Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, jak ciężko znaleźć obecnie dobrą grę, w której można większość czasu kryć się w cieniu i unikać przeciwników. Jasne, wiele gier, zwłaszcza RPG-ów, oferuje ścieżkę postaci skupiającej się na skrytej walce, ale to nigdy nie jest to samo, co pełnoprawne skradanki. Zawsze okazuje się, że brakuje dedykowanych mechanik do gry po cichu. Nawet, jeżeli są, okazują się one dużo mniej satysfakcjonujące od innych rozwiązań. Dlatego postanowiłem rozejrzeć się i nieco rozszerzyć swoje horyzonty w poszukiwaniu tytułu, który wypełniłby pustkę w moim sercu. Wybór padł na Hello Neighbor z 2017 roku. Czy to był trafny wybór?
Z takimi sąsiadami wrogów nie trzeba
Założenia gry są jednocześnie intrygujące, jak i niepokojące. Wcielamy się w dziecko, które przez przypadek zauważa, jak jeden z sąsiadów zdaje się zamykać kogoś siłą w swojej piwnicy. Kierowani młodzieńczą ciekawością musimy samodzielnie sprawdzić, co się dzieje i jakie tajemnice skrywają się za drzwiami domu sąsiada. Na plus gry działa fakt, że stajemy naprzeciwko oponentowi, który uczy się na swoich błędach i dostosowuje do naszych metod działania, a poza Alien: Isolation (2014) nie kojarzę innego tytułu, który by zastosował takie rozwiązania.
Niestety, Hello Neighbor to jedna z najgorszych gier, jakie dane mi było uruchomić. Nawet to, co można by postrzegać jako plusy, ostatecznie działa na niekorzyść gry, podkreślając tylko ogrom błędów i dziwnych decyzji twórców. Nie potrafiłem w tej grze znaleźć niczego, co sprawiało by jakąkolwiek przyjemność. Wręcz przeciwnie, każda kolejna chwila spędzona w świecie gry męczyła mnie coraz bardziej. Bez wstydu mówię, że to nie jest gra, którą chciałbym kiedykolwiek doprowadzić do końca. Pozwólcie jednak, że wytłumaczę dlaczego.
Zabierzcie ode mnie tę grę, proszę
Przede wszystkim sama rozgrywka pozbawiona jest jakiejś logiki czy zasad. Nigdy nie wiemy, dlaczego Sąsiad nas zauważył. Nie da się ustalić, co jest skuteczną taktyką, a co nie, ponieważ to, że coś zadziałało raz nie oznacza, że zadziała i ponownie. Brakuje tutaj też jakiegoś rytmu i schematu. Nie można przewidzieć, co przeciwnik zaraz zrobi, bo nie porusza się on w żaden przewidywalny sposób. I jasne, można by argumentować, że to zwiększa immersję gry. Problem jednak w tym, że skutkuje to ciągłą porażką i byciem wykrytym raz za razem z niewiadomych przyczyn.
Na minus zaliczam także decyzję twórców o postawieniu na perspektywę pierwszej osoby i absolutny minimalizm w kwestii interfejsu. Dzięki temu nigdy do końca nie wiemy, co możemy zrobić, co można złapać, co otworzyć. Część z rozwiązań wymaga też nieco skakania rodem z platformówek, a FPP nadaje się do tego raczej kiepsko. Mozolne ustawianie przedmiotów jeden na drugim, by wspiąć się do niedostępnej inaczej strefy tylko po to, by sekundę później spaść przez brak precyzji irytuje. I to jak bardzo irytuje!
Co więcej, poczucie zaszczucia i konieczności chowania się szybko nas opuszcza. Bycie złapanym nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji, a powoduje jedynie rozpoczęcie fragmentu poziomu od początku. Same poziomy zaś składają się z nielogicznych zagadek rodem ze starych przygodówek, gdzie tylko ktoś myślący niesamowicie nieszablonowo jest w stanie wpaść na poprawne rozwiązanie bez zewnętrznej pomocy. Tak naprawdę żeby dokonać jakiegokolwiek postępu w fabule musiałem non-stop sięgać do poradników. Gdybym polegał tylko i wyłącznie na swoich domysłach nie wyszedłbym poza pierwszy etap.
Nie ma nadziei dla sąsiadów
Nawet to, że Sąsiad dostosowuje się do stosowanych przez nas metod sprowadza się do paru dodatkowych przeszkadzajek. Owszem, nieco utrudniają one skradanie się. Niestety, na tym to się kończy i do Alien: Isolation Hello Neighbor nie ma co startować. Ot, Sąsiad zamontuje gdzieś dodatkową pułapkę czy kamerę. Co z tego, skoro czasami ze względu na kulawe AI byłem w stanie przebiec obok niego tak, jakbym nie istniał? Innym zaś razem potrafił mnie dostrzec przez, wydawałoby się, zamknięte drzwi po drugiej stronie domu.
Sam design poziomów mógłby jakoś się wybronić, gdyby współpracował z grą. Fajnie, że do domu można wejść na kilka sposobów, ale każdy z nich jest równie losowy i podatny na nagłe pojawienie się Sąsiada. Nic mi po tym, że mogłem chować się po szafach czy innych zakamarkach, skoro raz to działało, a innym razem już nie. Jakby tego było mało, sam styl graficzny mi się zupełnie nie podoba. Gdyby mnie kto spytał, bez wahania odpowiedziałbym, że gra jest zwyczajnie brzydka. Choć pewnie znajdą się osoby, którym ten styl się spodoba.
Nikomu nie mogę polecić Hello Neighbor
Podsumowując, Hello Neighbor to bardzo ambitna gra z niesamowicie zmarnowanym potencjałem. Wprawdzie im dalej w grę, tym robi się nieco lepiej, choć w tym przypadku “lepiej” to zdecydowanie zbyt mocne słowo. Początek gry robi, co może, aby gracza zniechęcić. Nie tłumaczy sterowania, nie wyjaśnia mechanik, nie pokazuje, co można, a czego nie można. Do tego pierwszy etap jest niesamowicie ciasny, co kończy się resetem co kilka minut. To wszystko połączone z brakiem konsekwencji, licznymi błędami i zerową satysfakcją po rozwiązaniu absurdalnych łamigłówek sprawia, że każda chwila w Hello Neighbor to strata czasu. Już lepiej po raz kolejny odpalić jakąś sprawdzoną skradankę.