Słowami wstępu chciałbym nadmienić, że gier w realiach wojennych na przestrzeni lat powstało wiele. Z reguły w tych grach wcielamy się w stronę atakująca lub broniącą. Tym razem przyjdzie nam jednak zagrać cywilami, którzy muszą przetrwać ten trudny okres podczas średniowiecznej wojny. Tak właśnie prezentuje się Siege Survival: Gloria Victis od polskiego studia Black Eyes Games.
O fabule, słów kilka…
Siege Survival: Gloria Victis to survivalowa gra z elementami strategicznymi. Akcja dzieje się w 1205 roku podczas napadu Ismirów na królestwo Midlandu, które to możemy znać z uniwersum Gloria Victis-innego tytułu studia. Tym razem nie wcielamy się w dowódcę armii, którego zadaniem jest pokonanie wroga. Tylko w cywilów zamkniętych w obleganej twierdzy, których zadaniem jest przeżyć do przybycia odsieczy. Twórcy bardzo zgrabnie przedstawiają fabułę za pomocą ładnie przygotowanej grafiki w dość nietypowym stylu, gdzie widzimy szkic postaci na kartce papieru oraz fragment tekstu. Jest to coś, na co od samego początku zwróciłem uwagę i co mi się od razu spodobało.
Nie jest to przypadek, że w podtytule pojawiła się wzmianka o “This War Of Mine” od studia 11bit Studios. Ponieważ od samego początku rozgrywki mamy poczucie, że twórcy Siege Survival: Gloria Victis mocno inspirowali się tytułem. Chodzi o przedstawienie świata z tej mało popularnej perspektywy cywila podczas wojny tym razem w realiach średniowiecza.
Jak prezentuje się oprawa audiowizualna
Jak na wbrew pozorom niewielki projekt, to jestem mile zaskoczony tym, jak ta gra się prezentuje. Jeśli chodzi o elementy związane z grafiką, to tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Jest ona czytelna i stonowana, tak aby oddać klimat rozgrywki. Oczywiście nie ma co liczyć na wodotryski, takie, jakich na co dzień możemy doświadczyć w tytułach AAA, ale też nie jest źle.
Widać, że studio Black Eyes Games starało się, zrobić ten element gry jak najlepiej tylko mogli i myślę, że to im się udało. Modele postaci, jak i otoczenia są szczegółowe, kamerę w większości scen jesteśmy w stanie zarówno oddalać, jak i przybliżać czy też obracać. Dzięki temu rozgrywka jest płynna i przyjemna. Podczas gry nie miałem żadnych problemów ze spadkami klatkarzu ani tak zwanym wysypywaniem się gry. Oczywiście ilość animacji postaci nie powala, jest ich raptem kilka, ale myślę, że nie jest to coś, co miałbym za złe twórcom.
Było kilka słów o wizualnym aspekcie gry, to czas wspomnieć o ścieżce audio i tutaj pojawiają się schody. Nie mogę powiedzieć, że jest tragicznie, ale też czegoś mi brakowało. Jakiegoś bodźca, który sprawiłby, żebym jeszcze bardziej mógł poczuć klimat średniowiecza. Muzyka jest po prostu poprawna, plumka sobie, ale nie jest na tyle wyrazista, aby była zapamiętana. Wiadomo, koszty produkcji gry są wysokie i twórcy raczej nie mogli sobie pozwolić na wszystko. Jest po prostu poprawnie.
Syndrom jeszcze jednego dnia, czyli kilka słów na temat rozgrywki
Siege Survival: Gloria Victis, jest to jedna z tych gier, które trzymają nas przy sobie tak długo. Zapominamy o “bożym świecie”. Rozgrywka podzielona jest na dwie aktywności dzień oraz noc. Za dnia rozbudowujemy naszą kryjówkę na dziedzińcu zamku. Dzięki czemu zyskujemy możliwość tworzenia przeróżnych rzeczy takich jak, chociażby łóżko lub przygotowanie pożywienia. Czas w grze płynie nieubłaganie i często nam go brakuje. Zwłaszcza w początkowych etapach gry, gdy posiadamy jedynie dwójkę bohaterów. Należy jednak pamiętać, że warto czasem wspomóc walczących rycerzy za sprawą wysłania im rynsztunku, bandaży wraz z lekami czy też jedzenia i wody pitnej, dzięki czemu wygramy bitwę, wyzwalając się tym samym z oblężenia twierdzy przez wrogów.
Jeśli jednak chodzi o drugą porę dnia, jaką jest noc, to tutaj mamy kilka możliwości do wyboru. Pierwsza z nich to wysłanie naszej postaci na szabrowanie terenów znajdujących się pod twierdzą. Tam przyjdzie nam pozyskać materiały, pożywienie oraz dodatkowych sprzymierzeńców. Oczywiście tereny te są bardzo niebezpieczne, ponieważ są patrolowane przez najeźdźców i trzeba się będzie ukrywać w krzakach. Wówczas nasz bohater może albo się skradać, dzięki czemu wydaje znacznie cichsze dźwięki i jest trudniejszy do wykrycia lub też biec na przysłowiową pałę, ale licząc się z tym, że zostaniemy wówczas wykryci i nasza ewentualna kryjówka w krzaku będzie spalona.
Siege Survival: Gloria Victis wciąga na całego
Dodatkowo musimy pamiętać o tym, że nasz plecak nie jest zbyt pojemny. Często więc podczas szabrowania, przyjdzie nam decydować, co się przyda następnego dnia bardziej, a co mniej. No i samo przygotowanie ekwipunku w tym celu również nie będzie należało do najłatwiejszych, ponieważ nigdy nie wiadomo, co nam się przyda danej nocy, czy będzie to łopata, aby odblokować przejście, czy też pochodnia, aby spalić zwłoki. Dzięki temu doznajemy jeszcze większego poczucia zaszczucia i niepewności.
Kolejnym elementem rozgrywki nocnej jest wysłanie bohatera na szpiegowanie, dzięki czemu możemy zyskać przewagę w nadchodzącej bitwie, dzięki pozyskanym przez nas informacjom. Tutaj nie ma niestety podobnej rozgrywki jak w przypadku szabrowania. Po prostu następnego dnia otrzymujemy informacje o efekcie szpiegowania. Tutaj troszeczkę poczułem lekki zawód, bo mogło to, by być coś fajnego i ciekawego.
Do dyspozycji graczy twórcy oddali 2 kampanie: Edring-ostatnia linia obrony oraz Zagubiona karawana. W obu trybach nie brakuje wyzwań i popularnego ostatnio trybu NG+ w którym możemy dostosować sobie stopień trudności, długość rozgrywki oraz startowe postacie. Ponadto dostępne są również scenariusze stworzone przez społeczność, dzięki czemu możemy spędzić w grze jeszcze więcej czasu.
Podsumowując
Siege Survival: Gloria Victis jest to bardzo dobra niskobudżetowa gra, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu. Natomiast ci, którzy jeszcze nie mieli okazji grać w tego typu gatunek, to myślę, że jest to idealny moment, aby spróbować. Ponieważ twórcy odwalili kawał dobrej roboty, aby samouczek był częścią przedstawionej historii, dzięki czemu nie mamy poczucia, aby gra traktowała nas jak idiotę. Gra zasługuje, aby dać jej szansę i jest warta swojej ceny.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Gdzie kupić?