Od ostatniej recenzji z tego cyklu minęło już trochę czasu. Chciałem napisać wszystkie sześć materiałów jeden po drugim, ale życie dość mocno zmieniło ten plan. Nigdy nie porzuciłem całej idei, ale jak sami widzicie, zajęło to więcej, niż myślałem. Nadszedł moment na zmiany. W końcu biorę na tapetę Final Fantasy III Pixel Remaster, który podobnie jak dwie poprzednie odsłony, przypadł mi do gustu, ale jednak najmniej z całej trójki. Pewne rzeczy wypadły tutaj świetne, ale inne to istotny krok wstecz. Wiem, że jestem w mniejszości, ale po dwójce z lekkim bólem serca przyjąłem to, co przygotowała dla mnie kontynuacja. To oczywiście świetny jRPG i przez wielu uznawany jest za najlepszy, kiedy bierze się jedynie poprzedniczki pod uwagę. Ze mną jest inaczej, o czym zaraz opowiem.
Czas uratować świat
Czwórka sierot udaje się na zbadanie jaskini, która pojawiła się po niedawnym trzęsieniu ziemi. Niewinna przygoda, która miała być jedynie kolejną aktywnością młodych bohaterów, szybko przeradza się w coś znacznie większego. Nie tylko muszą oni walczyć z potworami, ale znajdują też jeden z kryształów światła. To właśnie dzięki niemu ich los całkowicie się odmienił i teraz to właśnie oni mają zapobiec zniszczeniu świata. Mimo braku szczegółów wszyscy są zgodni, trzeba podjąć wyzwanie i wyruszyć w drogę. Na ich szczęście, ta wiedzie przez niedaleką wioskę, potem zamek i jaskinię. Reszta to już historia.
Historia trójki jest jej najsłabszym elementem. Kilka mniejszych wątków, które jedynie wspomagają ten główny i są naprawdę warte zapamiętania, ale cała reszta nie jest wybitnie interesująca. Tutaj problemem jest fakt, że wydany oryginalnie na Nintendo DS remake trzeciej odsłony mocno poprawił ten aspekt. Nie tylko nadano inny wygląd protagonistom, imiona, czy różną płeć, ale dodano też wiele dialogów, popracowano nad cutscenkami i wiele więcej. W Final Fantasy III Pixel Remaster tych zmian nie uświadczycie, bo ten bazuje na wersji z NES-a jednocześnie sprawiając, że fabularnie gra jest o wiele uboższa. O ile jedynce wiele można wybaczyć, tak w tym przypadku, ciężko mi przymknąć oko.
Final Fantasy III Pixel Remaster to dobra gra
Doskonale zdaje sobie sprawę, że jestem w mniejszości, pisząc, że FFIII ustawiam najniżej z pierwszej trylogii. Wizualnie tytuł trzyma wysoki poziom, muzycznie jest podobnie, chociaż nie mam tego jednego kawałka, do którego bym wracał jak w przypadku dwójki. Jest to też odsłona, gdzie zadebiutowały summony i moggle. Mamy sporo zadań pobocznych do zrobienia, a i pod względem rozgrywki to szalenie rozbudowana odsłona. Powrócił system profesji i został na dodatek jeszcze mocno rozbudowany. Nie dość, że samych klas jest ponad dwadzieścia, nie trzeba zmieniać ekwipunku, jeżeli Maga przemienimy w Mnicha, to jeszcze poprawiono ich balans. Nadal nie jest stopień skomplikowania i możliwości, jak w piątce, ale zabawy tu nie brakuje.
Nie ma jednak haseł, rozwój postaci to klasyka sama w sobie, czyli pokonywanie wrogów, zdobywanie doświadczenia i wbijanie kolejnych poziomów. Sama eksploracja świata do pewnego momentu jest szalenie liniowa i praktycznie prowadzi nas po sznurku. Potem całość nabiera bardziej otwartego charakteru, ale jednak w momencie, kiedy przestało mieć to dla mnie większe znaczenie. Niby część pobocznych postaci wraz z wydarzeniami mówi nam coś nowego, ale to już nie to samo, co w poprzedniej odsłonie. Brak tu pewnej spójności, którą miał Final Fantasy II. To trochę tak, jakby wszystko było wielką układanką i niby elementy kształtem pasują do siebie, ale wiele z nich prezentuje coś innego niż reszta.
Jeszcze jedna walka
W przeciwieństwie do poprzednich remasterów, w trójce już trzeba trochę pogrindować. Niby nie są to jakieś szalenie długie momenty, ale czuć, że jeżeli tego nie zrobimy, to w kolejnym miejscu dostaniemy łomot. Jeżeli jednak dobrze dobierzecie profesje i poświęcicie im czas, to może czekać Was inny los. Same walki są natomiast bardzo przyjemne i mimo dodatkowego zaangażowania, z miłą chęcią toczyłem pojedynki. Mnogość czarów, umiejętności oraz summonów mocno tu pomogła. Czuć, że jest w czym wybierać i zachęcam do eksperymentowania, bo efekty potrafią być imponujące, szczególnie u profesji, które zdają się raczej słabe.
Całość można przejść w piętnaście godzin, a jeżeli poświęcicie jeszcze kilka, to bez trudu zgarniecie wszystkie osiągnięcia. W trójce można wracać do dawnych miejsc, aby znaleźć potwory, pokonać opcjonalne kreatury lub znaleźć jakiś interesujący łup. Tutaj odsłona ma przewagę nad poprzednikiem. Jeżeli jesteście fanami Moggli, to te mają w Final Fantasy III Pixel Remaster swój debiut i odgrywają znaczącą rolę w głównej historii. Oczywiście, nie brakuje też Chocobo, chociaż ten wielki i puszysty ptak przestał być potrzebny z względu na zniesienie limitu przechowywanych przedmiotów. Warto jednak go odwiedzić, tak z sentymentu. Na pewno to doceni.
Warto zagrać
Jeżeli graliście w poprzednie, to śmiało kupujcie trójkę. Seria Pixel Remaster jest naprawdę dobra i mimo elementów, z których ja jestem niezadowolony, to nadal solidny jRPG. Może jego fabuła nie zawróci Wam w głowie, ale cała reszta już tak. Nie bez przyczyny oryginalna trójka pobiła dekady temu rekord sprzedaży serii i wyznaczyła kierunek dla kolejnych odsłon.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!