Monster Hunter Rise (XSX) – recenzja. Początek ścieżki łowcy wcale nie jest prosty

Okładka Monster Hunter Rise

Monster Hunter Rise jest “tylko” ładny

Łowca stojący w wodzie po kolana stojący na przeciwko potwora przypominającego fioletowego dinozaura.
Temat oprawy audiowizualnej tej gry jest interesujący. Z jednej strony, jest bardzo ładnie, mapy, choć nieduże, są bardzo estetyczne. Do tego każdy potwór to unikalne dzieło sztuki i nawet najbardziej groteskowe stwory przypadły mi do gustu. Jednocześnie grafika nie powala, ale nie wiem, w jakim stopniu bierze się to z wiedzy, że to port ze Switcha. Ostatecznie i tak nie jest źle, bo jest zwyczajnie ładnie, nic nie odstaje, baboli żadnych nie widziałem. No, chyba że liczyć sporadyczne przenikanie mojej gustownej peleryny przez broń zawieszoną na plecach, ale taka już cena stylu.

Muzyka jest świetna i doskonale tworzy atmosferę w trakcie rozgrywki. To naprawdę kawał świetnej ścieżki dźwiękowej i niejeden gracz na pewno wróci do niej nawet poza rozgrywką. Natomiast nieco gorzej jest z dialogami, bo w większości przypadków nie są one nagrane. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak jest w tej serii od dawna i to cecha dość powszechna wśród RPG-ów, natomiast zawsze lekko mnie to kłuje. Za to na pochwałę zasługuje wprowadzenie do każdego potwora, gdy ruszamy na polowanie. Z filtrem przypominającym stare nagrania i tworzącą napięcie muzyczką, do tego lektorem odczytującym wiersz, opisujący z grubsza to, co nas czeka, tworzy to niesamowite intro, które potrafi doskonale nastroić do zadania. Jest to jeden z moich ulubionych elementów gry, który nadaje jej bardzo wyraźnego charakteru.

Kto w dzisiejszych czasach nie ma problemów?

Kulu-Ya-Ku, przypominający skrzyżowanie raptora z kogutem, trzymający jajo w pazurach i krzyczący w stronę ekranu. Nad nim napis "Rabuś jajożerca".
Choć ostatecznie przekonałem się do Monster Hunter Rise, tak niestety nie da się ukryć, że gra ma pewne wady. Przede wszystkim kiepsko radzi sobie z wprowadzeniem nowego gracza do gry, o czym szerzej pisałem już wcześniej. Po drugie, nadal nie rozumiem, w jaki sposób działa blokowanie kamery na przeciwniku. Nie działa ono na małych potworach, a w przypadku tych wielkich aktywuje się tylko na ułamek sekundy, nakierowując kamerę w stronę potwora, ale nie pozostając w pozycji zablokowanej. Dzięki temu zabiegowi mój Łowca wielokrotnie w trakcie walki machał bronią bez ładu i składu, podczas gdy potwór stał tuż obok. Niestety, największą bolączką był brak współpracy gry z Quick Resume, jedną z najlepszych funkcji obecnej generacji konsol Microsoftu. W dziewięćdziesięciu procentach przypadków przy próbie wznowienia gra się wyłączała i wracała do ekranu głównego. Takiego błędu nie da się łatwo wybaczyć.

Monster Hunter Rise nie jest grą dla każdego

Monster Hunter Rise to świetna gra, nie da się temu zaprzeczyć. Niestety, jest też bardzo specyficzna, przez co bardzo wiele osób się od niej zwyczajnie odbije tak, jak miało to miejsce w moim przypadku z poprzednią częścią. Wielka szkoda, bo niewiele jest gier, które dostarczają takich doznań. Tu niemal każda walka jest starciem z bossem, nie wystarczy więc ślepo atakować, potrzebne jest też nieco sprytu i taktyki. Każde zwycięstwo smakuje słodko, a każda porażka jest bardzo personalna. Nie znam też innej gry, w której można sprowokować dwie monstrualne bestie do walki ze sobą i jeszcze samemu wziąć w tym czynny udział, ujeżdżając jedną z nich niczym wierzchowca!

Nie jest to gra, którą łatwo polecić. Trzeba jej spróbować samemu, ale wymagane do tego jest także odpowiednie podejście. Nowy gracz musi być gotowy na długą naukę, liczne porażki na początku ścieżki łowcy i odkrywanie wielu rzeczy metodą prób i błędów. Aby poznać prawdziwą wartość Monster Hunter Rise, trzeba zainwestować w ten tytuł kilka, jeśli nie kilkanaście godzin. Cieszę się, że zdecydowałem się na to poświęcenie. Zaowocowało ono wspaniałą przygodą i odkryciem kolejnej świetnej gry, ale jestem świadom, że dla wielu będzie to zbyt wysoka cena. Za to przynajmniej sama produkcja nie jest droga. W dobie rosnących cen gier 180 złotych to nie jest jakaś wygórowana kwota. Zawsze też można ją sprawdzić w ramach abonamentu Xbox Game Pass!

Gameplay

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Cenega.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Zakup abonamentu Game Pass (PC + XBOX)

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top