Niezbyt udany powrót na ziemie Valisthei w postaci Ech Upadłych wciąż rozbrzmiewa jeszcze w mojej pamięci. W efekcie na zbierającą się gdzieś na horyzoncie Wzburzoną falę patrzyłem z politowaniem, szczerze powątpiewając, że będzie w stanie zmieść mnie z brzegu. Na szczęście Square Enix odrobiło pracę domową i – tak jak zresztą zapowiadali – dostarczyli dodatek zdecydowanie większy i treściwszy od poprzedniego. Toteż choć wciąż po zderzeniu z nim trzymam się dzielnie na nogach, doświadczenie to przypomniało mi, dlaczego tak bardzo polubiłem Final Fantasy XVI.
W krainie czarów i magii
Tym razem obyło się na szczęście bez konieczności pośpiesznego nadrabiania zadań pobocznych, których zaliczenie było niezbędne, by móc rozpocząć Echa Upadłych. Wzburzona fala posiada bowiem dokładnie te same wymagania, więc jeżeli wizytę w Iglicy macie już za sobą, to spokojnie możecie udać się do sypialni Clive’a, gdzie czekać na Was będzie tajemniczy list, wspominający coś o potrzebującym pomocy Eikonie Wody. Krótkie śledztwo sprawia, że już kilka chwil później znajdujemy się na niedużej łodzi i przekraczamy niewidzialną, magiczną barierę, skrywającą pod swoim płaszczykiem Mysidię – krainę zamieszkiwaną przez pozornie wymarłe plemię.
Miejsce to jest absolutnie przepiękne. Oko cieszą przede wszystkim gęste lasy i potężne klify, acz złego słowa powiedzieć nie mogę o mniej konwencjonalnych widokach, jak choćby wraki statków porzucone pomiędzy drzewami czy dosłownie zamrożone w trakcie rozpadu ruiny dawnego miasta (wzbogacono je dodatkowo o świetny, choć dziwaczny, bo jakby również zamrożony w czasie motyw przewodni). Miło więc, że Wzburzoną falę oparto na zdecydowanie bardziej otwartej strukturze niż będące w zasadzie jednym, długim lochem Echa Upadłych. Oczywiście mowa tutaj o Final Fantasy XVI, więc możecie zapomnieć o prawdziwie otwartym świecie. Mysidia to wciąż zestaw korytarzowych lokacji z licznymi odnogami, ale nie oznacza to na szczęście, że nie warto ich zwiedzać.
Work and Travel
Poza trwającym jakieś 2-3 godziny wątkiem głównym, w którego trakcie zgłębiać będziemy tragiczną historię miejscowego ludu i związanego z nim Lewiatana, Wzburzona fala oferuje również szereg zadań pobocznych. Nie są to może zbyt porywające przygody (w końcu nawet podstawka pod tym względem nie błyszczała), to wciąż z pocałowaniem ręki powitałem możliwość oderwania się na chwilę od pogoni za magicznym wężem, by, zamiast tego, pomóc odrobinkę mieszkańcom Mysidii. Warto to robić, bo zlecane przez nich zadania często odblokowują nowe bajery w służącej za naszą bazę wypadową wiosce. Jako że jest to pierwszy kontakt lokalsów z kimś spoza ich społeczności, to nie są wobec nas zbyt ufni. Na możliwość handlu, skorzystania z kuźni czy pomoc w przetransportowaniu na miejsce naszego Chocobo trzeba sobie zatem zasłużyć przysługami.
Sum czy szczupak?
Nic oczywiście nie stoi na przeszkodzie, by popędzić szlakiem głównego wątku, nie bacząc na proszących o pomoc wieśniaków. Rozszerzenie nie należy do najtrudniejszych, choć w kilku momentach należy mieć się na baczności. Zwłaszcza finałowa walka potrafi spłatać kilka figli, w konkretnych momentach wymuszając chociażby stuprocentową skuteczność naszych ataków lub brutalnie i nagle karząc nas za nasze poprzednie błędy i niezachowanie odpowiedniej ilości zdrowia (to się ładnie nazywa kolejno DPS i skill checkiem podobno). To kiepski i dość irytujący design, ale na całe szczęście łatwo o tym zapomnieć, gdy chwilę później na ekranie dzieją się magiczne i wyjątkowo bombastyczne rzeczy, z których przecież Final Fantasy XVI. Może finał Wzburzonej fali nie jest najbardziej spektakularną z walk w historii Valisthei, lecz wciąż potrafi zachwycić.
Nawet potyczki z pomniejszymi potworami okazują się nieco bardziej widowiskowe dzięki nowym mocom Eikonów. Niedługo po przybyciu do Mysidii opanowujemy zdolności Eikona Wody, które nie tylko robią kapitalne wrażenie wizualne, ale też sieją istne spustoszenie na polu bitwy. Dodatkowo po ukończeniu rozszerzenia odrobiny swojej magii użycza nam Ultima, czyli antagonista podstawki, chcący nas w ten sposób zachęcić do wsparcia go w jego boskim planie. Odblokowuje to ataki może nie jakoś wybitnie mocarne, ale za to o dość sporym zasięgu i polu rażenia.
Rogal Fantasy
Można pomyśleć, że to trochę bez sensu wprowadzać nowe umiejętności na sam koniec przygody. W końcu po ukończenie Wzburzonej fali przed nami pozostaje w zasadzie wyłącznie finał (lub Echa Upadłych, jeśli jeszcze ich nie skończyliście). Nic bardziej mylnego, zaliczenie wyprawy do Mysidii odblokowuje bowiem dodatkowy tryb, dostępny w Kamieniu Mistrzostwa – Wrota Kairos. To w zasadzie rogalikowy dodatek, składający się z dwudziestu coraz trudniejszych aren. Każda z nich wysyła nas ze z góry ustalonym wyposażeniem naprzeciw predefiniowanym falom przeciwników.
Ich zaliczanie wynagradza nasz trud nowym sprzętem do użycia poza Wrotami Kairos, a także dwoma typami punktów, które możemy wydawać w ramach tego trybu na permanentne wzmocnienia (więcej życia, większe obrażenia, itd.) oraz tymczasowe korzyści (regeneracja życia po walce, większe obrażenia zadawane w stanie krytycznym, itp.). Wciąga to naprawdę mocno, a przy okazji stanowi spore wyzwanie, bo o ile regularne potwory nie są niebezpieczne, o tyle pojawiający się co piątą arenę boss potrafi napsuć sporo krwi.
Za wielką wodą
Tym samym, jeżeli będziecie chcieli zaliczyć wszystko, co Wzburzona fala ma do zaoferowania, wyciągniecie z niej dobrych kilka godzin przyjemnej rozgrywki. Jednak nawet skupiając się wyłącznie na wątku głównym i może kilku zadaniach pobocznych, każdy fan Final Fantasy XVI powinien być więcej niż usatysfakcjonowany. Wzburzona fala to bowiem wszystko to, czym tytuł ten błyszczał w momencie premiery – śliczne, nawet jeśli korytarzowe lokacje, intrygująca historia z kilkoma naprawdę niezłymi motywami i szereg spektakularnych, emocjonujących walk z większymi niż ustawa przewiduje przeciwnikami. Wprawdzie nie obraziłbym się za nieco dłuższą opowieść i więcej otwartych przestrzeni, ale nie zmienia to faktu, że Wzburzona fala stanowi świetne pożegnanie z szesnastym „fajnalem”.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Kup Final Fantasy XVI (PS5)