Od dziecka uwielbiałem grać w tysiąca. Podczas rodzinnych wyjazdów na wakacje praktycznie każdego wieczoru zaliczaliśmy przynajmniej jedną partię. Co prawda obecnie przerzuciłem się na Pokemony, Lorcane oraz inne formuły TCG, ale sentyment i miłość do kart pozostała. Zapewne dlatego tak bardzo spodobało mi się Balatro. Fakt, że jest to naprawdę dobrze skonstruowana produkcja, tylko wzmocnił moje pozytywne zdanie na jej temat. W związku z moim zamiłowaniem do karcianych potyczek, gdy tylko nadarzyła się okazja do sprawdzenia Dungeons & Degenerate Gamblers od razu zgłosiłem się na ochotnika. Czy tytuł studia Purple Moss Collectors bazujący na mechanikach blackjacka wciągnął mnie tak bardzo, jak pokerowe rozkminy? Odpowiedź możecie poszukać w poniższej recenzji.
Dwadzieścia jeden
Jak już wspomniałem, podstawą rozgrywki w tym indyku jest Oczko. Nasz główny cel to uzyskanie sumy punktów równej lub jak najbardziej zbliżonej do 21. Jeżeli tę liczbę przekroczymy, automatycznie przegrywamy rundę. Po zwycięstwie lub porażce zadajemy, lub otrzymujemy obrażenia wyliczane na podstawie różnicy wyników obu stron. Gdy komuś skończą się serduszka, bitwa dobiega końca i w zależności od wyniku pozostajemy z niczym albo kontynuujemy swoją wycieczkę po ciemnych zakamarkach tawerny. Oczywiście twórcy dołożyli wszelkich starań, aby całość nie była zbyt monotonna.
Ogrom możliwości
Przede wszystkim każda talia wybierana przed rozpoczęciem podróży składa się z innego koloru. Kier potrafi leczyć rany. Pik z kolei pozwala na obudowanie się w dodatkowy pancerz. Do dyspozycji mamy również ponad 200 różnych kart. Część wpływa na punktację, ale wiele z nich posiada moce specjalnie modyfikujące wynik każdej tury. Przeciwnicy także są wyjątkowo zróżnicowani. Niestety momentami aż za bardzo, ponieważ naprawdę ciężko jest zbudować sobie talię, która pozwoli dotrzeć do końca jednej z dwóch ścieżek przygotowanej przez zespół Purple Moss Collectors.
Niby po każdej wygranej oraz podczas wielu wydarzeń pobocznych napotykanych na drodze do chwały możemy dobrać nowe karty, ale wybierane są one na chybił trafił. W związku z tym czasami nie ma opcji złożenia sensownego zestawu. Nawet wiedząc, w okolicach ilu punktów nasz adwersarz przestanie dobierać karty, nie specjalnie pomaga. Niestety losowość to największy problem Dungeons & Degenerate Gamblers, który skutecznie zniechęcał mnie do kolejnych prób ukończenia obu dróg. Być może innym spodoba się takie rozwiązanie, ale mnie często doprowadzało do szewskiej pasji.
Koszmar jeszcze jednej próby
Nie zmienia to jednak faktu, że próbowałem i to naprawdę długo, bo prawie 20 godzin. Tytuł decydowanie wywołuje syndrom jeszcze jednej tury. Wiele razy wydawało mi się, że tym razem w końcu pokonam ostatecznego wroga. Niestety ogromnie się myliłem. Do ostatniego przeciwnika zarówno trasy przez piwnicę, jak i przez lożę dla VIP-ów doszedłem wielokrotnie. Tylko co z tego, jeżeli nie byłem w stanie zakończyć ich machinacji. Dopiero odkryty przeze mnie bug pozwolił na odniesienie zwycięstwa nad jednym z nich.
Miałem nadzieję, że dzięki temu pozna nareszcie zakończenie i moje wysiłki zostaną w jakiś sposób nagrodzone. Niestety szybko się zawiodłem. Gra poinformowała mnie, że to jeszcze nie koniec i radośnie zaprosiła do rozpoczęcia zmagań od nowa. Zakładam, że aby zobaczyć prawdzie koniec podróży, należy pokonać obu bossów. Ja jednak nie miałem już na to siły. Zresztą, jeśli nawet znaleziony przeze mnie sposób nie dał mi za bardzo szans na wygraną, to gra jest po prostu źle zbalansowana.
Dziwne zagrania Dungeons & Degenerate Gamblers
Oprócz wspomnianej wcześniej losowości produkcja niepozbawiona jest kilku innych pomniejszych wad. Gdy odpala się moc niektórych kart, ciężko podejrzeć co mamy do dyspozycji w swojej talii oraz jakimi zasobami dysponuje przeciwnik. Osoby mające problemy z pamięcią będą miały duży kłopot, jeżeli zdecydują się pobawić w zakręconą wersję blackjacka. Tytuł potrafi też zawiesić się bez żadnego powodu i jedynie zamknięcie programu i jego ponowne włączenie pozwala wznowić rozgrywkę. Z drugiej strony to właśnie dzięki temu odkryłem, jak można oszukać komputerowych rywali.
Gdy użyjemy klawiszy Alt+F4 i po ponownym starcie wczytamy ostatni zapis, walka, która toczyła się przed wyłączeniem, rozpocznie się od nowa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wszystkie karty wykładane są za każdym razem w tej samej kolejności. Nie ważne ile razy wznawiałem dany pojedynek. Dzięki temu można sobie dokładnie policzyć, kiedy opłaca się stopować, a kiedy brnąć dalej. Nie będę ukrywał, że tylko dzięki tej taktyce udało mi się pokonać jednego z bossów. Pomimo znaczącej przewagi nadal nie była to kaszka z mleczkiem i wymagało wielu restartów. Trochę szkoda, że musiałem uciec się do takich zagrywek, ale zwyczajnie miałem dość ciągłych porażek.
Klimat jak z horroru
Za duży plus uważam natomiast pikselową grafikę, muzykę przygrywając cały czas w tle oraz odgłosy towarzyszące rozkładaniu kart. Te pierwsze dwie rzeczy budują fantastyczną atmosferę i skutecznie wpędzają gracza w niepokojący nastrój. Czasami ciężki klimat wylewający się z monitora przytłaczał mnie do tego stopnia, że musiałem robić sobie przerwy. Dźwięki, które towarzyszą rozdawaniu oraz niszczeniu kart trafiają natomiast w ten czuły punkt, który ma ochotę na więcej i więcej. Nawet po tych 20 godzinach oprawa audiowizualna mnie nie odrzucała. Myślę też, że gdy minie niesmak, który pozostał po wielokrotnych porażkach, wrócę do tych mrocznych korytarzy, aby spróbować szczęścia raz jeszcze.
Wolę grać w pokera
Uważam, że Balatro jest znaczeni lepiej wykonaną i dużo bardziej dopracowaną karcianką. Niby sporo w niej elementów losowych, ale znacznie łatwiej obrać sobie w niej taktykę, której można się trzymać od początku do końca. Nie trzeba co chwila zmieniać podejścia, ponieważ można jednocześnie rozbudowywać kilka gałęzi prowadzących do zwycięstwa. Tutaj miałem wrażenie, że jeden zły wybór może położyć cały misterny plan delikatnie układany przez kilkadziesiąt minut.
Spróbujcie Dungeons & Degenerate Gamblers
Niestety, gra nowozelandzkiego studia nie jest w stanie konkurować z Balatro. Nie znaczy to jednak, że jest zła. Sam pomysł jest ciekawy. Mroczny klimat spotęgowany stylizowaną pikselową grafiką oraz dobrze dobraną muzyką pasuje tutaj wręcz idealnie. Niestety ogromna losowość i brak odpowiedniego balansu doprowadzał mnie momentami do białej gorączki. Pomimo tego uważam, że warto tej pozycji dać szansę. Demo pozwala na naprawdę sporo, więc jeżeli choć trochę Was zaintrygowała moja recenzja, nic nie stoi na przeszkodzie, aby je pobrać i sprawdzić, czy taka rozgrywka do was przemawia. Być może docenicie wariacje na temat blackjacka bardziej niż ja.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższego tekstu.