Moja przygoda z automatami może i nie była tak imponująca, jak u innych — w moim rodzinnym mieście, salonów z prawdziwego zdarzenia nie było — ale mam z nimi sporo miłych wspomnień. Te najczęściej dotyczą wyjazdów wakacyjnych z rodziną czy kolonii. Nie mniej, miałem okazję zagrać w wiele tytułów: Cadillacs and Dinosaur, The Punisher, kilka odsłon Metal Slug, Tekken Tag Tournament — na silniku trójki, Street Fighter EX i wiele innych. Zawsze więc cieszę się, gdy na rynek zostaje wypuszczona kolejna paczka gier z tych maszyn. Marvel vs. Capcom Fighting Collection: Arcade Classics to ciekawa mieszanka, gdzie niektórych może dziwić występ „bohatera” z czaszką na piersi. Spędziłem trochę czasu z tym zestawem i zaraz Wam o nim co nieco opowiem.
Pełna zawartość Marvel vs. Capcom Fighting Collection: Arcade Classics
Nie jedna, nie dwie, a aż siedem klasycznych produkcji. Wszystkie to standardowe bijatyki, oprócz przygód Francisa „Franka” Castle’a, gdzie mamy do czynienia z beat’em up’em. Warto podkreślić, że wszystkie pozycje możemy uruchomić zarówno w wersji japońskiej, jak i amerykańskiej. Wspominam o tym, gdyż w zależności od regionu mamy pewne różnice. Te skupione są na balansie postaci, cenzurze, a także zmianach technicznych. Nieco prostsze są gry z USA, zaś więcej brutalności znajdziecie w Kraju Wschodzącego Słońca
- The Punisher (Wydana w 1994)
- X-Men: Children of the Atom (Wydana w 1995)
- Marvel Super Heroes (Wydana w 1995)
- X-Men vs. Street Fighter (Wydana w 1996)
- Marvel Super Heroes vs. Street Fighter (Wydana w 1997)
- Marvel vs. Capcom: Clash of Super Heroes (Wydana w 1998)
- Marvel vs. Capcom 2: New Age of Heroes (Wydana w 2000)
Zero litości
Jeżeli planujecie zaopatrzyć się w tę kolekcję, to musicie brać pod uwagę poziom trudności zawartych w niej gier. O ile taki Punisher będzie niczym kaszka z mleczkiem — możemy wrzucać żetony w nieskończoność, tak reszta produkcji nie będzie miała dla Was litości. Trzeba pamiętać, że wszystkie tytuły były stworzone pod automaty, które musiały zarabiać. Spodziewajcie się więc, że przeciwnicy będą przewidywali nadchodzące ataki i bez trudu zablokują większość z nich. Dobitnie się o tym przekonałem już przy pierwszym starciu w X-Men: Children of the Atom. Oponent wykonywał gardę milisekundy po tym, jak sam wyprowadzałem jakiś cios. Problem w tym, że stałem na drugim końcu areny, a on i tak stosował blok, chociaż nic nie miało prawa do trafić. Czy to oznacza, że SI trochę oszukuje?
Nawet nie trochę, ale bardzo. Może nie przez cały czas trwania pojedynku, ale przez jego większość już tak. Co to oznacza? Małe pole do błędu. Trzeba się nastawić, że walki są po prostu trudne i należy dobrze poznać zarówno wachlarz ciosów wybranej przez siebie postaci, jak i przeciwnika. Podobnie jak na automatach, trzeba sporo obserwować i uczyć się zachowań persony, z którą walczymy. Cierpliwość i chęć do nauki będą tutaj niezbędne, aby móc czerpać radość z zawartych w kolekcji produkcji. Z pomocą przychodzi tutaj system treningowy, gdzie nie tylko przyswoicie wszystkie combosy, ale dowiecie się też jak wyglądają dane hitboxy postaci oraz jakie obrażenia zadają konkretne sekwencje ataków. W tym samym miejscu możecie też określić zachowanie SI, aby po podstawach przejść do faktycznego sparingu.
Pewne ułatwienia w Marvel vs. Capcom Fighting Collection
Tego typu zestawy gier zawsze mają pewne opcje, które choć trochę złagodzą pierwsze porażki. Oprócz wspomnianego trybu treningowego, mamy jeszcze oryginalne instrukcje do wszystkich tytułów, wybór wersji, gdzie często te z USA bywają lekko łatwiejsze, a także system szybkiego zapisu. Ostatni element wydaje się wręcz zbawienny, bo nie chcąc tracić danych osiągnięć w danej sesji, możemy z niego skorzystać i wrócić do tego samego momentu przy kolejnym uruchomieniu. Jest jednak pewien haczyk. Nie wiem, czy to celowe działanie, czy jakieś ograniczenie systemowe kolekcji, ale taki zapis jest jeden – jeden na wszystkie produkcje.
Jeżeli więc gramy w Marvel Super Heroes vs. Street Fighter i został nam ostatni przeciwnik w tabeli, ale mamy ochotę na przykład na The Punisher, to robimy save i tyle. Problem się pojawia, kiedy w drugiej pozycji też chcielibyśmy taki punkt powrotu do zabawy stworzyć. Obecnie jest to po prostu niemożliwe. Dziwi mnie ta decyzja, biorąc pod uwagę, że całość na pewno działa na jakiejś formie emulacji, więc liczba save state’ów nie powinna być ograniczona. Trzeba więc rozsądnie korzystać z tej funkcji, aby przypadkiem nie nadpisać zapisu z innej gry. Warto wspomnieć, że o ile same tytuły są w oryginalnych wersjach językowych, tak całe menu doczekało się polonizacji. Niby mała rzecz, a cieszy.
Marvel vs. Capcom Fighting Collection: Arcade Classics to nie tylko offline
Kwestia poziomu trudności i rywalizacji z nieco oszukańczą SI kompletnie znika w momencie, gdy przejdziemy do trybu sieciowego lub lokalnego. Tak moi drodzy, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zagrać z kimś po sieci lub na jednej kanapie. Tutaj Capcom zadbał, aby ten aspekt społeczny został zachowany. O ile z kimś obok zagracie we wszystkie produkcje, tak typowy online z jakiegoś powodu wyklucza Punishera. Możliwe, że przez brak współzawodnictwa, bo można wybrać ten tytuł w wyścigu o najlepszy wynik na świecie. Decydując się na multiplayer, nie musicie się obawiać sztucznych zachowań oponenta, a jedynie jego umiejętności. Osobiście polecam, bo raptem raz czy dwa miałem problemy z łącznością.
Szalenie miło było się z kimś zmierzyć i choć najczęściej dostawałem bęcki, to jednak czułem, że były one zasłużone. Ktoś posiada odpowiedni skill, aby mnie pokonać, a nie zbiór skryptów reagujących szybciej niż człowiek. Nie oznacza to, że w sieci są tylko sami mistrzowie. Trafiłem też na równych sobie i pojedynki były bardzo wyrównane. Nie ma też co się bać porażki, bo z każdego pojedynku można wyciągnąć lekcje. Kiedy jednak uda się wygrać, to radość jest dziesięć razy większa. Przejście zwykłego trybu offline nie daje takiego pozytywnego kopa. Powoli rozglądam się za Arcade Stickiem, Capcom obwiniam Was za to!
Dodatkowa zawartość
Dla fanów materiałów typu ilustracje, szkice, artbooki, muzyka i tym podobne, mam dobrą wiadomość. W Marvel vs. Capcom Fighting Collection: Arcade Classics znajdziecie wszystkie te elementy. Wczesne prace dotyczące danych postaci, tapety, prace artystyczne i pełen soundtrack. Dosłownie wszystko, czego fan retro gier może zapragnąć. W kilka chwil możecie odsłuchać ulubiony utwór, podziwiać dzieła grafików czy poznać detale i szczegóły, o których wcześniej mogliście nie mieć w ogóle pojęcia. Taki bonus wydaje się z boku mało istotny, ale ja tam przepadłem na długo, przeglądając kolejne obrazy, czy słuchając muzyki z Punishera.
Siła nostalgii czy coś więcej?
Trochę mało standardowa recenzja, biorąc pod uwagę mój klasyczny styl, ale „tytuł” tego wymaga. Warto by jednak powiedzieć, jak się w ogóle w to wszystko gra, a raczej, ile w tym frajdy, prawda? Nie ma co ukrywać, trzeba lubić piksele i produkcje z dawnych lat. Próżno tu szukać trybów, które dodawano do wersji na konsole. W pewnym sensie wszystkie gry są trochę „gołe” z dobrodziejstw, do których już się przyzwyczailiśmy. Pewnie dlatego w jednej paczce znalazło się aż tyle pozycji, abyśmy nie czuli pewnych braków, które człowiek wybaczał w zamian za klimat grania na automacie.
Niezależnie którą produkcję wybierzecie, istnieje spora szansa na lekki grymas na twarzy. Wizualnie to mocne retro bez specjalnych algorytmów, które mogłyby w jakiś sposób poprawić ogólny obraz. Osobiście preferuję taką surową formę, w końcu to żaden remaster, tylko dzieła dedykowane maszynom z salonów. O dziwo dla mnie najgorzej wypada najlepsza bijatyka z całej składanki, czyli Marvel vs. Capcom 2: New Age of Heroes. Nie zrozumcie mnie źle, tytuł genialny z największą pulą dostępnych zawodników i zawodniczek — czasu Wam braknie, by się ich wszystkich nauczyć – ale zastosowano w niej tła 3D i te bardzo źle się zestarzały. Mocno kontrastują z całą resztą, strasząc teksturami w niskiej rozdzielczości. Nic dziwnego, że obecne „mordkoklepki” unikają tego typu rozwiązań, maskując to odpowiednio elementami 2D lub stylizowanymi na takie.
Panie DJ, proszę głośniej!
Od strony audio nie mam zarzutów, jest bardzo przyjemnie i mimo upływu lat utwory wciąż dają radę. Kiedy tylko mam ochotę, udaję się do Muzeum w Menu i odpalam ulubione kawałki, jak chociażby Crime Hunter z The Punisher czy The of Captain America z Marvel vs. Capcom 2: New Age of Heroes. Zachęcam od odsłuchania chociaż części z nich, a na pewno nie będziecie żałować. O ile w grze zbyt wielu ustawień graficznych nie znajdziecie, to da się zmienić proporcje ekranu na Pełny, Pełny (4:3), Oryginalny (4:3) i Szeroki. Jeżeli ktoś ma ochotę, to dodano również filtry imitujące obraz z ekranów CRT, mnie osobiście przypał do gustu Typ A, który jest najlżejszy, ale odpowiednio wszystko zmiękcza tak jak za dawnych lat.
Podsumowanie
Dla fanów retro, a w szczególności tych z automatów, pozycja obowiązkowa. Znajdziemy tutaj wszystko, czego dusza zapragnie, a SI w trybie offline złoi nam tyłek tak, jak za dzieciaka w salonie gier. Wszyscy inni mogą na razie poczekać, to jednak dość specyficzna składanka, więc zalecam poczekać na jakieś przeceny lub sprawdzić poprzedni zestaw — Capcom Fighting Collection. Ten można nabyć za naprawdę rozsądne pieniądze. Mnie Marvel vs. Capcom Fighting Collection: Arcade Classics pochłonęło, już sam The Punisher wystarczył — ten nie był dostępny nigdy legalnie do kupienia — a cała reszta to po prostu wisienka na torcie.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.