Uroczym jest fakt, że mediolańskie studio Ubisoft Milan, które oddelegowano do stworzenia pierwszego dodatku do komputerowego Rainbow Six 3: Raven Shield, postanowiło jako cel kolejnych ataków terrorystycznych wybrać akurat Mediolan. No, dobra, faktyczny cel jest inny, ale nie zmienia to faktu, że większość Athena Sword spędzimy właśnie we Włoszech, próbując ponownie udaremnić zakusy międzynarodowych neofaszystów. Nie wiem, czy to dziwny rodzaj patriotyzmu, czy zakamuflowana ojkofobia, ale jedno jest pewne – Rainbow Six 3: Athena Sword to naprawdę udane rozszerzenie.
Włoska robota
Mamy tutaj do czynienia z bezpośrednią kontynuacją oryginału. Okazało się bowiem, że rzucone w jego finale przez Guttiereza spojrzenie nie było wyłącznie przejawem nienawiści, a raczej zapowiedzią kolejnych brutalnych wydarzeń. W 2007 roku na Castello Grande w zamku Sforzów w Mediolanie dochodzi do nieudanego napadu, a napastnicy zabarykadowali się w nim wraz z zakładnikami. Teoretycznie „zwyczajna” sytuacja okazuje się jednak zaledwie początkiem kolejnej próby wprowadzenia w życie planu Gospića, który cudem udało nam się pokrzyżować w oryginale. Historia trzyma poziom Raven Shield, więc choć nie jest jakaś wyjątkowo dobra, potrafi zaintrygować. Szkoda jedynie, że na potrzeby dodatku nie powrócili aktorzy głosowi z podstawki, więc wszystkie odprawy dostępne są wyłącznie w formie pisanej. Boli, choć nie jest to znaczący problem.
Zwłaszcza że wszystkie osiem nowych misji trzyma naprawdę wysoki poziom. Mało tego, śmiem twierdzić, że wypadają nawet lepiej od oryginału. Lokacje, choć jest ich stosunkowo niewiele, są zróżnicowane i naprawdę ładne. Mamy tu chociażby wspomniany zamek Sforzów (a przynajmniej jego część), uliczki Mediolanu, bankietowe sale w ekskluzywnym hotelu, a nawet urokliwe greckie miasteczko, w którym należy dodatkowo uważać na plączących się po jego alejkach cywilach. Irytuje nieco fakt, że pierwsza połowa kampanii skupia się praktycznie wyłącznie na ratowaniu zakładników, ale później całość nabiera rozmachu, dorzucając nam chociażby eskortowanie VIP-a czy rozbrajanie bomb. Niektóre misje posiadają też limit czasowy, co – ja wiem – nie brzmi dobrze, ale jest on całkiem hojny, więc dostarcza przyjemnej dawki adrenaliny, a jednocześnie nie powinien frustrować.
Tęczowe zabawki
Reszta nowości to już w zasadzie klasyczna dla każdego rozszerzenia drobnica w postaci dodatkowych broni i gadżetów. Dodano też kilka ułatwiających życie drobnostek jak choćby podpowiedzi związane z klawiszologią. Mała rzecz, a pozbywa się konieczności notorycznego pauzowania i sprawdzania w opcjach, jak wydać chociażby rozkaz do działania. Athena Sword wprawdzie wprowadzała nowe tryby rozgrywki oraz mapy dla gry sieciowej, ale na chwilę obecną ogranie ich wymaga odrobiny kombinowania, bo oficjalne serwery dawno już nie działają. Jeżeli jednak chcielibyście sprawdzić się w starciu z innymi graczami, to listę tych nieoficjalnych znaleźć możecie na fanowskich wikiach, poświęconych serii.
Śródziemnomorska dogrywka
Rainbow Six 3: Athena Sword to zatem naprawdę solidny kawałek kodu. Może nie wprowadza on zbyt wielu zmian, stanowiąc raczej udoskonalenie pomysłów z oryginału, ale robi to na tyle dobrze, że bawiłem się jeszcze lepiej, niż w trakcie pogoni za terrorystami na Kajmanach. Do życzenia cokolwiek pozostawiać może najwyżej jego długość. Athena Sword przy dobrych wiatrach można skończyć w godzinkę, o ile nie weźmiecie na swoje barki rozplanowywania akcji i metodycznego wybierania wyposażenia dla zespołu. Czas wydłużyć można też, wrzucając wyższy poziom, ale z doświadczenia wiem, że poskutkuje to raczej frustracją, związaną z głupotą sztucznej inteligencji kompanów. Ja wybrałem najniższy z trzech, wpływający wyłącznie na czas reakcji przeciwników, i bawiłem się świetnie.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!