Creatures of Ava – recenzja (PC). Pomoc i ratunek zamiast walki

Gra dostępna na:
PC
XSX
Grafika z gry 'Creatures of AVA'. Postać człowieka biegnie z magiczną różdżką, otoczona kolorowymi, fantastycznymi stworzeniami. Tło stanowią góry i drzewa w ciepłych barwach.

Propozycja od hiszpańskiego studia Inverge Studios okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem. Widziałem wcześniej materiały z Creatures of Ava i już wtedy byłem zaciekawiony. Nie wgryzałem się jednak jakoś mocno w temat. Uznałem, że i tak sprawdzę produkcję sam, więc nie ma sensu tworzyć w głowie własnej wizji, która mogłaby nie sprostać oczekiwaniom. W końcu dorwałem się do wspomnianej gry i przepadłem. Może nie jest to najlepsza produkcja na świecie, ma swoje wady, ale czuć w niej powiew świeżości. A gdy się ją rozpocznie, nie brakuje motywacji, by dotrwać do napisów końcowych.

Ekspedycja ratunkowa

Fabuła opowiada o losach młodej podróżniczki Vic. Jej zadaniem jest ratunek przeróżnych stworzeń planety Ava przed śmiercionośną plagą zwaną „więdnięciem”. Wraz ze swoją szefową przybywa na miejsce i szybko odkrywa, że całe przedsięwzięcie nie będzie wcale takie proste. Oprócz samych zwierząt mieszkają tam również Naamowie, rasa humanoidalnych istot jednopłciowych, które są częścią zbiorowego umysłu, nie tylko między sobą, ale również z wszystkimi innymi żywymi istotami, jak i samą Avą. Protagonistka będzie musiała nie tylko nawiązać z nimi kontakt, ale także przekonać ich do siebie, jeśli chce zrealizować cel swojej misji. Jak się pewnie domyślacie, lokalna ludność nie będzie podzielać wizji bohaterki i choć nie jest nastawiona do niej negatywnie, to jednak początkowo ich wsparcie będzie raczej lakoniczne.

Vic dociera do wioski Naamów.

Vic będzie musiała wykonywać przeróżne zadania, aby zdobyć zaufanie Naamów. Choć strukturalnie wiele z nich to klasyczne „znajdź i przynieś”, to fabularnie całość naprawdę ma sens. Jednocześnie podróżniczka będzie poznawała ich zwyczaje, faunę i florę planety, a także losy poprzedniej ludzkiej ekspedycji. Tak, Ava nie jest planetą nieznaną ludzkości. Już wcześniej prowadzono tutaj przeróżne badania i choć większość była czysto naukowa, to część z nich nie była już tak pozytywna. Tym samym lokalna ludność czasami ma negatywne nastawienie do Ziemian, które nie wzięło się znikąd. Ciekawostką jest fakt, że przy scenariuszu pomagała Rhianna Pratchett, i można poczuć zarówno „jej pióro”, jak i elementy z twórczości Terry’ego Pratchetta.

„Ratujemy” zwierzątka

Jedną z najważniejszych czynności w Creatures of Ava jest „ratowanie” żyjących stworzeń. Żeby tego dokonać, musimy często najpierw „oczyścić” je z plagi, a potem oswoić. Pierwsza czynność wymaga użycia specjalnego kijka, który jest potężnym artefaktem znalezionym zaraz po przybyciu na planetę. To właśnie to narzędzie pozwala „uwolnić” zwierzaki od złego „więdnięcia”. Na początku wystarczy go użyć na danym stworku, aż jego pasek zdrowia zostanie zredukowany do zera. W tym czasie organizmy mogą być agresywne, a jedyne, co mamy do obrony, to unik. W grze nie atakujemy ani nie krzywdzimy żadnych istot, dlatego Vic jedynie się broni, bez jakiejkolwiek formy kontrataku. Później jednak inne stworzenia będą wymagały nieco więcej sprytu i finezji, aby dały się „oczyścić”. Niemniej jednak sam cel pozostanie taki sam.

Vic głaszcze oswojone zwierzątko.

Kiedy już uda nam się uspokoić lub „wyleczyć” dane zwierzęta, kolejnym krokiem jest ich oswojenie. Tutaj do gry wkracza instrument muzyczny w postaci fletu — mały ukłon w stronę The Legend of Zelda z Nintendo 64. Grając odpowiednie melodie, które zdradzą nam same istotki, możemy je do siebie przekonać. Sama mechanika jest naprawdę prosta i przyjemna, choć z początku może wydawać się ciut trudna. Sam miałem obawy, że kolejne melodie okażą się szalenie wymagające, ale wcale tak nie było. Wyłapanie rytmu nie ma tak dużego znaczenia jak w Hi-Fi: Rush, ale czasami daną „nutkę” musimy dłużej lub krócej przytrzymać, aby uzyskać odpowiedni efekt. Kiedy już dana istotka nas polubi, nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją pogłaskać, a potem zaprowadzić do bota, który przetransportuje ją na BioArkę.

Nie tylko „Pokemon”

Samo „łapanie potworków” to oczywiście nie wszystko. Nasza protagonistka może również, za sprawą fletu, przejąć kontrolę nad danym stworzeniem. W ten sposób gracz musi uporać się z różnymi przeszkodami, zdobyć cenne przedmioty lub minerały. Każda z istot ma swoją własną zdolność, więc czasami trzeba trochę pogłówkować, aby rozwiązać dany problem. Jest w tym sporo dobrej zabawy, o ile wcześniej nie odeślemy podopiecznych na BioArkę. Niestety, kilkukrotnie miałem sytuację, że najpierw uratowałem zwierzęta, a potem zablokowałem sobie możliwość otworzenia skrótu, dodatkowej ścieżki lub szansy na ważny łup. Można zapisać grę ręcznie, ale dobrze by było, gdyby pojawiała się mała podpowiedź sugerująca, że warto najpierw dokładnie sprawdzić dany teren.

Jedna z kilku układanek w grze.

W grze znajdzie się też trochę mniejszych zagadek środowiskowych, elementów platformowych, zbieractwa, questów pobocznych oraz ważnych tematów do rozmyślań. O ile same dialogi może nie są rewelacyjne i często towarzyszy im lekki humor, to jednak niektóre zagadnienia pozwalają dotrzeć do serca gracza. Kilkukrotnie zdarzyło mi się zatrzymać i trochę pomyśleć o sytuacji, która spotkała mnie w grze. Takie momenty sprawiają, że nie zapomnę o Creatures of Ava przez długie lata.

Vic kontroluje jedno ze stworzeń na planecie Ava.

Jeśli chodzi o pozostałe elementy, to sam crafting jest dość ubogi, ale wydaje mi się, że taki miał właśnie być. To mała ciekawostka, która urozmaica zabawę. Koniecznie muszę wspomnieć, że sama bohaterka za wykonanie zadania otrzymuje doświadczenie, za które później możemy rozwijać jej umiejętności: zwiększać moc artefaktu, życie, oczyszczanie kilku stworków naraz, poprawiać wytrzymałość i tym podobne. Mamy też opcję fotografowania „wszystkiego”, co przypomina trochę „mały Pokémon Snap”. Niby nic rewolucyjnego, ale w praktyce dobrze się sprawdza i przydaje do kilku zadań.

Świat Creatures of Ava potrafi zachwycić

Od strony wizualnej jest naprawdę dobrze. Nie wiem, czemu ludzie uparcie doszukują się tu Fortnite’a. Dla mnie nie ma tu śladu produkcji Epic Games. Oczywiście, grafika jest nieco prostsza, mamy szeroką paletę kolorów i całość ma lekko cukierkowy charakter, ale to stanowczo za mało, aby mówić o popularnym Battle Royale. Twórcy mocno się starali, aby ich dzieło miało unikatowy styl i uważam, że dobrze wykonali swoje zadanie. Krainy — tych mamy łącznie cztery — mocno różnią się od siebie. Nie tylko roślinnością czy ukształtowaniem terenu, ale też zwierzętami oraz zamieszkującymi je plemionami Naamów. Ci ostatni często mocno różnią się od tych, których spotykamy na początku przygody. Zarówno pod względem wizualnym, jak i w codziennym życiu. Mają nieco inne zasady, zwyczaje i upodobania.

Empatii i przyjemnych momentów w grze nie brakuje.

Muzyka natomiast jest szalenie przyjemna, wręcz kojąca. Człowiek świetnie się przy niej relaksuje, przez co spokojnie można zaliczyć ten tytuł do produkcji typu „cozy games”. Może nie przez cały czas, ale jednak wpadające w ucho melodie są w stanie nas wyciszyć i wprowadzić w lekki stan zen. Mamy tutaj smyczki, flety, perkusję, bębny oraz wokalizy przypominające tradycyjne śpiewy rdzenne — pewnie takie, które powinny kojarzyć się z miejscową ludnością. Do tego dochodzą urocze „ryki” stworków, lekko śmieszna mowa Naamów oraz ogólne dźwięki środowiska. Te wszystkie składowe tworzą niesamowity klimat, który trzeba docenić.

Teraz trochę na gorzko

Wspomniałem we wstępie, że gra ma kilka wad. Jedne z nich są natury technicznej. Niestety, w elementach platformowych Creatures of Ava wypada różnie. Czasami wszystko działa, jak należy, a innym razem drobne problemy, takie jak nieprecyzyjne wykrywanie kolizji, sprawiają, że postać nie chwyci się tam, gdzie powinna, wykona skok w złą stronę lub zablokuje się w roślinności. Stworki również potrafią gdzieś utknąć i jedynie wczytanie zapisu gry pomaga. Całość oparto o silnik Unreal Engine 5 i wydaje mi się, że z tego powodu czasami występują stutteringi, doczytujące się okazjonalnie tekstury i niestabilny klatkarz. W jednych momentach jest bardzo płynnie, a w innych, mimo włączonego DLSS i Frame Generation, wydajność znacznie spada. Jest to dziwne, bo mam naprawdę mocny sprzęt i w bardziej wymagających produkcjach takich problemów nie uświadczyłem.

Wizyta w światyni.

Po pewnym czasie samo łapanie stworków zaczyna trochę nużyć. Niby nie brakuje różnorodności i pomysłów, ale po trzeciej krainie zapał jakby opada. Warto wtedy skupić się na wątku głównym, zamiast sztucznie wydłużać zabawę. Sam spędziłem ponad dwadzieścia godzin z grą, a jeszcze zostały mi dodatkowe zadania. Te, jeśli ktoś nie wciągnął się w pełni, jedynie rozmydlą całą przygodę. Szkoda też, że rodzime tłumaczenie ma trochę błędów, ale mogą one wynikać z braku styczności z grą. Mowa więc o surowej pracy bez wystarczającego kontekstu, co można w pełni wybaczyć. Same dialogi mogłyby natomiast być częściej dubbingowane, zamiast być dostępne tylko w formie tekstu. Domyślam się, że skala projektu miała tu znaczenie. Zamiast dwóch animacji rodem z anime — liczyłem, że będzie ich więcej, bo są przepiękne — czy nie lepiej byłoby przeznaczyć środki na dubbing? Jedynie głośno myślę.

Czy warto dać szansę?

Jak najbardziej tak. Zespół Inverge Studios stworzył solidną produkcję, która może przypaść Wam do gustu. Ich tytuł jest wyceniony na niecałe 100 zł, co uważam za bardzo rozsądne pieniądze. Warto wspomnieć, że Creatures of Ava znajduje się również w usłudze Game Pass, zarówno na PC, jak i konsolach Xbox Series S|X. Może i tytuł ma swoje wady, ale na tle innych dzieł wyróżnia się stylem, podejściem do rozgrywki, szalenie przyjemną muzyką i dobrym pomysłem na siebie. Liczę, że techniczne aspekty zostaną rozwiązane, a inne problemy nie pojawią się w kolejnej produkcji tego studia. Ja będę ciepło wspominał tę pozycję.

Gameplay

YouTube player

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmom Inverge Studios i 11 Bit Studios.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Cześć! Mam na imię Artur i uwielbiam gry wideo niezależnie od platformy. Mimo 30 lat na karku cały czas sprawiają mi radość i liczę, że to się nie zmieni.
Scroll to top