Kącik Retro: Dodge 'Em (A2600). Dobry pomysł rozbity na technikaliach

Dodge - grafika główna

W prostocie często można znaleźć zaklęte piękno. Idealnym tego dowodem jest chociażby Adventure, które pomimo ubogiej mechaniki i prowizorycznej oprawy graficznej potrafiło oczarować tym, co udało się osiągnąć Warrenowi Robinettowi. Nie jest to jednak coś, co sprawdza się w przypadku każdej gry. Prostota czasem z perspektywy lat okazuje się prymitywizmem, nawet wtedy, kiedy pod uwagę weźmie się technologiczne ograniczenia. Może moje odczucia względem Dodge ‘Em byłyby inne, gdybym zagrał w nie przed Adventure. Może, ale w obecnej sytuacji tytuł ten uważam zwyczajnie za słaby.

Gnaj i omijaj

Czuję wyrzuty sumienia, pisząc te słowa. Wiem, że sam pomysł jest u podstaw całkiem niezły i wierzę, że w 1980 roku Dodge ‘Em faktycznie mogło budzić masę emocji, a i gdyby przekuć go na współczesną produkcję, wzbogacając przy okazji o kilka dodatkowych mechanik, mogłoby wyjść z tego coś naprawdę przyjemnego. Twórczyni (grę zaprogramowała Carla Meninsky, o czym warto wspomnieć, bo Atari miało w tamtych latach zasadę niepodpisywania twórców swoich gier) sadza nas bowiem za kierownicą automobilu wyrwanego żywcem z początków XX wieku (przynajmniej według okładki gry), który już chwilę popędzi po składającym się z czterech pasów torze naprzeciw naszego rywala. Dosłownie, bo celem nie jest dojechanie do mety jako pierwszym, a zebranie wszystkich rozrzuconych na trasie kropek, w międzyczasie bacząc na to, by nie pójść na czołówkę z pędzącym w przeciwnym kierunku rywalem.

Dodge - ekran 5
Wizualnym przepychem nazwać tego nie można.

Pomysł prosty, ale mimo wszystko angażujący i zmuszający do bezustannego przerzucania swojej uwagi z siebie na przeciwnika. Pas ruchu możemy zmienić wyłącznie w czterech punktach, ale zrobić może to również nasz oponent, który z uporem maniaka dążyć będzie do spowodowania kraksy. Psikus polega na tym, że o ile on za jednym razem może przesunąć się zaledwie o jeden pas, my spokojnie przeskoczyć możemy o dwa. Wyjątkiem jest moment, w którym używamy przyśpieszenia, wtedy możliwości manewrowe nasze i przeciwnika zostają zrównane. Jest to zatem swego rodzaju zabawa w kotka i myszkę, w której chwilowe zagapienie się może kosztować nas życie. Nieco ciekawiej robi się po dotarciu na trzeci poziom, kiedy to na arenę wjeżdża dodatkowy przeciwnik.

Dżojstik cudem niezłamany

Przyznam, że dynamika rozgrywki naprawdę wciąga i potrafi wywołać „syndrom jeszcze jednej tury”. Całość rozbija się jednak na szczegółach, które sprawiają, że na dłuższą metę Dodge ‘Em jest nie tylko nudne, ale też wręcz frustrujące. Układ toru nigdy się nie zmienia, więc niezależnie od tego, jak daleko zajedziemy, wciąż oglądać będziemy ten sam ekran tyle tylko, że z nieznacznie podkręconymi zdolnościami przeciwników. Co gorsza, sterowanie jest absolutnie koszmarne i średnio responsywne. Dodatkowym problemem jest natomiast sam kontroler. Dżojstik do Atari 2600 stanowi w zasadzie antytezę precyzji, więc jakiekolwiek szybkie manewry są zwyczajnie męczące i niewygodne. Nieco lepiej wypada to, kiedy gra się na klawiaturze (sprawdziłem również, jak gra się na emulatorze), ale wciąż sterowanie w Dodge ‘Em to raczej niewypał.

Dodge - ekran 2

Dobry pomysł rozbity na technikaliach

To niestety tytuł, który po 43 latach od premiery należy traktować wyłącznie w ramach ciekawostki. Można odpalić, sprawdzić przez kilka minut, z czym to się je, ale kompletnie nie widzę powodu, by później ktokolwiek zechciał do niego wracać. Dodge ‘Em to nie Missile Command czy Pac-Man, więc choć w 1980 roku faktycznie mogła to być angażująca produkcja, dzisiaj na tle innych kultowych produkcji z tamtego okresu widać jak na dłoni, że zestarzała się po prostu źle. Najgorsze jest to, że gdyby sterowanie było bardziej precyzyjne, to tekst mógłbym spokojnie zakończyć rekomendacją, a tak? Cóż…


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top