Odnoszę takie wrażenie, że większość spodziewała się po Nobody Wants to Die czegoś zupełnie innego niż faktycznie otrzymaliśmy Na zwiastunach tytuł prezentował się świetnie: futurystyczny, ciekawy świat, a wszystko to polane sosem czarno-białych kryminałów noir z zapijaczonym detektywem w roli głównego bohatera.
Walking Sim
Miejmy to już za sobą. Nobody Wants to Die to, najprościej mówiąc, symulator chodzenia z mocno rozwiniętym motywem detektywistycznym. Musimy rekonstruować miejsca zbrodni, szukać poszlak i łączyć fakty. Nie uświadczymy tutaj widowiskowych strzelanin, dzikich pościgów czy brutalnych przesłuchań.
Zamiast tego mamy tutaj bardzo dużo rozmów i przemyśleń głównego bohatera z przeszłością, i jego próbę poskładania się do kupy i powrotu na służbę. Fabuła przenosi nas do roku 2329, w którym ludzkość osiągnęła nieśmiertelność przez przysyłanie swojej świadomości do nowych ciał. Tak długo jak stać nas na opłacanie abonamentu, zostajemy zatrzymani w tzw. banku pamięci.
Klasyka kina Noir w Nobody Wants to Die
Nie będę ukrywał, że klimat to jeden z największych plusów tej produkcji. Mamy tutaj swoisty retro futuryzm, który najłatwiej będzie mi przyrównać do Fallouta sprzed wybuchu bomb. Z tą różnicą, że Nobody Wants to Die stawia na lata 30. i 40., i dorzuca tutaj kryminał, jeśli kojarzycie takie klasyki jak Sokół Maltański, to będziecie wiedzieć, o co mi chodzi.
Nie chcę zdradzać za dużo z opowieści, bo to ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Jako James Karra – detektyw – musimy rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa jednej z najważniejszych osób w mieście, w tle rozgrywa się jeszcze kwestia przystosowania do nowego ciała czy pogodzenie się ze śmiercią żony Rachel.
Produkcja oferuje cztery zakończenia i to od podjętych przez nas wyborów będzie zależeć, jak skończy się historia Jamesa i Sary. Muszę przyznać, że historia trzyma w napięciu i z czasem pojawia się coraz więcej pytań. Brakowało mi co prawda jakiś większych zakrętów fabularnych. Nie jest to też produkcja przesadnie długa, mi przejście tej produkcji zajęło 6 godzin.
Klimat obecny
Nobody Wants to Die prezentuje się świetnie. Grafika potrafi miejscami zachwycić, szczególnie gdy spoglądamy na ulice i pędzące w tle pojazdy czy nawet sterowce. Starano się o jak najwięcej szczegółów i aż szkoda, że przez większość czasu będziemy zwiedzać zamknięte lokacje i budynki, a nie dane nam było nieco zwiedzić otwartych przestrzeni.
Niestety w porównaniu do grafiki, muzyka wypada bardzo średnio. Nie jest tragiczna, ale według mnie wypadła dość generycznie w porównaniu do przedstawionego nam świata. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie przykuwała ona mojej uwagi, a mianowicie z powodu głosów postaci. James i Sara cały czas rozmawiają, dyskutują o śledztwie i naprawdę słuchanie tej dwójki to prawdziwa przyjemność. Nie mamy tutaj zbyt wielu postaci, ale wszyscy wypadli bardzo dobrze i miło się ich słucha, a ich losy śledzi się z zapartym tchem.
Błędy
Niestety warstwa techniczna gry nieco zawodzi. Nie wiem, czy jest to kwestia optymalizacji, ale zdarzyły mi się kilka razy dość spore spadki liczby klatek na sekundę, głównie na początku gry. Miałem też problem z ustawieniem DLSS, które przy próbie zmiany opcji, zwyczajnie wywalał grę do pulpitu. Raz też jeden dialog się zaciął i nie pozwolił mi kontynuować rozgrywki dalej, na szczęście wczytanie poprzedniego zapisu naprawia ten błąd.
Podsumowanie
Nobody Wants to Die to produkcja specyficzna. To świetna opowieść detektywistyczna, z kilkoma mechanikami rozgrywki gdzie najważniejszy wydaje się retrospekcja wydarzeń, mamy również śledzenie trajektorii pocisków czy lampę UV. Osobiście od czasu do czasu lubię zagrać w tego typu produkcje i nie zawiodłem się na niej. Gra szczególnie zachwyciła mnie swoim unikalnym światem, który kojarzył mi się trochę z powieścią Modyfikowany Węgiel. Jeśli lubicie tego typu produkcje, to jest to tytuł dla was.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.