Silver Monkey X Koon – recenzja. Tani, ale wariat

Silver Monkey X Koon - grafika główna

Jakość musi kosztować. Bardzo długo trwałem w tym przekonaniu i niby bardzo często jest to prawda, lecz bywa też tak, że za całkiem przystępną cenę możemy otrzymać produkt naprawdę sensownej jakości. Nie obejdzie się wprawdzie bez pewnych kompromisów, ale raz, nieco gotówki zostanie w naszym portfelu do późniejszego roztrwonienia, a dwa, nie każdy z nich będzie miał tę samą wagę. Dobrym tego przykładem są kosztujące stówkę bez grosza słuchawki Silver Monkey X Koon, które może nie ukontentują użytkowników o audiofilskich zapędach, ale dla zwykłych graczy mogą okazać się naprawdę miłą alternatywą dla droższych produktów konkurencji.

Jakość wykonania wyższa niż cena

Naprawdę dobre wrażenie urządzenie to sprawia już po wyjęciu z pudełka. Sprzęt jest elegancki i sprawia wrażenie wytrzymałego. Silver Monkey X Koon wykonano bowiem z pomalowanych na czarno elementów metalowych i plastikowych. Wszystko to spasowano przy tym naprawdę dobrze, więc trzymając słuchawki w rękach nie czuć, byśmy mieli do czynienia z tanizną. Nic nie trzeszczy i nie strzela pod naciskiem, a sam pałąk jest do tego bardzo elastyczny, także trzeba się naprawdę postarać, by złamać je w trakcie normalnego użytkowania. Jakość wykonania porównywałbym do kosztujących dwa razy więcej Genesis Neon 750 RGB, aczkolwiek po dłuższej analizie elementy plastikowe w Koonie wydają się nieco miększe, lecz nie jest to w żadnym razie jakikolwiek problem.

Silver Monkey X Koon - bok
Fanów świecidełek zasmuci brak podświetlenia, ale w słuchawkach jest ono w moim odczuciu zbędne.

To samo powiedzieć można zresztą o okalającej pałąk, ukrytej pod ekoskórą gąbce. Mało tego, jest ona wyjątkowo mięciutka, więc nawet kilkugodzinne sesje nie przyprawią Was o ból głowy, który w przypadku wspomnianego Neona 750 RGB pojawiał się już po kilkunastu minutach. Wygodne są również nauszniki z tego samego materiału, a ich spory rozmiar sprawia, że nawet posiadacze tak pokaźnych radarów, jak moje, nie muszą martwić się o dyskomfort. Pewnymi drobnymi upierdliwościami są natomiast wystające na łączeniu pałąka i nauszników kabelki, stwarzające w ten sposób ryzyko ich przerwania lub wyrwania, a także przyczepiony na stałe mikrofon, który mimo wszystko zawsze będzie gdzieś tam się pałętał w kącie lub sporadycznie zahaczał o nasze ramię. Niby nic dyskwalifikującego, ale osobiście, jeżeli z nikim nie gram, zawsze wolę takowy sobie odpiąć (inna kwestia, że prędzej czy później je przez to gubię…).

Czym i z czym?

Słuchawki ze swoim sprzętem połączymy natomiast długim, bo dwumetrowym kablem w oplocie, zakończonym złączem 3,5 mm, ale można też podpiąć dołączoną do zestawu przejściówkę na dwa oddzielne złącza 3,5 mm – mikrofonowe i głośnikowe. Silver Monkey X Koon współpracuje nie tylko z komputerami, ale także z telefonami Android oraz konsolami Xboxa, PlayStation i Nintendo. Na samym przewodzie standardowo umieszczono jeszcze pilot, umożliwiający regulację dźwięku oraz włączanie i wyłączanie mikrofonu. Kabel jest przy tym pomimo oplotu całkiem giętki, zatem spokojnie ułożycie go sobie tak, jak Wam wygodnie.

Silver Monkey X Koon - pilot
Pilot jest stosunkowo duży i nie ma zbyt wielu bajerów, ale spokojnie wystarcza.

Basów nie ma, ale i tak jest zaje…

Teraz najważniejsze, czyli dźwięk. Silver Monkey X Koon grają naprawdę dobrze. Niezależnie od tego, czy słuchamy muzyki, gramy czy po prostu rozmawiamy ze znajomymi, dźwięk jest przyjemnie czysty, choć należy zwrócić uwagę na to, że wypada on, jak na mój gust, nieco zbyt płasko. Rozczarowują przede wszystkim basy, które momentami wręcz giną. Toteż jeżeli zależy Wam na głębokim brzmieniu, raczej nie będziecie zadowoleni. Tak sobie wypada również izolacja od otoczenia, którą chwali się producent. Jeżeli w tym samym pomieszczeniu ktoś inny będzie oglądał film na telewizorze, będziecie słuchowo śledzić jego akcję wraz z oglądającym. On jednak też będzie słyszał to, co Wy.

Zdecydowanie najmilszym zaskoczeniem jest natomiast mikrofon, który oferuje naprawdę niezgorszą jakość nagrywanego dźwięku. Spotkałem już na swojej drodze droższe słuchawki, jak chociażby Genesis Selen 400, które pod tym względem były zawstydzane przez najtańsze mikrofony z marketu. Do Silver Monkey X Koon natomiast nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Nagrany dźwięk jest czysty i wyraźny, dołączony pop filter niweluje głoski wybuchowe, a – co najfajniejsze – niezależnie od tego, czy szeptałem, czy darłem się wniebogłosy, zawsze byłem perfekcyjnie słyszalny. Toteż w trakcie zażartych potyczek w Call of Duty lub innym Battlefieldzie Wasi kompani nie powinni mieć żadnych problemów ze zrozumieniem, o co Wam chodzi, a od biedy to nawet i podcast by można byłoby nimi nagrać.

Test mikrofonu

Silver Monkey X Koon - słuchawki
Rozmiar słuchawek można dostosować do głowy przy pomocy wysuwanego pałąka.

Tani, ale wariat

Nie powiem, Silver Monkey X Koon okazały się bardzo miłym zaskoczeniem. Z początku nie byłem do nich zbyt pozytywnie nastawiony, będąc przekonanym, że za tę cenę sensownych słuchawek dostać się zwyczajnie nie da. Tymczasem otrzymałem naprawdę niezły produkt, który pod wieloma względami bije na głowę droższą konkurencję, a nawet tam, gdzie dostaje po tyłku, wychodzi z pojedynku z twarzą. Nieco zbyt płaski dźwięk wprawdzie sprawia, że nie będą to moje główne słuchawki, ale wygoda użytkowania i świetny mikrofon sprawiają, że z pewnością rozważę je, kiedy pewien lubelski podcaster znów będzie namawiał mnie na sesję w Fortnite’a.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie słuchawek do recenzji dziękujemy firmie X-Kom.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Kup Silver Monkey X Koon

Reklama produktu w Ceneo.pl

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top