Gry z uniwersum Warhammer 40,000 to bardzo kuriozalny temat. Nowe tytuły powstają już od ponad trzydziestu lat, jeżeli mnie nie myli moja zawodna często pamięć. Ile z nich było prawdziwymi hitami? Pytam szczerze, bo nie pamiętam! Jednak patrząc na średnie ocen z Metacritic, poza serią Dawn of War i być może Space Marine żadna z gier nie została przyjęta najlepiej. Dzięki Imperatorowi, na szczęście Warhammer 40,000: Chaos Gate: Daemonhunters jest na najlepszej drodze, aby to zmienić.
Daemonhunters to odpowiedź na pytanie, którego nigdy nie zadałem, a zdecydowanie powinienem był to zrobić już dawno. Co by wyszło z mariażu serii XCOM i uniwersum Warhammer 40,000? Złoto, moi drodzy, złoto by wyszło! Gra nie jest jednakowoż zwyczajną zżynką z klasyka. Ten tytuł bierze to, co w najnowszych odsłonach było dobre, porzuca to, co było złe i irytowało, a dodatkowo oferuje kilka własnych, unikalnych pomysłów! Ale może od początku.
Gracz wciela się w rolę dowódcy Szarych Rycerzy, tajemniczego zakonu Kosmicznych Marines, których Imperator angażuje tylko w najtrudniejszych sytuacjach. Wracając po zakończonej sukcesem kampanii trafiamy jednak na oznaki zarazy (zwanej w grze The Bloom), która zdecydowanie jest sprawką Nurgle’a. Ot, tak się składa, że to tylko Władca Rozpadu, Wielki Skaziciel, Mistrz Zarazy i jednocześnie Bóg Chaosu, który szerzy choroby i zarazy po całym wszechświecie. Zapowiada się kolejna, ciężka przeprawa.
Kto stanie u mego boku będzie mi niczym brat
Zgodnie z tradycją gatunku, mamy tutaj swoją bazę (której rolę spełnia nasz statek), którą możemy rozbudowywać, prowadzimy badania, a także rekrutujemy nowych Rycerzy. Wszystko to jest absolutnie konieczne, aby w późniejszych częściach gry mieć szansę przeciwstawić się wiecznie liczniejszym przeciwnikom. Podobnie jak w serii XCOM, w Warhammer 40,000: Chaos Gate: Daemonhunters co jakiś czas pojawiają się trzy misje, których musimy się podjąć, ale czasu wystarcza zwykle na jedną, góra dwie. Brak naszej interwencji kończy się większym wpływem zarazy na planetę.
W ramach zwiększenia różnorodności rozgrywki każda misja oferuje także dodatkowe wyzwanie. Decydując się na nie narzucamy sobie jakieś ograniczenia, jak konieczność obycia się bez ulepszonego ekwipunku. Jeżeli nam się uda, otrzymujemy dodatkowe nagrody. Jeżeli jednak nam się nie powiedzie, Wielki Mistrz Szarych Rycerzy wyraża swoje niezadowolenie poprzez ograniczenie dostępnego dla nas wsparcia.
Uznanie porażki to bluźnierstwo przeciwko Imperatorowi
Taktyczna strona gry, ta, która rozgrywa się bezpośrednio na polach walki, jest dużo bardziej wciągająca, ale też i trudniejsza. Poziom trudności tej gry potrafi zresztą być nierówny. Z jednej strony błędy zawsze będą nas słono kosztować, ale z drugiej jest naprawdę ciężko stracić jednego z podwładnych. Nawet, gdy ich zdrowie spadnie do zera, po trzech turach mogą walczyć dalej (acz ze zmniejszoną pulą punktów życia). Gdy podejmujemy właściwe taktycznie decyzje i wykorzystujemy wszystko, co może dać nam przewagę, walki mogą skończyć się szybko i bezboleśnie. Natomiast każda pomyłka będzie dotkliwa i może zaważyć na dalszym losie misji.
Urozmaicenia dodaje zdecydowanie fakt, że nasi Rycerze mają swoje specjalne zdolności i moce. Teleportacja, wzmocnienie ataków, wsparcie towarzyszy, wyjątkowo dewastujący atak… Wachlarz dostępnych umiejętności robi wrażenie, zwłaszcza, gdy nasi Rycerze osiągną wyższe poziomy doświadczenia. Każda z czterech podstawowych klas ma też różne dostępne przedmioty, pancerze czy rodzaje broni. Ale żeby też nie było zbyt łatwo, każde użycie umiejętności specjalnej sprawia, że poziom aktywności Osnowy (ang. Warp) rośnie. Gdy osiągnie on sto procent, manifestuje się jednym z wielu efektów na polu walki. W Warhammer 40,000: Chaos Gate: Daemonhunters przeciwnicy mogą dostać bonus do obrażeń, innym razem wszyscy pokonani dotychczas przeciwnicy wstają z martwych jako plagowe zombie, a jeszcze innym nasi Rycerze dostają kary lub zostają unieruchomieni na kilka tur.
Błogosławionym jest umysł zbyt mały na zwątpienie
Niestety, na polu taktycznym widnieje też największa bolączka Daemonhunters: brak urozmaicenia. W ciągu kampanii stoczymy kilkadziesiąt bitew, wszystkie na bardzo podobnych do siebie mapach. Będziemy walczyć w większości z tymi samymi przeciwnikami. Nawet animacje ataków są ograniczone i szybko potrafią się znudzić. Dodatkowo widać wyraźnie, że AI przeciwników mocno kuleje. Notorycznie podejmują decyzje, które niebezpośrednio ratują nam życie i marnują doskonałe okazje, żeby wykończyć naszych Rycerzy. Tak samo są zupełnie nieświadomi elementów środowiska, które można wykorzystać do walki. Dzięki temu nasi wojownicy mogą spokojnie się chować za wybuchającymi beczkami, a przeciwnicy nawet nie zauważają, że stoją obok posągu, który możemy na nich obalić.
Sporadycznie trafiałem na pomniejsze błędy i usterki. Zdarzyło mi się, na przykład, że choć nic nie blokowało mu drogi, jeden z Rycerzy odmawiał opuszczenia swojej 2×2 strefy komfortu. Pomogła dopiero reprymenda w postaci restartu misji. Gra potrafiła też bardzo nieładnie gubić gdzieś po drodze klatki, rażąc moje oczy szarpiącym się obrazem i brakiem płynności. Na szczęście gra jest dość często patchowana i od dłuższego czasu nie napotkałem żadnego błędu technicznego, co zdecydowanie pisze się na plus.
Jesteśmy wybrańcami Imperatora
Pomimo powyższych dwóch akapitów dla umysłów spragnionych turowej i taktycznej rozgrywki trudno teraz o lepszy tytuł. Rozwój na poziomie strategicznym jest satysfakcjonujący, walki na poziomie taktycznym rzucają wyzwanie i potrafią dostarczyć całego ogromu dobrej zabawy. Nie można też zaprzeczyć, że odgłosy potężnych kroków ciężkich zbroi, okrzyki bitewne i dewastujące ataki potrafią przyprawić o ciarki. Szarzy Rycerze sprawiają, że nawet rzut granatem czy wykopnięcie wrót z zawiasów są niesamowicie efektowne. Pomniejsze bolączki nie są w stanie zepsuć ogólnie bardzo pozytywnego wrażenia, jakie wywarł na mnie Warhammer 40,000: Chaos Gate: Daemonhunters. Mam tylko nadzieję, że od teraz takiej jakości tytuły będą nas częściej rozpieszczały. Oczywiście, na Chwałę Imperatora.
Gameplay
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.