Za grę jak wcześniej wspomniałem odpowiada Arkane Lyon, które to możecie znać chociażby z takich hitów jak seria Dishonored czy Prey. Natomiast wydawcą jest również znana wszystkim Bethesda. Deathloop jest to swego rodzaju połączenie roguelite z gatunkiem strzelanek pierwszoosobowych zwanych potocznie FPSami. I już tutaj uchylę Wam rąbka tajemnicy, jest dobrze.
Świat przedstawiony, czyli wątek fabularny w Deathloop.
Wątek ten możemy krótko opisać w stylu “przeżywamy dzień świstaka“. Nasz główny bohater o imieniu Colt, budzi się gdzieś na plaży, nie wiedząc kim jest ani co tu robi. Widząc napisy podpowiadające gdzie ma się udać, będące swego rodzaju podpowiedziami stworzonymi jak się okazuje przez niego samego. Głównym zadaniem jest przerwać tą pętlę, a przeszkadzać nam będzie nasza była organizacja z naszym nemesis na czele czyli Julianą. W przeciwieństwie do nas, od początku zdaje sobie ona sprawę, że jesteśmy w pętli jednego dnia. A jej zadaniem jest nam przeszkodzić i tutaj twórcy zdecydowali się zaimplementować pewną ciekawą mechanikę, ale o tym później.
Podsumowując, naszym głównym celem jest zabicie ośmiu wizjonerów, a to w jaki sposób tego dokonamy zależy jedynie od nas samych czy to będzie krwawa łaźnia czy ciągłe skradanie. Warunek jest jeden, musimy to zrobić w ciągu jednego dnia. Ponieważ jeśli choć jeden wizjoner zostanie przy życiu na koniec dnia, to ponownie przebudzimy się na plaży. Tym samym deweloperzy z Arkane Lyon ponownie pokazali, że potrafią w ciekawą i intrygującą fabułę.
Jak przedstawia się mechanika w morderczej pętli?
Tutaj mam wrażenie, że studio lubi sobie poszerzać horyzonty. Arkane znane jest z nietuzinkowej rozgrywki i tak też jest tym razem. Oczywiście wszystko utrzymane jest w zasadzie “więcej tego samego i lepiej”, gdzie fani serii takich jak Dishonored będą czuć się jak ryba w wodzie. Tym razem włodarze ze studia Arkane Lyon, zdecydowali się na nieco rogueliteową rozgrywkę. Jeśli zginiemy to tracimy wszystko, co zdobyliśmy podczas dnia w grze oraz to co wzięliśmy z sobą w podróż. Sam gameplay jest podzielony na 4 pory dnia: poranek, południe, popołudnie i wieczór.
W Deathloop nie zabraknie znanych nam z Dishonored umiejętności takich jak teleportacja, telekineza czy też połączenie przeciwników w celu zabicia ich 1 celnym strzałem. Jednak tu twórcy poszli o krok do przodu. Mianowicie za sprawą owej pętelki, progresja naszej postaci nie wiąże się tylko ze zdobytymi podczas eksploracji pozyskanymi informacjami, ale również za pomocą pozyskiwanej energii w dalszych etapach rozgrywki pozwalającej nam zatrzymać rynsztunek w kolejnych pętlach. Moim zdaniem jest to bardzo dobre i przemyślane rozwiązanie.
W akapicie poświęconym fabule wspominałem Wam o Julianie i tutaj twórcy przeszli samych siebie. Zaimplementowali swego rodzaju multiplayera PvP. Ów bohaterkę możemy w grze spotkać na dwa sposoby. Pierwszym z nich, jest oskryptowany moment dzięki któremu zaatakuje ona nas w losowych momentach oraz drugi znacznie ciekawszy, że zrobi to gracz. Jest to możliwe, ponieważ gra po zakończeniu pewnego etapu w grze, pozwoli nam wcielić się w Julianę.
Tym samym wejść do gry przypadkowym ludziom, jak również znajomymw którzy w danym momencie grają, robiąc im tym samym “niemiłą niespodziankę”. Celem Juliany oraz gracza, który się w nią wciela jest zabicie Colta, zanim ten zdoła wykonać swoje cele. A ponieważ ten nie może uciec, zanim nie zhakuje anteny, to często przy niej toczą się właśnie największe potyczki.
Deathloop, a oprawa audiowizualna i optymalizacja.
Tutaj mam niestety mieszane odczucia. Gra sama w sobie wygląda ładnie, momentami nawet bardzo ładnie. Niestety pierwsze wrażenie zostało zniszczone problemami związanymi z optymalizacją. Gra w pierwszych godzinach po premierze do grywalnych nie należała. Oczywiście łatki które pojawiły się następnego dnia ją poprawiły, ale pierwsze wrażenie zostało już zrobione.
Niestety na domiar złego, produkcja nie jest wolna od błędów, które niestety potrafią wysypać grę nawet w jej początkowym menu. Choć i tutaj deweloperzy robią co mogą, bo tych błędów jest coraz mniej. Jeśli można powiedzieć coś dobrego w tym temacie, to całkiem ładna stylistyka graficzna.
Natomiast jeśli chodzi o oprawę audio, to tutaj ogromny szacunek dla osób odpowiedzialnych za polską lokalizację. Bo to dzięki nim z gry wylewa się przecudowny klimat za sprawa bardzo dobrze napisanych dialogów między Coltem a Julianą. Podoba mi się fakt, że twórcy nie bali się wpleść gdzieniegdzie siarczystej “K**” oraz innych przekleństw, jednocześnie utrzymując autentyczność bohaterów. W dzisiejszych czasach, nie oszukujmy się często jest to karykaturalne i sprawia wrażenie jakby wówczas było słychać dumne dziecię z tego, że nauczyło się przeklinać. Moim zdaniem jest to zdecydowanie jedna z lepszych polskich lokalizacji od czasów Battlefielda Bad Company 2 z Cezarym Pazurą.
Uznanie należy się też dźwiękowcom odpowiedzialnym za efekty wystrzałów, bo te stoją również na wysokim poziomie. Za muzykę w Deathloop odpowiadają Tom Salta oraz Ross Tregenza. Szczerze mówiąc nie jest to muzyka która zapada w pamięci po wyłączeniu gry, ale jest ona idealnym jej dopełnieniem. Przypominając trochę klimat czołówek filmów z lat 90
Podsumowanie
Deweloperzy z Arkane Lyon po raz kolejny stworzyli świetny tytuł, który sprawia, że człowiek wpada w syndrom jeszcze jednej tury. W tym wypadku oczywiście chodzi o “jeszcze jeden dzień”. Za sprawą różnorodności możliwości wykonania celów misji oraz świetnemu designowi poziomów przez przeszło 21h bawiłem się świetnie. To wszystko mimo problemów, jakie gra miała w dniu premiery. Trzeba zaznaczyć że były one jedynie na platformie PC. Jednak twórcy bardzo szybko się z nimi uporali. Gra na pewno znajdzie swoich zwolenników wśród fanów pozostałych gier studia i z pewnością może zawalczyć o miano gry roku.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Gdzie kupić?