Kącik Retro: Soldier of Fortune (PC). Fortuna kontrowersją się toczy

Gra dostępna na:
PC
PS2
DC
Soldier of Fortune - grafika główna

O Soldier of Fortune słyszałem legendy. Głównie tyczyły się – jak to zazwyczaj bywało w tamtych czasach – ekstremalnie brutalnej rozgrywki, pozwalającej na dosłowne rozczłonkowywanie przeciwników oraz ich zwłok. Poza tym jednak moja wiedza o grze Raven Software była raczej znikoma. Prawdopodobnie zapisy rozgrywki przewinęły się przed moimi oczami to tu, to tam, lecz koniec końców przez lata nie wiedziałem dokładnie, o czym ta gra tak naprawdę jest. Przywodziła mi jedynie na myśl takie tytuły, jak Kingpin (w którego, co ciekawe, również nigdy nie grałem) lub Max Payne. Grę w końcu jednak nadrobiłem i, jak się okazało, poza charakterystyczną dla ówczesnych produkcji estetyką nie ma ona z nimi absolutnie nic wspólnego.

Wąs, który niejednym terrorystą trząsł

Soldier of Fortune to bowiem militarna strzelanka, w której jako John Mullins, najemnik związany z organizacją The Agency, zostajemy zwerbowani, by rozprawić się z zagrażającą światu jednostką terrorystyczną. Jest to o tyle ważne, że w jej ręce „wpadły” głowice nuklearne, co – nie uwierzycie – może doprowadzić do raczej niezbyt przyjemnej sytuacji. Nie ma się co oszukiwać, nie jest to fabularny majstersztyk, ale opowieść mimo wszystko poprowadzona jest całkiem zgrabnie, obfitując w zwroty akcji i rozbijając nieustanną sieczkę spokojniejszymi momentami wewnątrz tajnej siedziby The Agency. Dużo ciekawsza jest jednak geneza samej gry, bo John Mullins rzeczywiście istnieje i dzielił się ze studiem swoją ekspertyzą wyniesioną z amerykańskiej armii, a w dodatku „Soldier of Fortune” to magazyn poświęcony tematyce wojennej, ukazujący się na rynku od drugiej połowy lat 70.

Soldier of Fortune - gangsterzy
Wcale a wcale nie rzucają się w oczy.

Międzynarodowa rzeźnia

Dla samej gry najważniejsza jest jednak oczywiście rozgrywka, a ta okazuje się nadzwyczaj przyjemną nawet pomimo dość leciwego wieku. Warto przy tym nadmienić, że Soldier of Fortune nie jest w żadnym razie zbyt skomplikowaną produkcją. Etapy – choć zróżnicowane, bo zabierające nas do m.in. Syberii, Kosowa, Iraku czy Nowego Jorku – prowadzą gracza jak po sznurku, jedynie od czasu do czasu odrobinkę otwierając się lub wymuszając odnalezienie sposobu na otwarcie sobie dalszej drogi. Cele misji ograniczają się dodatkowo wyłącznie do przerżnięcia się przez przeciwników przy użyciu kilku dostępnych pukawek i dotarcie do końca poziomu, zatem zapomnieć możecie o sekcjach snajperskich lub skradanych (aczkolwiek zalążek tej mechaniki istnieje w postaci miernika wytwarzanego przez nas hałasu).

Obecnie byłby to spory problem, ale w 2000 roku rynek pierwszoosobowych strzelanek wyglądał zgoła inaczej. Zresztą, jakie to ma tak naprawdę znaczenie, skoro sama walka jest na tyle przyjemna, że trudno jest się przez tych parę godzin znudzić? Broń podczas wystrzału nagradza nas soczystymi odgłosami. Przeciwnicy żywo reagują na nasze poczynania, próbując unikać naszych kul i zataczając się lub kuląc z bólu, kiedy im się to nie uda. Kończyny dzięki podzieleniu ich ciał na 26 stref latają po całej mapie, a oglądanie, jak celny wystrzał ze strzelby zmiata wrogom głowy z karków, każdorazowo sprawia masę sadystycznej frajdy. Co ciekawe, jeżeli nie w smak Wam słuchanie rozdzierających okrzyków bólu (serio, nawet po latach audio robi wrażenie) i preferujecie bardziej pacyfistyczne podejście, to teoretycznie jest to możliwe, po prostu wystrzeliwując im broń z dłoni.

Soldier of Fortune - masakra
Estetyka gier z tamtych lat ma w sobie masę uroku.

Prosto, ale przyjemnie

Soldier of Fortune raczej nie usatysfakcjonuje natomiast graczy, poszukujących w grach wyzwania. To zaskakująco łatwa produkcja, której ukończenie ani na moment nie wywoła w Was żądzy wyrzucenia przez okno monitora. Apteczki i kamizelki kuloodporne rozsiane są gęsto, przeciwnicy raczej nie wygraliby zawodów strzeleckich, a sporadyczni bossowie wyglądają na groźniejszych, niż są w rzeczywistości. Jedynym utrudnieniem jest tak naprawdę ograniczona liczba zapisów, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by ograniczenie to wyłączyć przed rozpoczęciem kampanii. Mowa tu oczywiście o normalnym poziomie trudności, zatem jeśli chcecie się nieco bardziej pomęczyć, wystartujcie od razu na wyższym.

Pod względem technicznym tytuł ten zestarzał się zaskakująco dobrze. Zdecydowanie nie jest to wizualny cukiereczek, ale oprawa jak najbardziej ma swój urok, niejako podbudowując stylem graficznym klimat wszystkich tych odwiedzanych miejsc, gdzieś na uboczu cywilizacji. Tajna baza na Syberii, opustoszałe stragany w Iraku czy ciemne zaułki Nowego Jorku – wszystko to przyjemnie ze sobą współgra, nawet jeśli straszy kanciastymi modelami i ubogimi teksturami. Zero zarzutów mam również do kultury działania na obecnych komputerach. Soldier of Fortune śmiga w zasadzie perfekcyjnie, choć bazowo wspiera wyłącznie rozdzielczości 4:3, ale to – jak zazwyczaj w przypadku starszych produkcji – naprawić można, poszukując w sieci modyfikacji, stworzonych przez fanów.

Soldier of Fortune - chłop

Fortuna kontrowersją się toczy

Przyznam, że nie spodziewałem się, że w Soldier of Fortune bawić będę się równie dobrze. Jasne, nie było to żadne growe objawienie, ale reputacja kolejnych odsłon serii i popadnięcie jej samej w zapomnienie kazało mi sądzić, że może wcale nie był to aż tak dobry tytuł, a na językach graczy utrzymywała go wówczas wyłącznie brutalność (da się ją wyłączyć, co ciekawe). Okazuje się jednak, że nawet po latach Soldier of Fortune potrafi dostarczyć sporo zabawy, choć jedynie graczom singlowym. Serwery trybu wieloosobowego świecą pustkami, zatem, aby go sprawdzić, należy albo zebrać ekipę, albo odpalić rozgrywkę z botami. Drugie, łatwiejsze z tych rozwiązań szybko się jednak nudzi. Szkoda, ale mimo wszystko czasu spędzone z singlem absolutnie nie żałuję, ba, pluję sobie w brodę, że po Soldier of Fortune sięgnąłem dopiero teraz.

Jeżeli nadal nie jesteście przekonani, to koniecznie posłuchajcie recenzji Soldier of Fortune w TrójKast Retro #007 – Nowe zasady.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Kup Soldier of Fortune (PC)

Reklama produktu w GOG.com

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top