Bardzo miłą praktyką w epoce shareware było wzbogacanie przez twórców oryginalnych wersji gier o dodatkowe poziomy z okazji premier edycji sklepowych, jak było to chociażby z Doomem i wydanym dwa lata później The Ultimate DOOM. Dość ciekawym przypadkiem jest natomiast Heretic, bo jeżeli zagrywaliście się w niego w latach 90., to istnieje olbrzymia szansa, że to właśnie ta pełniejsza edycja z podtytułem Shadow of the Serpent Riders znalazła się na Waszych dyskach. Była to bowiem pierwsza oficjalna wersja gry wydana na rynku europejskim. Co ciekawe, nawet jeśli byliście posiadaczami edycji shareware, Raven Software okazało się na tyle miłe, że pozwoliło graczom na pobranie darmowej aktualizacji, zamieniającej Heretica w Heretic: Shadow of the Serpent Riders.
Podróż w nieznane
Rozszerzenie wprowadza dwa dodatkowe epizody – The Ossuary i The Stagnant Domesne – kontynuujące historię elfa-heretyka po tym, jak pokonał D’Sparila i wyruszył w poszukiwaniu drogi powrotnej do domu. Dodatek zabiera nas w podróż po krainie zniszczonej dawno temu przez czarownika, a także do miejsca jego urodzenia, lecz o tym dowiedzieć będziecie się musieli z instrukcji lub z internetu. Gra nadal traktuje fabułę mocno po macoszemu, a i same lokacje na dobrą sprawę nie różnią się zbyt mocno wizualnie od tego, co można było zobaczyć w podstawce.
Czuć natomiast, że jest to tytuł przeznaczony dla weteranów Heretica. Choć brak tu nowych przeciwników czy broni, rzucani są oni nas już od początku w ilościach hurtowych, zmuszając do szybkiego zaadaptowania się i odnalezienia bardziej wydajnych pukawek. Mnóstwo tu przy okazji wszelakiego rodzaju pułapek, więc nie zdziwcie się, kiedy po podniesieniu jakiegoś przedmiotu bądź przełączeniu przełącznika, ściany dookoła Was nagle runą, wypuszczając na Was hordę krwiożerczych potworów. Problem w tym, że dzieje się to na tyle często, że dość szybko powszednieje i zaczyna tak naprawdę irytować, zamiast pompować do krwi adrenalinę.
Lizanie ścian
Przyznam, że o ile oryginalny Heretic mi się podobał, o tyle moje odczucia, co do Shadow of the Serpent Riders są raczej negatywne. Wspomniane wyżej pułapki mógłbym jeszcze jakoś przeżyć, bo walka mimo wszystko wciąż sprawia mnóstwo frajdy, ale absolutnie przeboleć nie potrafię konstrukcji poziomów. Już pierwowzór potrafił zmęczyć swoją „labiryntowością” i niekiedy mało czytelnym otwieraniem nowych ścieżek. Dodatek natomiast jest pod tym względem absolutnie koszmarny, nie tylko zmuszając do błądzenia po labiryncie korytarzy, ale dodatkowo notorycznie ukrywając również dalszą drogę za tajnymi przejściami. W efekcie często musimy obchodzić pomieszczenia dookoła i klikać po ścianach z nadzieją, że te okażą się ukrytymi ścieżkami lub okażą się wyłącznie iluzją, przez którą można po prostu przejść.
Trudniejszy i bardziej pokręcony
Toteż frajda ze strzelania zostaje w Heretic: Shadow of the Serpent Riders skutecznie przykryta przez upierdliwą eksplorację. O tyle dobrze, że sięgając po Heretica, dostaje się owo rozszerzenie w pakiecie, więc równie dobrze można je z marszu sprawdzić, ale uważam też, że nic się nie stanie, jeżeli swoją przygodę z grą skończycie na trzech oryginalnych epizodach. Te z Shadow of the Serpent Riders bowiem odczuwalnie odstają od poziomu pierwowzoru, nie dodając w zasadzie żadnych nowości, a sam osobiście nie mogłem się już doczekać, aż dotrę do końca i będę mógł z czystym sumieniem odłożyć grę na wirtualną półkę.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!