Zagraliście kiedyś w tytuł tylko dlatego, że spodobała Wam się jego grafika? Do niedawna mogłem szczerze odpowiedzieć, że ja nie. Dopóki nie zobaczyłem okładki z Endless Dungeon. No dobrze, doczytałem jeszcze, że gra ma elementy tower defense i to ostatecznie przekonało mnie do tego, by dać szansę produkcji od Amplitude Studios. Niemniej, gdyby nie śliczna okładka i ciekawy styl artystyczny, zapewne zignorowałbym tę grę, w końcu co miesiąc tyle ich wychodzi. Czy było warto spróbować? Było, choć nie obeszło się bez problemów.
Jak ja się tu znalazłem, o co tutaj chodzi?
Czym zatem jest Endless Dungeon? Najprościej rzecz ujmując, jest to kolejny roguelite. U podstaw rozgrywki znajduje się strzelanie, które kojarzy mi się z tytułami jak Alien Shooter, Helldivers czy The Ascent. Mamy izometryczny rzut kamery, przeciwników są masy, a przeciwko nim staje dwójka bądź trójka bohaterów ze skromnym uzbrojeniem i zestawem umiejętności. Naszym zadaniem jest przejść przez wszystkie poziomy kompleksu, w którym kryje się multum przeciwników, eskortując bota, który jako jedyny może przedostać się do kolejnych etapów. Jest on jednak bezbronny, dlatego nieustannie musimy nad nim czuwać. Kojarzę, że gdzieś w grze było podane jakieś fabularne wyjaśnienie tego, co tutaj zaszło, niemniej historia tutaj jest tak istotna, jak pogoda za oknem, gdy gramy. Tu przede wszystkim liczy się gameplay.
To najprzyjemniejsza część Endless Dungeon. Przeciwnicy pojawiają się falami i wtedy musimy bronić przed nimi zarówno bota, jak i nasze konstrukcje. W tym celu wykorzystujemy dość szeroki wachlarz broni, wpierając się sporadycznie umiejętnościami postaci. Przeciwników jest wiele rodzajów, każdy z nich jest podatny na jakiś rodzaj obrażeń, więc co i rusz musimy kombinować, jak najlepiej ich zatrzymać. Na szczęście do pomocy możemy wykorzystywać wieżyczki obronne, które mamy możliwość wybudować w określonych punktach. Oczywiście do tego z kolei potrzebne są surowce. Te otrzymujemy za… otwieranie drzwi. Gdy otworzymy przejście do kolejnego korytarza bądź pomieszczenia, dostajemy trzy rodzaje surowców.
Surowce to podstawa rozwoju!
Jedzenie możemy wykorzystać do leczenia się i tworzenia apteczek. Surowce naukowe przysłużą się nam do opracowania nowych ulepszeń i technologii w przeznaczonych do tego punktach. Z kolei przemysłowe surowce wykorzystamy do stawiania wieżyczek, umocnień i tego typu wspomagaczy. Tutaj naprawdę potrafi być różnorodnie i możemy stawiać naprawdę całkiem sporo konstrukcji, jeżeli je opracujemy za surowce naukowe. Oczywiście z natury gatunku wynika to, że wszystkie ulepszenia i technologie opracowane podczas rozgrywki przepadają nam po zgonie. To, na szczęście, nie koniec zabawy.
Po śmierci trafiamy z powrotem do naszej bazy. Tutaj możemy wykupować umiejętności czy ulepszenia naszych bohaterów (możemy ich odblokować nawet ośmioro). Te z kolei zostają z nami na dłużej i nie przepadają po nieszczęśliwym wypadku, jakim jest bycie zjedzonym przez kosmiczne robale czy spopielonym przez mechy. Niestety, tutaj zaczynają się bolączki gry. Odnosze wrażenie, że w Endless Dungeon zabrakło pomysłu na system rozwoju bohaterów. Wiele z ulepszeń ogranicza się do zwykłego zwiększania wytrzymałości i obrażeń, co – i to jest najgorsze – nie przekłada na żaden zauważalny przypływ potęgi bohatera, a przecież jest to jeden z ważniejszych elementów roguelite’ów.
Coś poszło trochę nie tak
Z tego powodu już zaledwie po kilku godzinach zabawy rozgrywka zaczyna robić się powtarzalna. Jasne, obszary nieco się zmieniają, przeciwnicy i układy map są losowe, a my możemy korzystać z ośmiorga teoretycznie odmiennych postaci. W praktyce jednak dużej różnicy nie odczuwałem. Większość umiejętności bohaterów także jest dosyć podobnych i często różnią się głównie w warstwie audiowizualnej. Ot, słabsza umiejętność najczęściej spowalnia przeciwników, a silniejsza – taki jakby ultimate – zazwyczaj w ten czy inny sposób zwiększa naszą siłę ognia. Ani docieranie do dalszych etapów, ani rozwój postaci nie sprawił, żebym czuł się jakoś zmotywowany do dalszej rozgrywki.
Sytuację nieco ratuje to, że Endless Dungeon wspiera kooperację dla nawet trojga graczy. Wtedy można tutaj nieco poeksperymentować i nawet stosować pewne taktyki, gdyż w grze solo towarzysze po prostu podążają za nami, strzelając do przeciwników, ewentualnie mogliśmy kazać im stać w miejscu. Gra z prawdziwymi ludźmi daje nieco powiewu świeżości, natomiast postępy w rozgrywce naliczają się tylko gospodarzowi gry. To odebranie dość ważnej motywacji innym graczom, przez co wcale nie tak łatwo znaleźć chętnych do gry… chyba że macie już swoich znajomych i przekonaliście ich do zakupu gry.
Gra tylko dobra, choć mogła być świetna
To z kolei nie musi być takie trudne. Gra w końcu prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Zarówno wizualnie, jak i dźwiękowo jest prześlicznie i ciężko tutaj cokolwiek tytułowi zarzucić. Co najwyżej może design postaci jest trochę, ja wiem, generyczny i brakuje mu czegoś, co by mnie mocniej urzekło. Mimo wszystko gra naprawdę wygląda i brzmi świetnie. Technicznie także jest dobrze. Podczas kilkudziesięciu godzin nie pamiętam, bym napotkał jakiekolwiek błędy. Nie wyrzucało mnie do pulpitu, nikt się nigdzie nie blokował, nie działy się rzeczy, które się dziać nie powinny. W ostatnich czasach to wcale nie takie oczywiste i bardzo mnie cieszy, że trafiają się gry, które po prostu dobrze działają.
Ostatecznie gra jest naprawdę przyjemna, ale w małych dawkach. Jeżeli chcielibyście poświęcić grze więcej, niż kilkanaście godzin, to lepiej, żebyście byli odporni na powtarzalność. Inaczej tytuł szybko się Wam znudzi. Gdyby w którejś aktualizacji nieco poprawiono poczucie postępów i rozwoju postaci, gra byłaby naprawdę godna polecenia. W tym momencie, cóż, lepiej poczekać na porządną promocję. I to nawet, pomimo że teraz Endless Dungeon wcale nie jest drogie.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Endless Dungeon (PC)