Crash Bandicoot otrzymał w ostatnich latach aż trzy świetne produkcje ze swoim udziałem. Jedna zawierała nawet całą klasyczną trylogię, więc łącznie samych gier było pięć. Oprócz standardowych platformówek mieliśmy również wyścigi gokartów. Fani szalonego jamraja nie mieli zatem powodów do narzekań, a wśród nich byłem również ja. Teraz jednak przyszedł czas na pewien eksperyment, który nie jest zły, ma w sobie spory potencjał, ale wiele zależy od dalszych decyzji dewelopera. Poznajcie Crash Team Rumble, które najprościej określić jako sieciową rozwałkę w wspomnianym uniwersum.
Zostaw moje „jabłka”!
Czym właściwie jest Crash Team Rumble? Mamy tutaj mieszankę kilku gatunków. Podstawy są identyczne jak w poprzednich grach: skaczemy na skrzynki, kręcimy się, zbieramy owoce wumpa. Różnica polega na tym, że teraz musimy to wszystko robić lepiej i szybciej niż inni. Trafiamy na planszę, gdzie rywalizują ze sobą dwie drużyny składające się z czterech graczy. Żeby wygrać starcie, musimy zebrać więcej punktów od drużyny przeciwnej. W tym celu będziemy przeszkadzać i utrudniać życie przeciwnikom.
Możemy to robić na kilka sposobów: przejmując konkretne strefy poprawiające nasz wynik, zatrzymując oponentów za sprawą pułapek i ataków, kiedy będą chcieli dostarczyć zebrane dobra lub po prostu walcząc z nimi. Na mapie mamy również power-upy oraz trujące roślinki do obrony. Rozgrywka nie jest szalenie rozbudowana, ale też nie czuć znudzenia, przynajmniej na początku. Główną rolę odgrywa jednak czas, ponieważ im szybciej uda się zebrać wumpa, tym szybciej wygramy cały mecz. Polecam sprawdzić gameplay, który umieściłem na dole. Przedstawia tutorial do gry i w pełni pokaże Wam, czego możecie się spodziewać.
Crash Team Rumble i mała różnorodność
Esencja tej produkcji idealnie sprawdza się na krótkie sesje. W dowolnym momencie dnia możemy włączyć tytuł, rozegrać dwa-trzy mecze i wrócić kiedy tylko chcemy. Brak tutaj czegoś, co angażowałoby na długie godziny, i nawet Battle Pass tego nie zmienia. Wszystkiego jest trochę za mało, aby mieć taką chęć eksploracji wszystkich mechanik. Nie ma w tym nic złego, ponieważ wiele gier idzie w takie rozwiązanie, z tą różnicą, że są darmowe, do czego jeszcze wrócę.
W Crash Team Rumble znajdziecie 8 grywalnych postaci i 9 map. Nie ma co ukrywać, nie jest tego zbyt wiele. Niby Coco czy Dingodile różnią się mocami i statystykami od Crasha, ale wykorzystanie ich potencjału nie ma za bardzo sensu, gdyż efektywniejsze będzie robienie tego, co inni. Bohaterowie są do siebie dość podobni i najlepiej sprawdzają się najprostsze i najszybsze manewry oraz ataki. Wiadomo, po iluś godzinach to może mieć większe znaczenie, ale na razie nie widziałem w tym większego sensu. Prostota górą!
Jeśli wierzyć słowom dewelopera, to liczby te ulegną zmianie wraz z kolejnymi sezonami, ale nawet jak na start, czuć lekki niedosyt. Uniwersum jest całkiem duże i można z niego wyciągnąć wiele, zarówno jeśli chodzi o bohaterów, jak i przeróżne plansze. Szkoda więc, że nie pokuszono się o nieco więcej zawartości, szczególnie że gra nie jest darmowa. Dobrze chociaż, że nikt o nas nie zapomniał i tytuł otrzymał rodzimą polską lokalizację (napisy).
Pomysł dobry, ale…
Na tym etapie wiecie, że omawiana produkcja ma odpowiednie fundamenty, ale potrzeba jeszcze trochę „dobudować”, aby było dobrze. Mamy tutaj ogromny potencjał, ponieważ jeśli twórcy zaczną bawić się konwencją i regularnie dodawać kolejne rzeczy, to tytuł mocno na tym zyska. Tylko forma, którą wybrali, wydaje się nieodpowiednia. Jako darmowa gra całość wypadłaby o wiele lepiej. W tym momencie fani wiedzą, że to trochę coś innego, płatnego i lekko ubogiego w zawartość. To ich nie przekonuje. Mocno liczę, że jeszcze uda się to wszystko zmienić.
Dlaczego? Tyle gier jest na rynku, czemu dać szansę akurat Crash Team Rumble? Ponieważ to przyjemna gra, prosta w formule i sprawiająca, że człowiek miło spędzi kilka kwadransów. Przy tym, od strony technicznej ciężko jej cokolwiek zarzucić. Ani przez sekundę nie pomyślałem, że to zła gra. To ciekawy eksperyment, który wymaga nieco więcej miłości i oby takową otrzymał, aby za rok wrócić do tematu, ale już w lepszej atmosferze.
Ładnie, kolorowo i Crashowo
Mimo zupełnie innej formuły Toys for Bob nie obniżyło poprzeczki, jeśli chodzi o kwestie audiowizualne. Gra działa bardzo płynnie, modele postaci i ich animacje są przyjemne dla oka, tak samo jak wszystkie poziomy. Czuć ducha serii i nostalgiczny urok. Kontrolowanie Crasha i jego znajomych to sama przyjemność, a w takiej grze jest to istotne. Do tego mamy znane i lubiane utwory z poprzednich odsłon.
To naprawdę przyjemne uczucie, kiedy człowiek gra w Crash Team Rumble. Jeśli ktoś wychował się na tej serii, to każda skrzynka, owoc wumpa i melodia będą nostalgią. Trochę trudno to inaczej opisać. Nowe osoby docenią prostotę i takie kreskówkowe podejście do całości, i nawet bez okularów „kiedyś to było” będą pod wrażeniem. Tytuł broni się dobrym wykonaniem, a z taką oprawą szybko się też nie zestarzeje.
Podsumowanie
Jeśli jesteście fanami Crasha, Bash Wam nie straszny, i bierzecie dowolną grę z jego udziałem bez zastanowienia, to Crash Team Rumble możecie kupić od ręki. Nie powinniście się zawieść, pomimo wspomnianych mankamentów. Inni mogą się wstrzymać, ponieważ istnieje szansa na zmianę modelu lub powiększenie zawartości. Gra za rok może być już wypełniona po brzegi nowościami, i mocno wierzę, że tak właśnie będzie. Dobra na krótkie sesje i nawet za taką rozgrywkę 140-150 złotych wydaje się niezbyt dużą kwotą, o ile lubicie Crasha
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.