Sifu – recenzja. Ja jestem King Bruce Lee Karate Mistrz!

Lubię się pomęczyć przy grach. Adrenalina towarzysząca wymagającym etapom sprawia, że nie mogę oderwać się od monitora, a satysfakcja płynąca ze zwycięstwa wynagradza godziny bolesnych porażek. Po Sifu sięgnąłem więc z przyjemnością i sporymi oczekiwaniami. Produkcja studia Sloclap zaintrygowała mnie nie tylko gameplayem, ale i pomysłem na setting. W końcu, któż z nas nie chciałby wcielić się w legendę sztuk walki pokroju Mistrza Miyagi? Ach, jak tylko sobie przypomnę tę uroczą nieświadomość. Nawet nie przypuszczałem, jaki horror gotuję sobie na własne życzenie. Zapytacie dlaczego? Otóż Sifu szybko zweryfikowało moje zdolności, a droga na szczyt okazała się być trudniejsza niż sobie wyobrażałem.

Produkcję studia Sloclap najprościej będzie sklasyfikować jako chodzoną bijatykę. Łatwo się jednak domyślić, że nie jest to dwuwymiarówka rodem z automatów, w które zagrywaliśmy się za stosy monet z ciężko zarobionego kieszonkowego. Formuła jest podobna, bo przemierzając kolejne lokacje będziemy walczyć z grupami przeciwników, a na końcu każdego etapu czeka nas starcie z bossem. System walki dopracowany został jednak do tego stopnia, że tag – beat’em up może być odrobinę krzywdzący. W Sifu zaimplementowano sporo ciekawych mechanik, część z nich, a także poziom trudności produkcji mogą przywodzić na myśl gry z gatunku soulslike czy roguelike. Jedno jest pewne, ze względu na swój unikalny charakter Sifu nie będzie grą dla wszystkich. Przed zakupem warto się zastanowić, czy na pewno jest to tytuł, który trafi w nasze gusta.

Przygotuj się na srogie lanie

Sifu może być kolejną produkcją, która wyciągnie z pawlacza dyskusję na temat dodawania trybu fabularnego do bardziej wymagających gier. Często jako argument w dysputach przewija się punkt, że każdy gracz powinien mieć możliwość doświadczenia przygotowanej przez twórców historii. Zdradzę Wam, że w przypadku Sifu nie macie czego żałować.

Fabuła pełni tutaj rolę marginalną i stanowi wyłącznie prostą motywację dla poczynań bohatera. Bezimienny wojownik bądź wojowniczka będzie próbować zemścić się na zabójcach swojego ojca. Ruszając tropem oprawców, odwiedzimy pięć lokacji, a na końcu każdej z nich czekać będzie na nas boss w postaci członka wspomnianej grupy. Ewentualne dialogi sprowadzają się do wymiany kilku krótkich zdań, a znajdowane przedmioty nie rzucają głębszego światła na fabułę. Nie jest to jednak dużym minusem, bo produkcja Sloclap stawia przede wszystkim na gameplay, a ten z nawiązką nadrabia za wszystkie pozostałe aspekty.

W starym ciele młody duch

Przygodę zaczynamy w wieku 20 lat, dość młodo, jak na mistrza sztuk walki, ale nasza metryka będzie zmieniała się w trakcie gry. Tutaj należy zaprezentować pierwszą z ciekawych mechanik zaproponowanych przez autorów. Nasza postać będzie starzeć się wraz z każdą przegraną. Dzieje się to jednak w sposób nieregularny, gdyż z każdą kolejną śmiercią będziemy starzeć się o więcej lat. Licznik można jednak kontrolować. Prędkość z jaką siwiejemy, obniża pokonywanie elitarnych wrogów lub użycie specjalnej zdolności.

W Sifu pojedyncza przegrana nie jest szczególnie dotkliwa, bo odradzamy się dosłownie w miejscu porażki. Kilka przegranych z rzędu zaczyna być jednak problemem, bo gdy licznik zgonów się rozpędzi – co często dzieje się w trakcie potyczek z bossami – to zaczyna się robić niebezpiecznie. Dlaczego? Otóż, gdy nasza postać przekroczy 70 wiosen, przegrywamy i musimy rozpocząć dany etap od nowa. Warto wspomnieć, że wraz z wiekiem nasz bohater staje się coraz silniejszy, ale odbywa się to kosztem punktów życia.

Sama wygrana to nie wszystko

Ten aspekt uwidacznia jedną z cech Sifu, z którą niekoniecznie mi po drodze. W produkcjach z gatunku soulslike niesamowitą satysfakcję sprawia dobrnięcie do kolejnych checkpointów, a po ciężkiej walce z bossem gracz może odetchnąć i cieszyć się, że udało się popchnąć fabułę do przodu. W przypadku Sifu nie wystarczy tylko wygrać, ale trzeba to zrobić z jak najmniejszą liczbą porażek na koncie. Nic nam z tego, że dobrniemy do czwartej planszy, gdy nasza postać będzie miała ponad 60 lat, bo wtedy wystarczy jedna lub dwie porażki, by kompletnie przegrać.

W takim wypadku musimy powrócić do odwiedzonych wcześniej miejsc, starając się poprawić wynik. Należy więc podkreślić, że Sifu to tytuł dla bardzo cierpliwych i tych, którzy nie boją się niepowodzeń. Jeśli mam być szczery, to dawno nie miałem okazji tak soczyście złorzeczyć podczas rozgrywki. Dobrze, że nie mam w zwyczaju rzucać przedmiotami, bo na listę szkód musiałbym wpisać więcej niż te kilka nadprogramowych siwych włosów.

Szkoła życia

Niejednokrotnie wspominałem już, że Sifu jest grą wymagającą. Oczywiście, dotyczy to systemu walki, na który składa się wiele koniecznych do opanowania technik. Na wstępie muszę zaznaczyć, że gra posiada wyłącznie zdawkowy samouczek, a szczegółowego działania poszczególnych elementów musimy uczyć się metodą prób i błędów. Szkoda, bo przystępniejsze wyjaśnienie praw gry z pewnością zaoszczędziłoby mi sporo nerwów. Zaczyna się niewinnie – dwa rodzaje ataków silne i szybkie, które możemy łączyć w efektowniejsze kombosy.

W przypadku Sifu powiedzenie, że najlepszą obroną jest atak, zupełnie nie zdaje egzaminu. To właśnie defensywa jest kluczowa jeśli chcemy utrzymać się przy życiu, a chaotyczne ataki na nic się tu nie przydadzą. Nie chcę szczegółowo wyjaśniać działania poszczególnych mechanik, bo jest tego zwyczajnie za dużo. Nie traktujcie też tej recenzji jako poradnika, bo w odmętach internetu bez problemu znajdziecie lepsze instrukcje, ale chcę tu jedynie zaznaczyć, o ilu rzeczach należy pamiętać podczas każdej z potyczek.

Defensywa kluczem do zwycięstwa

Podstawową techniką obrony jest przyjęcie postawy umożliwiającej automatyczne bloki. W takim stanie nie utrzymamy się jednak zbyt długo, gdyż każde trafienie będzie pozbawiać nas punktów z paska stabilności. Jeśli ten spadnie do zera, staniemy się podatni na ataki. Wystarczy zaledwie kilka ciosów, by zwalić nas z nóg. W trakcie bloku należy pamiętać, że niektóre ataki możemy sparować lub ich uniknąć. Każda z tych akcji pozwoli nam wyjść z kontratakiem, ale jeśli nie trafimy w odpowiedni moment, otrzymamy cios.

Walki w Sifu są dynamiczne, dlatego odpowiedni osąd sytuacji i refleks są kluczowe podczas starć. Przeciwnicy często atakują grupami, więc należy pamiętać o kontroli tłumu, tak by żaden z rywali za bardzo się nie zbliżył. Przy takim opisie pojedynki 1 na 1 mogą wydawać się proste, ale uwierzcie mi, że naprawdę ciężko jest zapanować nad długimi, szybkimi i często nieprzewidywalnymi kombo nacierającego wroga. Warto więc skupić się na tym, by dokładnie poznać techniki oponentów, co pozwoli nam lepiej przygotować się do walki.

Droga wojownika jest drogą pełną poświeceń

Sporym wsparciem w trakcie naszych zmagań może okazać się odpowiednie rozwinięcie postaci. Dokonujemy tego na kilka sposób. W każdej z plansz jest kilka kapliczek, w których możemy nabyć ulepszenia. Do ich zakupu używamy punktów doświadczenia lub tych zdobytych za wykonywanie kombosów. W najgorszym wypadku możemy skorzystać z darmowych, które wydają się mniej atrakcyjne. Punkty XP używane są też do odblokowywania dodatkowych zdolności i ataków.

Warto podkreślić, że raz wykupiona umiejętność przepada w momencie finalnego zgonu. Jeśli jednak w danym runie wykupimy odpowiednią umiejętność pięciokrotnie, to zostanie nam przypisana na stałe. Pamiętać trzeba o tym, że są one powiązane z wiekiem. Po przekroczeniu pewnej granicy, nie możemy już wykupić danych skilli. Te mechaniki mają dość grindowy charakter, który jest ryzykowny, bo w momencie niespodziewanej porażki możemy boleśnie odczuć brak możliwości osiągnięcia założonego celu.

Trudne gry przechodzi się dzięki cierpliwości

Wspomniany wcześniej system starzenia się jest interesującym pomysłem, ale każdy kij ma dwa końce. Bardzo łatwo wpaść tu w pułapkę, co zdarzyło mi się kilkukrotnie. W finałowej planszy, ze sporą liczba wiosen na koncie, musiałem decydować, czy chcę próbować swoich sił w drodze do ostatecznego bossa, czy może jednak wrócić się do poprzednich, licząc na to, że tym razem pójdzie mi lepiej. Niezależnie od tego jaką opcję wybierzemy, możemy stracić sporo czasu na bezowocnych próbach.

W przypadku odwiedzonych miejscówek gra oferuje nam możliwość skorzystania ze skrótów, ale omijając w ten sposób niektóre fragmenty, możemy pozbawić się cennych profitów. Jeśli zaś zdecydujemy się powtórzyć cały etap, a w walce z bossem coś minimalnie nie pójdzie po naszej myśli, to frustracja z łatwością może zdominować fun płynący z rozgrywki. Odnoszę wrażenie, że brakuje w tym odrobiny zdroworozsądkowego balansu, ale z pewnością takie rozwiązania czynią Sifu grą jeszcze trudniejszą.

Jest klimat!

Ekipa z Sloclap nie siliła się na zjawiskową oprawę graficzną, ale dzięki pomysłowi i charakterystycznej komiksowej kresce udało im się nadać Sifu unikalny styl. Na pochwałę zasługują również animacje, które oglądamy w trakcie walki. Wszystko zostało zrealizowane płynnie, dynamicznie i efektownie, a wykonując ataki możemy poczuć ich siłę. Technicznie gra nie budzi żadnych zastrzeżeń, a całość wydaje się być dopracowana.

Tak jak wspominałem wcześniej, na grę składa się wyłącznie pięć plansz, co brzmi dość skromnie. Dla mnie jednak każdy z etapów to ogromna liczba powtórzeń, gdyż nie jestem specjalnym wyjadaczem. Finałowego bossa położyłem na matę po około 23h, ale do odblokowania pozostało mi jeszcze prawdziwe zakończenie, które z pewnością napsuje jeszcze trochę krwi. Czas potrzebny na ukończenie gry będzie więc bardzo się różnił w zależności od naszych umiejętności.

Czy masz szansę zostać Brucem Lee?

Najprościej mówiąc, Sifu to wyciskacz krwi potu i łez. Wyśrubowany poziom trudności, brak konkretnego samouczka oraz zmuszanie do wykręcania coraz to lepszych wyników sprawiają, że jest to gra dla specyficznej grupy odbiorców. Jeśli nie cieszycie się opinią stoika, to lepiej inaczej ulokować swoje złotówki. Nie dajcie się też zwieść oryginalnemu settingowi, gdyż kryje się za nim ból niekończących się porażek. Jeśli zaś lubicie dać sobie w kość, a dogadywania kolegi powtarzającego „git gud” nie robią na Was wrażenia, to przy Sifu znajdziecie spore pokłady frajdy.

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Cosmocover.

Gameplay

YouTube player
Avatar photo
Gram więcej niż przewidują normy, konwencje i granice dobrego smaku. Chętnie dzielę się swoimi spostrzeżeniami, czemu daję upust w recenzjach. Gotów do zmierzenia się z każdym tytułem, niezależnie od gatunku, wieku czy klasy. Najbliżej giereczkowego serca trzymam jednak gry niezależne, spośród których staram się wyławiać ukryte perełki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top