiwania pochowanych dzieciaków doprowadza do frustracji, to boję się pomyśleć, co dziać będzie się w jej dalszych rozdziałach. Mam nadzieję, że jest to wyłącznie przypadłość wersji demonstracyjnej, ale, jak sama nazwa wskazuje, powinna ona demonstrować to, czym będzie pełna wersja. Większym zmianom najprawdopodobniej nie ulegnie też niezbyt przyjemny w użytkowaniu i dziwnie ślamazarny interfejs, który sprawia, że korzystanie z ekwipunku i dziennika bohaterki to mordęga.

Aurora - dzieci
Kreska jest prosta, ale przyjemna dla oka.

Potencjał jest…

Całkiem interesująco zapowiada się natomiast warstwa fabularna, choć sama wersja demonstracyjna ledwie o nią zahacza. Wiemy jedynie, że wcielamy się w tytułową Aurorę, młodą dziewczynę, należącą do podziemnego społeczeństwa, składającego się wyłącznie z wychowywanych przez roboty dzieci, które właśnie szykują się do cyklicznego rytuału, tak zwanej Pielgrzymki, mającej zabrać grupę dzieciaków w podróż przez zamarznięte pustkowia planety. Wszystkich poza Aurorą, która jako jedyna nie posiada swojego „głosu”, co ma motywować ją, by na przekór przeciwnościom, zaklepała sobie miejsce wśród pielgrzymów. Żal, że większość z tego musiałem przeczytać na stronie twórców, bo samo demo kompletnie tego nie tłumaczy, skupiając się wyłącznie na słownych przepychankach między dziećmi.

W zasadzie jedynym, co jako tako pozytywnie nastawia mnie wobec finalnego produktu, jest oprawa graficzna. Twórcy postawili na mocno kreskówkową, a przy tym bardzo przyjemną dla oka grafikę. Szkoda zatem, że, ponownie, lokacje ukazane w wersji demonstracyjnej w żadnym razie nie oddają jej sprawiedliwości, przez większość czasu katując gracza monotonnymi i pustawymi jaskiniami. Kilka wyjątków, jak chociażby ogród botaniczny, pozwala mi jednak sądzić, że będzie to jeden z największych atutów tejże produkcji, o ile tylko otrzymamy możliwość dotarcia do miejsc niebędących sztucznie zacienionymi jaskiniami. Podtytuł „The Cave” rodzi natomiast pewne obawy, a już zwłaszcza że skoro ma to być pierwsza część dłuższej sagi, to powierzchnię planety ujrzymy najpewniej dopiero w kontynuacji.

…ale zagrożony

Wszystko to sprawia, że mam co do Aurora: The Lost Medallion – The Cave mocno ambiwalentne odczucia. Z jednej strony nie można jej odmówić masy uroku, wprowadzanej do gry głównie przez dziecinne (w pozytywnym tego słowa znaczeniu, w końcu gra traktuje o dzieciach) dialogi i przyjemną dla oka oprawę graficzną. Również zagadki zapowiadają się całkiem sensownie, ale mam płonną nadzieję, że sztuczne ograniczanie linii progresji ograniczy się wyłącznie do fragmentu z wersji demo. W przeciwnym razie może to uczynić z Aurory raczej produkcję frustrującą, aniżeli satysfakcjonującą. Czy tak będzie, przekonamy się w nieokreślonej przyszłości. Aurora: The Lost Medallion – The Cave nie posiada bowiem nawet przybliżonej daty premiery.

Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Noema Games.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top