Syzyfowa praca
Skoro mowa o rzeczach trudnych to muszę powiedzieć, że Iris and the Giant do najłatwiejszych tytułów nie należy. Co prawda Einstein ze mnie żaden, ale zazwyczaj nie mam problemu z rozwiązywaniem zagadek czy kojarzeniem faktów w grach. Tutaj musiałem się nieźle napocić, żeby ukończyć Ścieżkę Olbrzyma na „normalu”. Ścieżkę Przewoźnika natomiast przeszedłem tylko na trybie łatwym. Na cięższą sesję prowadzącą do zwycięstwa zwyczajnie zabrakło mi czasu. Gdybym miał go więcej, na pewno zbadał bym bardziej tryb Koszmaru, który odblokowałem po pierwszym owocnym finiszu. Na razie spróbowałem go raz i dla lubiących wyzwania jest on wisienką na torcie.
Podsumowując, Iris and the Giant najprostsze nie jest. Wiadomo, że każdy podchodzi do tematu poziomu trudności na swój sposób, więc nie musicie sugerować się tym, co napisałem. Mam tylko nadzieję, że powyższy akapit dał wam ogólny obraz sytuacji.
Roguelitowe elementy Iris and the Giant
Oczywiście, nie taki gigant straszny, jak go maluję. Twórca produkcji wprowadził kilka systemów skutecznie pomagających w dotarciu do mety. Jedną z takich mechanik są wspomnienia. Za każde znalezione wspomnienie dostajemy jeden punkt, który możemy wydać na moc skutecznie wspomagającą masz zdolności. Wyborów nie brakuje i myślę, że każdy znajdzie zadowalającą kombinację. Oprócz tego raz na jakiś czas odkryjemy przyjaciela, który chętnie nas wspomoże swoją umiejętnością, jeśli tylko wykonamy dodatkowe zadanie. Najczęściej polega ono na wejściu na odpowiedni poziom bez użycia określonego rodzaju kart. Zarówno wspomnienia, jak i towarzysze zostają z nami na stałe.
Podczas prób zbieramy także dwa rodzaje zasobów. Za pokonywanie wrogów dostajemy gwiazdy, dzięki którym wzmacniamy talię, rękę oraz zdrowie Iris. Kryształy natomiast pozwalają na dobranie dodatkowych kart. Pokonanie bossa lub potężnego wroga daje dostęp do magicznych przedmiotów, które w różny sposób modyfikują karty. Ponownie, opcji i kombinacji nie brakuje, tyle tylko, że po przegranej wszystkie w ten sposób zdobyte bonusy tracimy.
Baśniowa kraina
Świat w głowie Iris jest przepiękny. Stylizacja przywodzi na myśl dziecięce ilustracje pokolorowane świecowymi kredkami. Potwory bazujące na greckiej mitologii świetnie zgrywają się z otaczającą plac boju architekturą. Przyczepię się natomiast do dźwięków, które nie idą w parze z grafiką i brakuje im mocy. Być może był to zabieg celowy, ale nie do końca trafił w moje gusta. Kłuł mnie również w oczy brak animacji głównej bohaterki. Jej każdy atak to po prostu rzut kartą. Szkoda, że w tej kwestii zabrakło finezji, choć jest to raczej mały problem i nie przeszkadza w odbiorze całości. Muzyka towarzysząca naszym zmaganiom jest przyjemna, ale nie zostanie w mojej pamięci na długo.
Największą bolączkę sprawiało mi poruszanie się po menu. W związku z tym, że przełączania między opcjami nie sygnalizuje żaden dźwięk, miałem sytuacje, w których niechcący startowałem nowe podejście, zamiast kontynuować poprzednie. Zanim nauczyłem się sprawdzać kilka razy, gdzie obecnie znajduje się podświetlona opcja, zdarzyło się to kilkukrotnie. To też nie jest duża wada, tylko coś, co niezmiernie mnie irytowało. W czasie kilkudziesięciu godzin spędzanych z grą nie napotkałem żadnych bugów, co zawsze zasługuje na pochwałę.
Dajcie szansę Iris and the Giant
Projekt Pana Louisa Rigauda zdecydowanie zasługuje na uwagę. Krótka historia z ważnym przesłaniem potrafi wzruszyć. Pięknie zaprojektowany świat i doskonale wpasowani w niego antagoniści cieszą oko na każdym kroku. Ogrom systemów dobrze ze sobą współpracujących pozwala na głęboką i ciekawą rozgrywkę. Jedyne co tak naprawdę może od produkcji odrzucić to spora dawka, nawet jak na roguelita, losowości. Jeżeli jesteście entuzjastami solowych doświadczeń, które wiedzą, co chcą przekazać oraz mechanika karcianki wam nie przeszkadza, koniecznie dajcie szansę Iris and the Giant, bo drugiej takiej przygody nie znajdziecie.
Gameplay
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.