Do Hexen: Deathkings of the Dark Citadel zasiadałem kompletnie wypalony jego formułą. Podstawka zawiłością i nie intuicyjnością swoich zagadek wymęczyła mnie przepotwornie, a z racji, że mamy tu do czynienia z dodatkiem (samodzielnym, ale jednak), nie zapowiadało się na to, by cokolwiek miało się pod tym względem zmienić. Wizyta w Wymiarze Umarłych, do którego trafiamy w ramach rozszerzenia po pokonaniu Koraxa, miło mnie jednak zaskoczyła, bowiem choć wciąż całość opiera się na tej samej formule, to w Deathkings of the Dark Citadel nieco ją oszlifowano.
Mroczna Cytadela
Dodatek to przede wszystkim dwadzieścia nowych poziomów (plus sześć map dla trybu sieciowego), podzielonych na trzy, zbierające je do kupy, huby. Nie spodziewajcie się jednak zbyt wielkich zmian względem oryginału. Wizualnie jest dość podobnie, aczkolwiek na plus należy zaliczyć projekt poziomów. Odwiedzane lokacje okazuję się tym razem nieco bardziej czytelne, więc zdecydowanie trudniej jest się w nich zgubić, a i architektonicznie jak najbardziej mogą się podobać. Świetne wrażenie robią przede wszystkim wszelakie katedry, lecz i pozostałe poziomy cieszą chociażby odrobinę mniejszą skalą, przez co wydają się mniej puste i powtarzalne.
Powracają niestety wymagane do pchnięcia historii do przodu zagadki, które ponownie potrafią być diabelnie wręcz nieczytelne. Tyle dobrego, że tym razem większość z nich da się zaliczyć bez notorycznego przeskakiwania między poziomami, a nawet jeśli jest to potrzebne, zostało ograniczone do względnego minimum. Nie oznacza to jednak, że nie da się zaciąć, ba, jest to całkiem łatwe. Chyba godzinę krążyłem po pewnym labiryncie jaskiń, próbując odnaleźć poukrywane na nim maski, a już miejsca, w którym należało je umieścić, chyba nigdy nie domyśliłbym się bez pomocy poradnika. Żal też, że nie pokuszono się o dodatkowych przeciwników czy broni. Wymiar Umarłych aż prosił się o dorzucenie do gry nieumarłych.
Oszlifowana formuła
Finalnie w dodatku bawiłem się jednak zdecydowanie lepiej niż w podstawce, nawet jeśli nadal nie obyło się bez odrobiny frustracji. Sporą w tym zasługą było oczywiście to, że tym razem zdecydowałem się na niższy poziom trudności, co wyeliminowało przede wszystkim konieczność ciągłego martwienia się o amunicję, jednocześnie wciąż stawiając przede mną pewne wyzwanie. Nie obyło się też bez kilku pomniejszych błędów, ale koniec końców nieco mniej upierdliwe zagadki i sensowniejszy projekt poziomów sprawiły, przy Hexen: Deathkings of the Dark Citadel bawiłem się całkiem nieźle, aczkolwiek nie na tyle, by tytuł ten mógł usunąć z piedestału Heretica.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!