Overcooked i Moving Out goszczą na ekranie naszego domowego telewizora bardzo często. Oba tytuły to idealna kanapowa rozrywka dla kilku osób. Czy to wieczór z rodziną, czy kilka minut pomiędzy codziennymi obowiązkami. Oczywiście samemu też można grać, ale traci się ten wyjątkowy element rozgrywki wyróżniający obie produkcje czyli współpracę z innymi. Miałem nadzieję, że Lumberhill stworzony przez studia 2BIGo oraz ARP Games dołączy do tej listy.
Dzielni drwale
Graczy szukających fabuły w Lumberhill muszę rozczarować. Najwyraźniej bycie specjalistą od ścinania drzew powinno być nagrodą samą w sobie. Fajnie by było mieć jakiś motor napędowy, który popychałby do wykonywania zadań. Z drugiej strony w grach kanapowych chodzi o współpracę, a nie wyższy cel wymyślony na poczekaniu. Nie jest jednak tak, że gramy po to, żeby grać. Za ukończenie planszy dostajemy gwiazdki oraz siekiery, dzięki którym odblokowują się nowe stroje oraz dodatkowe etapy.
Pięć oblicz Lumberhill
Podczas naszej przygody odwiedziny pięć światów. Na duży plus zasługuje ich różnorodności. Zaczynamy od zwykłego lasu i przez azjatyckie gospodarstwo przenosimy się do czasów dinozaurów. Wszystkich plansz jest około pięćdziesięciu. Twórcy postarali się, żeby i te nie wiały nudą. Szkoda tylko, że w przypadku zadań nie wykazali się finezją. Cała rozgrywka sprowadza się do dwóch rzeczy. Albo ścinamy drzewa i zanosimy pnie do tartaku, albo zaganiamy zwierzęta do zagrody.
Brak współpracy
Największą zaletą gier takich jak Lumberhill jest właśnie współpraca. Szkoda, że tutaj tego elementu brakuje. Oczywiście można się dogadać: jedna osoba tnie drewno, a druga zagania zwierzaki, ale to nie do końca tak powinno być. W takich produkcjach liczy się stworzenie dobrej taśmy produkcyjnej (patrz Overcooked) lub zebranie kilku graczy przy jednym celu (patrz Moving Out). Grając w Lumberhill, miałem wrażenie, że każdy robi swoje i tyle. Podobne odczucia miały osoby, które siedziały obok mnie na kanapie. Zresztą po kilku planszach się znudziły i musiałem dokończyć tytuł sam. Zauważyłem też, że ilość punktów do zdobycia nie zależy od ilości graczy. Samemu jest o wiele trudniej zdobyć maksymalną ilość gwiazdek niż w kilka osób. Ja jestem zwolennikiem skalowania, ale nie każdemu coś takiego będzie przeszkadzało. Nawet to, że przy większej ilości graczy poszczególne zadania wymagają dostarczenia kilku dodatkowych sztuk do celu, nie wpływa zbytnio na wynik.
Monotonia Lumberhill
Jednym z większych minusów całej rozgrywki jest robienie w kółko tego samego. Po przejściu jednego czy dwóch etapów często robiłem sobie długie przerwy. Zazwyczaj staram się ukończyć każdy poziom z maksymalnym wynikiem. Tutaj wystarczyło mi tyle gwiazdek, ile zdobywałem za pierwszym podejściem. Ewentualnie powtarzałem najprostsze, żeby uzyskać dostęp do wszystkich plansz. Kolejnym złym wyborem jest brak kary za brak wykonywania zadania. Czasem po prostu bardziej opłacało się stać w jednym miejscu i ścinać drzewa, niż męczyć się z czymś innym. Problem ten uwypuklały dodatkowe przeszkadzajki. Zamiast skakać przez wodę, którą wystarczyło dotknąć sznurówką, żeby czyhający w niej dinozaur mnie schrupał, trzymałem się jednego miejsca na mapie, a i tak ukończyłem poziom. Już nie wspomnę o małpach rzucających w nas przedmiotami wszelakimi. Ich celność powinna zakwalifikować tych człekokształtnych łobuzów do strzelców wyborowych.
Koszmarne sterowanie
Największą minusem Lumberhill jest sterowanie. Przyciski są bardzo nieintuicyjne i bardzo długo zajęło mi przestawienie się na inne rozłożenie ich funkcji. Szkoda, że nie ma możliwości zmiany przyciskologii. Skakanie nie zawsze działa tak jak powinno. Często miałem wrażenie, że postać powinna skoczyć, a zamiast tego wpadałem w przepaść. Myślałem, że to może wina JoyConów, więc spróbowałem na dwóch różnych padach i efekt był niestety taki sam. Zrobiłem nawet rozeznanie wśród innych recenzji i nie tylko ja uważam, że sterowanie jest słabą stroną produkcji.
Stracony potencjał Lumberhill
Bardzo chciałem polubić tytuł stworzony przez 2BIGo oi ARP Games, ale niestety jest tu za dużo niedociągnięć. Szkoda, bo samej zawartości jest dużo: kilkadziesiąt zróżnicowanych plansz, tryb PvP oraz możliwość grania po sieci. Niestety w trybie PvP przewagę ma zawsze osoba przeszkadzająca, a rozgrywki sieciowej nie sposób znaleźć. Gdy gra się w trybie handheldowym, często nie wiemy co się dzieje na ekranie. Powodem jest okropny chaos skradający się niepostrzeżenie oraz paleta kolorów zlewająca wszystko w jeden nieładny obrazek. Sam fakt tego, że przy próbie grania w kilka osób zabawa gdzieś pryska po jednej planszy. Zamiast inwestować w Lumberhill, polecam wrócić do klasyków takich jak Overcooked, Moving Out czy chociażby Tools Up.