Pudełka czy cyfra – felieton. Pytanie bez znaczenia

Automat do gry w opuszczonym lokalu, w ciemnym pomieszczeniu tylko trochę fioletowego światła pozwala rozpoznać kształty, na podłodze przewrócony znak. Na zdjęciu napis Pudełka czy cyfra?

Większą część życia byłem graczem pecetowym, toteż szybko stało się dla mnie normą posiadanie tylko i wyłącznie cyfrowych wydań gier. Pytanie „pudełka czy cyfra” było dla mnie więc jednoznacznie proste w odpowiedzi. W końcu Steam jest szalenie wygodny, a GOG dodatkowo zapewnia brak DRM. Moje upodobania przeniosły się więc na konsole, gdy w 2018 stałem się dumnym posiadaczem PlayStation 4. Jednak w ostatnich czasach coś się we mnie zmieniło. Dostrzegłem punkty widzenia dotąd dla mnie niewidoczne. Także powoli, acz nieubłaganie, moje stanowisko zaczęło ewoluować, by ostatecznie odmienić się o sto osiemdziesiąt stopni. Teraz jestem zdecydowanym zwolennikiem wydań fizycznych i pudełkowych. Nie, żeby to ostatecznie miało jakieś wielkie znaczenie.

Pudełka czy cyfra? Wszystko ma swoje wady i zalety

Konsola Xbox Series S wraz z białym padem
Zarówno Microsoft jak i Sony wydają już wersje konsol bez napędu, tylko do gier cyfrowych

Nie da się zaprzeczyć, że cyfrowe wydania gier mają liczne zalety, których pudełka mogą im pozazdrościć. W przypadku zakupu przedpremierowego nasza gra dostępna jest natychmiastowo w chwili premiery. Nie dojdzie do opóźnienia z winy sklepu, czy kuriera, więc nie musimy ze smutkiem patrzeć, jak inni grają, gdy my z uporem odświeżamy aplikację firmy kurierskiej. Instalacja wymaga jedynie kilku kliknięć na padzie. Nie ma potrzeby żonglowania płytami, jeśli gramy w kilka produkcji po kolei, ani nawet nie musimy podnosić zadka z fotela, by to zrobić. Szczyt wygody i komfortu!

Dlatego też, gdy planowałem przesiadkę na obecną generację konsol, polowałem na PlayStation 5 w wersji Digital. Nie potrzebowałem przecież napędu, nie mając pudełek, a filmy obecnie także ogląda się przecież nie z płyt, ale z serwisów VOD. Dziwiłem się nawet, że zarówno Sony, jak i Microsoft nadal obstają przy wydawaniu konsol, które posiadają napędy optyczne. Teraz, patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że wynikało to w moim przypadku z niewiedzy. Bo im więcej czytałem, im bardziej byłem na bieżąco z tematami branży, a nawet im bliższe kontakty zawierałem z ludźmi interesującymi się grami wideo w sposób nieco bardziej zawodowy, tym bardziej skłonny byłem zmienić zdanie. Nie nastąpiło to z dnia na dzień, ale właśnie jak kropla drąży kamień, tak wieści drążyły mój upór.

Było i nie ma

Dwóch mężczyzn, jeden starszy, jeden młodszy, w lesie. Starszy trzyma lornetkę, młodszy coś wskazuje palcem.
Czasami i w taki sposób trzeba szukać zaledwie kilkuletnich gier

Nie był to zapewne pierwszy krok do mojej przemiany. Tutaj bardziej obwiniałbym przyjaciół, których kolekcje pudełek z grami wzbudzają mój zachwyt zawsze, gdy je widzę na zdjęciach. Jednak pamiętam bardzo wyraźnie, jak informacja o tym, że Microsoft wycofuje ze sprzedaży cyfrowej pewne gry na Xboksa 360, mocno mną wstrząsnęła. Co to znaczy, że już nigdy nie kupię Mass Effecta 2, Assassin’s Creed Brotherhood czy Dark Souls? Moja cyfrowa biblioteka nie będzie już nigdy kompletna?

Tak, wiem, miałem wiele lat, by kupić interesujące mnie produkcje, jednak okazja właśnie przepadała. I owszem, nadal po świecie krążą używane pudełka z grami, lecz i tych na rynku z czasem będzie coraz mniej. Niestety jestem tego typu człowiekiem, który lubi, gdy jego kolekcja jest konsekwentna. Nie lubię mieć pierwszej części gry w pudełku, drugiej cyfrowo, a trzeciej, pożal się boże, na innej platformie. Nie, wszystko musi być w jednym miejscu, w jednym formacie. Pudełka czy cyfra, ważne, żeby było konsekwentnie.

Premiera Forza Horizon 5 uświadomiła mi, że wszelkiej maści ścigałki od premiery dostępne są do zakupu z limitem czasowym. Fakt, późno się zorientowałem, jednak ja nigdy nie byłem fanem gier motoryzacyjnych. Zdałem sobie jednak sprawę, że ze względu na różnorodne licencje, czy to dotyczące modeli aut, czy muzyki, po pewnym czasie gry znikają z rynku, i tyle. Więc jeśli spodobała mi się najnowsza odsłona serii od Playground Games, chcąc sięgnąć po poprzednie, mogłem już tylko liczyć na wydania fizyczne. Podobnie przed premierą Forza Motorsport z 2023 roku. Chcąc zapoznać się z poprzednią częścią serii, Forza Motorsport 7, debiutującej w 2017 roku, także zdany byłem jedynie na dostępność fizycznych, używanych nośników. Ta gra nie miała jeszcze wtedy sześciu lat, a już była niemożliwa do zakupu!

Ciężkie przeprawy fanatyka

Kurier w niebieskim mundurze, z dużym, kartonowym pudełkiem.
Takie pudełko pełne gier mogłoby być całkiem sporo warte!

Z innym problemem borykał się jeden z moich przyjaciół. Na szczęście dla niego, udało mu się zrządzeniem losu uniknąć przykrych konsekwencji wycofania gier z cyfrowej sprzedaży. W 2021 roku ze sklepu PlayStation zniknęły gry z serii Utawarerumono. Gdyby nie to, że udało mu się wcześniej kupić dwie z nich na wyprzedaży, to dziś nie mógłby w nie zagrać. Dość powiedzieć, że te produkcje odcisnęły się na nim z ogromną siłą, więc ominęłoby go niesamowite doświadczenie. Jednocześnie zamieszanie ze znalezieniem kopii gier, by w ogóle mógł w nie zagrać, odbiło się na nim w nie mniejszym stopniu.

W 2024 roku jedynym sposobem, aby zapoznać się z serią na konsoli Sony, jest nabycie gry w pudełku. Szkopuł w tym, że są teraz cholernie ciężko dostępne. Pudełkowe wydanie pierwszej części na PlayStation 4 trzeba sprowadzać z Wysp Brytyjskich. Trzecia część, wydana w 2018 w Japonii, a w 2020 na resztę świata, też jest już nigdzie* niedostępna! To oznacza, że ogromna część gier wideo staje się z czasem dla nas nieosiągalna.

*poza Japonią. Tam nadal można kupić tytuły z tej serii, choć koszty wysyłki potrafią załamać. Wypadałoby też znać język japoński, bo te wydania nie mają innej wersji językowej.

Gry znikają bezpowrotnie

Jeśli z jakiegoś powodu najdzie Was ochota zapoznać się z nieco starszymi grami, możecie mieć z tym ogromny problem. Już teraz, jak widać, pojawiają się problemy z kupieniem tytułów niemających nawet dekady na karku. Według badań Video Game Foundation Availability, prawie 90% gier sprzed 2010 roku jest niemożliwa do kupienia, nieważne, czy intereują nas pudełka, czy cyfra. Dotyczy to zarówno gier z PlayStation 2 jak i Commodore 64. Ja wiem, nie każdy lubi grać w starocie, ale dla wielu graczy te tytuły stanowiły ważną część ich dzieciństwa, a z kolei inni pasjonaci uwielbiają sięgać do przeszłości i sprawdzać, jak zmieniały się gry wideo na przestrzeni lat.

To ogromny kawał historii, który już teraz jest dla nas niedostępny. Wydawałoby się, że w Internecie nic nie ginie – kto z nas nie słyszał tego powiedzenia dziesiątki razy? – ale w rzeczywistości jest zgoła inaczej, przynajmniej w temacie gier. Jedyną opcją kupienia i zagrania w stare produkcje może być odnalezienie kogoś, kto jest skłonny rozstać się z fizycznym nośnikiem, ale często wcale nie za małe pieniądze.

Cyfra może być zdradliwa

Zielony, spadający kod z filmu Matrix na czarnym tle
Już Matrix ostrzegał, że cyfrowy świat może nie być taki piękny

Zgoda, jeśli się uda i kupimy wersję cyfrową, to w większości przypadków – choć nadal nie we wszystkich – zaliczamy się do grona szczęśliwców. Niemniej gier na świecie są dziesiątki tysięcy, jeśli nie setki. Jest niemożliwe, by zdążyć kupić każdy tytuł, który potencjalnie możemy chcieć mieć w kolekcji, albo w niego zagrać. Zresztą, coraz częściej okazuje się, że kupienie produkcji w wersji cyfrowej wcale nie oznacza, że mamy ją na własność.

Najświeższy przypadek The Crew pokazuje, że nawet kupienie gry nie uchroni nas przed jej zniknięciem. Po prostu pewnego dnia ktoś może uznać, że to koniec, wyciągnie wtyczkę i tytuł zwyczajnie przestaje istnieć. Było tak też i wcześniej, jak choćby słynne demo PT, którego nie da się już poznać. No, chyba że zdobędziemy PS4, na której gra wciąż pozostaje na dysku. Podobnie jest z przeróżnymi wersjami Minecrafta, których dziś już nie da się kupić.

A więc może jednak pudełka?

W pewnym momencie odpowiedź na pytanie „pudełka czy cyfra” zaczęła się zmieniać na korzyść wydań fizycznych, zwłaszcza w przypadku gier, na których mi zależy. Warto tutaj zaznaczyć, że mówię o grach na konsole. Większość pudełkowych wydań gier pecetowych zawiera coraz częściej zaledwie kod do pobrania gry. Niestety, nawet w przypadku wydań czy to na PlayStation czy Xboksa (pomijam Nintendo, gdyż nie mam żadnej konsoli tej japońskiej firmy i nie mam pojęcia, jak to wygląda), coraz częściej wydanie pudełkowe nie jest wystarczające do grania. O ile w przypadku starszych produkcji często wersja fizyczna wydania pozwala na grę w wersję bez żadnych aktualizacji czy łatek, tak coraz częściej obecnie płyty zawierają minimalną ilość danych. Reszta gry i tak pobierana jest z Internetu. Niewiele różni się to wtedy od kupna wersji cyfrowej, niestety. Wnioski są więc niesamowicie smutne.

Czarny pad od Xbox One, obok trzy pudełka z grami z zielonym paskiem Xbox.
Pudełka przynajmniej można ładnie zapozować do zdjęcia

Jest niesamowicie ciężko posiadać obecnie grę. Z dnia na dzień liczba tytułów uzależnionych od internetu rośnie. Jakby tego było mało, niektóre wydawnictwa flirtują już z odejściem od fizycznych wydań. THQ Nordic w zeszłym roku ogłosiło, że każda ich produkcja wyjdzie tylko w ograniczonej liczbie sztuk. To sprawia de facto, że podstawowe wydanie staje się wydaniem limitowanym. A przecież rynek dzieł niezależnych jest niemal całkowicie cyfrowy, wydania pudełkowe nawet i popularnych indyków to rzadkość! Generalnie jesteśmy więc zdani na łaskę sił, na które nie mamy żadnego wpływu i jest to dla mnie wniosek szalenie przykry. Wprawdzie się na to nie zanosi, ale co, gdyby nagle zabrakło Steama? Nawet gdybym miał opcję wcześniejszego pobrania instalatorów wszystkich swoich gier, jak pozwala choćby GOG, to nie jestem w żadnym stopniu przygotowany do przechowywania instalatorów do kilkuset produkcji.

Pudełka czy cyfra, przestaje mieć to znaczenie

Niestety, nic nie zapowiada poprawy sytuacji. Inicjatywy takie, jak GOG, to nadal ułamek rynku. Cieszy mnie, że takie Limited Run Games co jakiś czas przywraca ciekawsze tytuły na rynek w wersji pudełkowej. To jednak wciąż kropla w oceanie. Do tego wielu graczy tak naprawdę się nie przejmuje tą sytuacją. Pudełka czy cyfra? Lubią wygodę cyfrowych wydań, i tak nie mają miejsca na kolekcje zbierających kurz pudełek, a przypadki takie, jak The Crew to wciąż relatywnie zjawisko o niemal znikomej skali. Czy można więc kogokolwiek winić o to, że ich to nie rusza? Zwłaszcza że niewiele można z tym tak naprawdę zrobić.

Z drugiej strony niektórzy chcą walczyć. Cieszę się, że powstają takie inicjatywy, jak Stop Destroying Video Games, która obecnie zbiera podpisy, by przedstawić problem Komisji Europejskiej. Mam nadzieję, że może ona coś zdziałać. Wierzę, że rynek europejskich graczy jest na tyle duży, że międzynarodowe wydawnictwa będą czuły presję, by nie rezygnować z wydawania tam gier. Zachęcam do zapoznania się z tą petycją! Jednak to sprawa na tyle odległa, że na jej jakiekolwiek efekty wciąż będziemy musieli czekać latami. W międzyczasie kolejne gry będą jednak znikać i nic z tym się teraz nie da zrobić. Można wprawdzie porozmawiać tutaj o emulacji, jednak sytuacja prawna jest na tyle skomplikowana, że to w najlepszym razie wciąż szara strefa. Nie pozostaje nam więc za bardzo nic innego, niż przyglądać się problemowi ze smutkiem, bądź obojętnością. I samemu ciężko mi przyznać, która opcja jest lepsza.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top