Sacred 3 uznaniem fanów nigdy nie mógł się cieszyć. Była to produkcja wyjątkowo liniowa (zarówno fabularnie, jak i pod względem możliwości personalizacji bohatera), która nawet na tle już i tak nieszczycącej się wybitnymi ocenami serii wypadała po prostu blado. Osobiście bawiłem się przy niej całkiem nieźle, aczkolwiek w żadnym wypadku nie mogła ona stanąć w szranki z samym Diablo. Ot, coś do przejścia i wymazania z pamięci… lub, jak to zwyczajowo bywa w moim przypadku, wrócenia do niej po latach, by sprawdzić fabularne dodatki. Na pierwszy ogień, dość przewrotnie, poszedł drugi z nich – Orcland Story.
Orki złe
Już sama nazwa zdradza, z czym tematycznie związane jest to rozszerzenie – z orkami. Gragon, brat Garoka (który dołączył do puli grywalnych postaci w ramach wcześniejszego DLC), podbił tytułowe ziemie zielonoskórych i zamienił ich w bestie zwanymi Grimmockami, przy których pomocy zamierza podbić Ancarię. Naszą rolą – bo jak mogłoby być inaczej – jest pokrzyżowanie jego planów. Głębokiej fabuły nie ma się jednak co spodziewać. To zaledwie dodatkowy wątek, wciśnięty gdzieś w środek wydarzeń z podstawki, który absolutnie nie wnosi niczego wartościowego do głównej opowieści. Jedynym zadaniem tej historii jest wyłącznie nadanie graczom celu nowej eskapady i w tej roli sprawdza się całkiem nieźle.
Bardziej goblin, niż ork
Na Orcland Story składają się zaledwie cztery lokacje, w których trakcie zagłębiamy się coraz bardziej w krainę orków, by finalnie dotrzeć do jej stolicy i stanąć w szranki z Gragonem. Nie znajdziecie tu jednak niczego nowego, wszystkie wyprawy polegają na tym samym, co te znane z oryginału, ale twórcom trzeba przyznać, że całkiem przyjemnie je zróżnicowano. Mamy bowiem pełne koloru i roślinności przełęcze, spowite ciemnością jaskinie pełne pająków, a i parę ślicznych widoczków może przyciągnąć wzrok, kiedy akurat przechodzimy mostami rozwieszonymi nad orkowymi miastami.
W trakcie misji, podobnie jak w samym Sacred 3, natrafimy też na kilka bardziej ambitnych niż nieustanne sieczenie przeciwników zadań. Ot, podłożyć dynamit w konkretne miejsca, otworzyć wrota przy pomocy specjalnego urządzenia, takie tam. Nic niezwykłego, ale skutecznie rozbija to monotonię samej walki. Nieźle wypada natomiast finałowa potyczka z bossem, który może nie jest przesadnie trudny, ale potrafi przyspieszyć bicie serca. Szkoda jedynie, że całość zamyka się w zaledwie godzinę, a samo rozszerzenie nie oferuje niczego ponad te cztery dodatkowe poziomy. Dziwną decyzją jest chociażby wspomniane wcześniej wprowadzenie Garoka w ramach osobnego dodatku Orc of Thrones, a przecież byłaby to postać perfekcyjnie uzupełniająca zawartość Orcland Story.
Orka na ugorze
Wygrała jednak pazerność, a my, gracze, otrzymaliśmy dwa malutkie rozszerzenia zamiast jednego nieco bardziej sensownego. Tym samym Orcland Story nie zachwyca swoją zawartością i skierowane jest wyłącznie do największych fanów, których, umówmy się, nigdy nie było zbyt wielu. Jeżeli zatem kiedyś przelecieliście szybko przez główny wątek Sacred 3 i zastanawialiście się, czy cokolwiek tracicie, nie sięgając po dodatki, to możecie odetchnąć z ulgą. Zyskaliście tylko godzinę wolnego czasu, którą ja może nie zmarnowałem, ale wykorzystałem na głupoty.
Zdjęcia pochodzą z oficjalnej karty gry na Steam.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!