Piękne to były czasy, kiedy po kontynuacjach nawet największych hitów nie wiadomo było, czego należy się spodziewać. Dig Dug II wprawdzie nie jest jakimś olbrzymim odstępstwem od formuły oryginału, ale wciąż, kiedy spojrzeć na zapis rozgrywki lub zdjęcia, można by pomyśleć, że jest to kompletnie niezależna produkcja. Namco porzuciło bowiem podziemne tunele na rzecz “tropikalnych” wysp. Zresztą to właśnie dlatego w Stanach Zjednoczonych Dig Dug II otrzymał dodatkowo podtytuł Trouble in Paradise.
Pompowałby
Cel rozgrywki pozostaje mimo wszystko identyczny – samotnie lub z drugim graczem wymordować wszystkich szwędających się po widzianej z góry planszy przeciwników. Tych, podobnie jak w oryginale, mamy dwa rodzaje. Pierwszym są Pooki o krągłych, pomarańczowych ciałkach i wielkich oczach, których dotyk jest dla nas śmiertelny. Drugi natomiast stanowią Fygary, czyli w zasadzie smoki, które dodatkowo potrafią zionąć ogniem. Nie są może zbyt sprytni, ale w zależności od ich liczebności i kształtu mapy, mogą dość szybko zagonić nas w kozi róg.
Do walki z nimi otrzymujemy znaną pierwowzoru pompkę, przy pomocy której możemy pompować ich tak długo, aż wybuchną. Powraca również wiertło, aczkolwiek teraz służy ono nie do kopania tuneli, a do tworzenia pęknięć w konkretnych miejscach. Te nie tylko utrudniają przeciwnikom dotarcie do nas, ale dodatkowo, kiedy ich dwa krańce dotrą do krawędzi wyspy, sprawią, że jej fragment osunie się do wody, zabierając w jej otchłanie wszystkich, wliczając w to nas. Pozwala to na szybkie eliminowanie dużych grup przeciwników, ale jest też zdecydowanie trudniejsze, więc jeżeli nie zależy Wam na dodatkowych punktach, szybciej zaprzyjaźnicie się z pompką.
Niby długość ważna, ale…
To w zasadzie wszystko, co Dig Dug II ma do zaoferowania pod względem mechaniki. Warto natomiast wspomnieć, że wersja przeznaczona na NES-a została rozbudowana względem edycji automatowej o dodatkowych czterdzieści poziomów. Zostało to natomiast wykonane nieco po macoszemu i wyraźnie czuć nagły spadek poziomu trudności, który następuje po ukończeniu pierwotnego ostatniego, 32. poziomu. Wyspy ponownie stają się zdecydowanie bardziej rozległe, pozwalając na większą swobodę niż finałowe klitki znane z automatów, aczkolwiek pod sam koniec gry twórcy nieco bawią się konwencją i układami plansz. Wciąż jednak to produkcja raczej przystępna, choć nie banalnie prosta. Łatwo dać się zagonić w kozi róg, a niekiedy ślamazarne ruchy bohatera potrafią kosztować nas życie.
Kłopoty w raju
Dig Dug II nie podbił serc ówczesnych graczy, ale w żadnym razie nie jest to zła gra. To przyjemny tytuł, potrafiący wciągnąć na krótkie chwile swoją rozgrywką, nawet jeśli na dłuższą metę może być on wtórny. O oprawie nie wspominałem, bo i w zasadzie nie ma nad czym się rozwodzić. Grafika jest czytelna, muzyka istnieje, aczkolwiek dość szybko zastąpiłem ją sobie podcastami. Wiele ich wprawdzie nie przesłuchacie, bo to krótka produkcja (w szczególności, jeżeli gracie na Switchu i używacie cofania czasu), ale to i tak lepsza opcja niż słuchanie popiskującej ścieżki dźwiękowej. Gra się po prostu przyjemniej.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!