Sonic to bezsprzecznie jedna z ikon branży gier. Niebieski jeż przez 30 lat swojego istnienia poszedł nawet dalej i zaistniał nawet poza oryginalnym medium. Wspominając swoje pierwsze spotkanie z Sonicem, wielu wskazuje nie tylko na gry, a na jedną z istniejących kreskówek. Gdy mamy za sobą premierę drugiej części Hollywoodzkiej adaptacji tej postaci, łatwo założyć że wiele osób dopiero teraz zechce dowiedzieć się, skąd wziął się Sonic. Celebrując kolejny rok istnienia swojej maskotki, SEGA przygotowała dla nowych i starych fanów garść odświeżonych przygód z Mega Drive’a. Sonic Origins to sentymentalna przejażdżka połączona z odrobiną historii.
Pierwsze uruchomienie Sonic Origins
Pierwsze wrażenia po uruchomieniu są niesamowicie pozytywne. Gracza wita estetycznie menu zbudowane w formie mapy z wyspami. Każda z wybijających się nad wodą krain jest inną z opcji. Najważniejsze są tu te związane z odświeżonymi grami. Sonic Origins oferuje graczom aż pierwsze cztery gry głównego cyklu. Niezależnie czy wybierzemy Sonic The Hedgehog, Sonic The Hedgehog 2, Sonic 3 & Knuckles czy Sonic CD, gracz zobaczy bliźniacze menu z opcjami dla nowych graczy i weteranów. Warto dodać, że wszystkie te opcje wraz z ich opisami są w języku polskim. Same gry nie zostały jednak przetłumaczone. Przed uruchomieniem każdej z dostępnych gier wyświetlą się piękne animowane wstawki, które nakreślają fabułę każdej z gier.
W menu wybijają się jeszcze dwie interesujące wyspy. Jedną z nich jest Muzeum, które uzupełnia się w kolejne dźwięki i grafiki wraz z postępami w grze. W Muzeum znajdziemy opisy postaci, okładki gier, muzykę i wiele więcej. Sonic Origins stara się być pigułka historii upamiętniającą początki niebieskiego jeża. Zebranie wszystkiego nie będzie takie proste, z prostego powodu. Oprócz opisanej przed chwilą Kolekcji klasycznej jest jeszcze Kolekcja premium. Dzięki zdobywaniu specjalnych monet, odblokujemy więcej specjalnej treści. Tam będziemy mogli zobaczyć nagrane przez lata koncerty, przeanalizować grafiki koncepcyjne i jeszcze głębiej zanurzyć się w historii Sonica.
Sonic Origins dla nowych i starych fanów
W każdej z odświeżonych gier, Sonic Origins daje wybór między trybem klasycznym a jubileuszowym. Pierwszy z nich jest starym dobrym wyzwaniem w nieco ładniejszym wydaniu. Gry wyświetlają się wtedy w starszych, kwadratowych proporcjach obrazu 4:3, a gracza ogranicza licznik żyć. Tryb jubileuszowy prezentuje grę w aktualnych formatach obrazu, bez nienaturalnego rozciągnięcia. Liczba żyć nie ogranicza przygody, więc wyzwanie jest nieco prostsze, a na poziomach poukrywane są dodatkowe monety do wykorzystania w Muzeum. Nostalgiczni puryści mogą się zanurzyć w trybie klasycznym, podczas gdy nowi fani zatracą się w jubileuszowej oprawie klasyków z SEGA Mega Drive.
Oprócz zdobycia wszystkich szmaragdów chaosu, gracze mogą podjąć jeszcze jedno wyzwanie. Tryb boss rush to oczywiście pojedynek Ty kontra gra. Zadaniem grającego jest jak najszybciej pokonać wszystkich dużych przeciwników, z pominięciem sekcji platformowych. Tryb dobrze znany z wielu gier i w Sonicu nabiera rumieńców. Boss rush nie jest jedynym trybem, w którym gra liczy czas. Grający może pokonywać swoje kolejne rekordy na każdym z poziomów. Niezależnie od trybu, jaki wybierze. Ukończenie gry odblokowuje również tryb lustrzany, który wystawia na próbę naszą pamięć mięśniową. Po kilku godzinach poznawania poziomów, nagłe przechodzenie ich w odbiciu lustrzanym może zaskakująco odświeżyć zabawę.
Dodatkowe wyzwania w Sonic Origins
Wspomniałem wyżej o dwóch dodatkowych wyspach w menu. Oprócz tych związanych z grami cyklu i Muzeum, całkiem umyślnie pominąłem ostatnią. Co kryje się za enigmatyczną nazwą Misja? To tutaj na gracza czekają informacje o personalnych rekordach czasowych oraz tryb fabularny. Niestety, nie jest to nowy pakiet etapów. Tryb fabularny to nic innego, jak ciąg poziomów ułożonych chronologicznie w historii. Zamiast wybierać z menu każdą grę po kolei, grający może po prostu dać przeprowadzić się produkcji przez całą sagę początków Sonica.
Najważniejsze jednak są wyzwania, czyli specjalne zestawy prób czasowych. Te jednak nie polegają na leniwym przebiegnięciu gry. Są to specjalnie przygotowane mapki, zbudowanie wokół jakiegoś założenia. Produkcja zmusi grającego do wspięcia się na wyżyny swojej znajomości gry, aby dostać się do specjalnego punktu, prześlizgnięcia się między ruchomymi platformami itp. Przejście wyzwania jest następnie oceniane, a na tej podstawie przyznawane są monety do wydania w Muzeum. Podjęcie tych misji szybko może stać się problematyczne. W moim odczuciu skok trudności jest nagły, a sama postać nie pomaga w nawigacji. Sonic zawsze potrzebował chwilę na rozpęd, a zatrzymanie też wymaga chwili na wyhamowanie. Oznacza to że sama motoryka postaci nie sprzyja walce z czasem. Widać to szczególnie w poziomach, które skupiają się na uważnym skakaniu zamiast na kojarzonym z niebieskim jeżem bieganiu.
Sonic po latach
Jak przystało na trzydziestoletnie gry, klasyki z Mega Drive’a j cechuje pewna trudność. Da się to odczuć nawet w trybie jubileuszowym. Odpowiada za to bohater, który jak wspomniałem wyżej lubi się ślizgać, ale również projekt poziomów. Te są w swoim zamyśle bardzo chaotyczne. Miałem takie odczucia lata temu i zagranie w te klasyki po kolei tylko mnie w tym zdaniu upewniło. Sonic Team uwielbia stawiać przeszkody w miejscach, które trudno ominąć, jeśli się o nich wcześniej nie wie. Zmusza to do uczenia się ścieżek gry na pamięć. Nie jest to pewnie problemem dla osób, które Sonica znają od dawna, ale pierwsze spotkania dzisiaj mogą być zbędnie irytujące.
Z czasem każdy z poziomów zaczyna przypominać designerski szum. W pewnym momencie nie byłem nawet pewien czy się nie cofam, utrudniając sobie zabawę. Choć widocznie każda z kolejnych części Sonic The Hedgehog zyskuje, to ich problemy w rozgrywce tylko się pogłębiają. Najbardziej widać to w Sonic CD, które dodając element podróży w czasie, potrafi całkowicie skonfundować grającego. Nie znaczy to, że seria to tylko zestaw nieudanych pomysłów. Twórcy na każdym kroku kombinują jak urozmaicić zabawę. Gra nabiera innej dynamiki, gdy okazuje się, że trzeba pilnować dotlenienia Sonica pod wodą, albo gdy stojąc na skrzydle samolotu, jeż walczy z przeciwnikami w powietrzu.
Delikatne różnice
Najwięksi puryści Sonica szybko zauważą pewne różnice. W części poziomów przygrywa inna muzyka niż ta, do której przyzwyczajeni są fani. Raz jest to po prostu odświeżona melodia innym razem zastąpiona nową ścieżką. Całkowicie nowe utwory to pojedyncze przypadki sprytnie wplecione między kojarzone kawałki. Spodziewam się, że osoby wracające po latach w większości tego nie zauważą, a nowi gracze nie wyczują.
Warto jednak dodać, że nie obyło się bez kontrowersji. Każdą z odświeżonych gier przygotował inny zespół i SEGA dopiero później skleiła to w jeden produkt nazwany Sonic Origins. Autorzy odświeżonych części przeprosili za nieoczekiwane błędy, które wywołała taka niecodzienna fuzja. Znaczy to, że jakieś problemy w trakcie gry mogą się pojawić. Osobiście nie zauważyłem żadnych błędów mimo wielokrotnego ogrania paru poziomów. Mimo że gra w trakcie mojej zabawy zaciągnęła tylko jedną aktualizację. Nie mogę jakkolwiek odnieść się do poprawy lub pogorszenia stanu klasyków.
Sonic Origins jako całokształt
Odnoszę wrażenie, że fani Sonica mają się z czego cieszyć. Gra na aktualnych systemach prezentuje się wybornie. Sięgnięcie za takie wydanie może być doskonałym powrotem do serii. Nowi gracze mają szansę poznać pierwsze kroki marki, ale tutaj warto przestrzec przed specyficznym sposobem budowania poziomów. Sonic mimo uproszczenia dalej stawia wyzwanie, z którym nie każdy może sobie poradzić. Poza klasykami, Sonic Origins to zestaw etapów dla głodnych pobijania rekordów, a wszystko to spina wypełnione po brzegi historią Muzeum.
Gameplay
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Gdzie kupić?