H. R. Giger i jego niesamowite, przepełnione biomechaniką obrazy po dziś dzień zachwycają i niepokoją ludzi na całym świecie. Nie dziwota więc, że twórcy gier wideo również od czasu do czasu próbują stworzyć coś inspirując się dziełami mistrza. Takim tytułem jest właśnie Scorn – najnowszy survival horror zaprojektowany przez serbskie studio Ebb Software.
Podróż w nieznane
W grze wcielamy się w jedną ze zbłąkanych istot, które podróżują po świecie wyjętym rodem z Necronomiconu – zbioru koszmarnych prac szwedzkiego artysty. Wszystko tutaj to połączenie obłych, sugestywnych kształtów, gdzie maszyna spaja się z materią organiczną lub też współpracuje z nią za pomocą rur i przyssawek. Zadaniem gracza jest przeżyć w tych niesprzyjających, obcych warunkach i niestrudzenie brnąć przed siebie odkrywając kolejne dojmujące lokacje. Jeśli kiedyś wpatrywaliście się w obrazy Gigera i zastanawialiście się, jak to może wszystko działać, to teraz możecie przekonać się na własne oczy i na własnej skórze.
Kontakt ze Scorn budzi dokładnie te same odczucia co prace artysty. Jednak możliwość wirtualnej wycieczki po biomechanicznym świecie wzbogaca owe doświadczenia o coś jeszcze: o poczucie wyobcowania i osamotnienia. Brak tu bowiem słownej narracji czy nawet prostego samouczka tłumaczącego zasady rozgrywki. Widać w tym celowe działaniem ze strony twórców by jeszcze bardziej pogłębić izolację odbiorcy. To my jesteśmy nieproszonym gościem w świecie Scorn i to do nas należy obowiązek dostosowania się do reguł świata przedstawionego. Nikt nie będzie prowadził nas za rękę, nikt nie wskaże kierunku dokąd powinniśmy się udać. Gracz może tu liczyć tylko i wyłącznie na siebie.
Quo Vadis
Podróż przez ten dziwny, niegościnny świat, urozmaicać będą przeszkody w formie zagadek środowiskowych, a ich trudność zależy od adaptacji grającego do zasad w nich panujących. Raz będziemy zmuszeni otworzyć drzwi, do których obsługi potrzebne są dwie osoby, innym razem przetransportować urządzenie, mające pomóc nam przenieść się w zupełnie nowe miejsce. Na drodze nieszczęsnego pielgrzyma stanie też kilku przeciwników, lecz to od nas zależy czy podejmiemy z nimi walkę czy będziemy starać się unikać otwartej konfrontacji. Warto zaznaczyć, że choć wiele stworów możemy ominąć, to są w grze momenty, gdy walka stanie się koniecznością.
W potyczkach z potworami pomoże nam skromny (lecz wystarczający) zestaw uzbrojenia w postaci „nakładek”, które mocujemy do nasady broni. Choć wygląda to dość intrygująco, w rzeczywistości dostajemy do użytku coś na kształt broni krótkiej, pistoletu i strzelby. Tą ostatnią z łatwością powalimy większość przeciwników. Amunicji jest jednak mało – uzupełniamy ją w specjalnie do tego przeznaczonych stacjach – więc sprawne zarządzanie posiadanymi zasobami w dalszych częściach gry jest niemal koniecznością. Sama walka nie byłaby tak trudna gdyby nie fakt, że każda zmiana broni wymaga od grającego mozolnego przełączania wybranych nasadek z menu ekwipunku w trybie rzeczywistym. Tak więc, jeśli w trakcie wymiany ognia do wybranej „pukawki” zabraknie naboi, jest niemal stuprocentowa szansa, że nie wyjdziecie z takiej potyczki żywi.
Nawet podczas wędrówki zdarzają się potknięcia
Ogromnym minusem Scorn jest sposób, w jaki zapisywany jest stan rozgrywki. Gra dokonuje zapisów automatycznie co akt, więc biada tym, którzy przez nieuwagę wczytają ostatni zapis z gry, licząc, że był stosunkowo niedawno – mnie taki manewr kosztował półtorej godziny grania. Dodatkowo, ktoś nie do końca dobrze przemyślał sposob rozlokowania punktów kontrolnych. Często po śmierci okazywało się, że wracałem do gry tuż przed jedną z dłuższych sekwencji wzbogaconych animacjami, których nie byłem w stanie pominąć. Tyle, jeśli chodzi o zaoszczędzony czas.
Warto również zaznaczyć, że tytuł studia Ebb Software nie jest produkcją dla wszystkich. To bardzo enigmatyczna opowieść, gdzie wolne tempo rozgrywki, w której główne skrzypce grają eksploracja, zagadki i walka niejednego znuży czy wręcz odrzuci. Takiemu stanowi rzeczy nie pomaga też małe zróżnicowanie wrogów: jest ich ledwie trzech, a sposób ich wykonania pozostawia wiele do życzenia. Jednak stosunkowo krótki czas gry (ukończenie tytułu zajęło mi około sześciu godzin), sprawia, że nie można w nim narzekać na monotonię.
Kres podróży
Scorn ożywia obrazy H. R. Gigera na naszych oczach. Robi to w sposób intrygujący i godny pochwały, choć przez kilka złych decyzji technicznych i drobnych mankamentów całość produkcji zdecydowanie traci na wartości. A szkoda, bo jest to jeden z najbardziej oryginalnych tytułów, w jakie miałem okazję zagrać przez ostatnie kilka lat. Jeśli nie straszne Wam wymienione przeze mnie minusy i jeśli nie boicie się brodzić pośród biomechanicznych dziwactw, to moim zdaniem warto wyruszyć na pielgrzymkę w ten obcy, nieprzyzwoicie przyciągający oko świat.
Kto wie, może dzięki tej podróży odkryjecie coś o samych sobie?
Gdzie kupić Game Pass?